23. Oj synku myślisz, że to maleństwo się z proszku pojawiło?

Od trzech dni moja rozmowa z teściową polegała głownie na tym, że wybierałyśmy wszystko dla dziecka. Pedro jedynie chodził po kątach i miałam wrażenie, że nas unika. Jego mama też to zauważyła, dlatego zabrała go na zakupy spożywcze, a ja mogłam sobie odpocząć i po prostu się zdrzemnąć. Tego było mi trzeba.

&&&

Chodziłem za mamą, która jakby wpadła w szał zakupowy, bo latała od półki do półki i brała dużo zdrowych rzeczy, które jej zdaniem były idealne dla mojej żony. Ale kiedy zobaczyłem szpinak i o dziwo żabie udka w wózku to od razu się skrzywiłem. Bo to zdecydowanie nie moje smaki. Ale w pewnym momencie moja mama stanęła przede mną i na mnie spojrzała. Więc tylko westchnąłem.

- Czy mi się zdaje, czy ty jesteś zazdrosny o swoją żonę?
- Jestem. – jęknąłem – Wiem, ze jest ważniejsza, ale o mnie się tak nie troszczysz. -  i bawiłem się wózkiem
- Oj synku, synku. – zaśmiała się – Wiesz, że jesteś z kobietą, która do ciebie idealnie pasuje? Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak ona jest zazdrosna o twoją osobę. I jak dobrze cię zna, bo sama wie że coś nie gra. Ale nie martw się, zrobię jutro twoje ulubione danie. – puściła mi oczko
- I czy kobieta w ciąży powinna jeść żabie udka?
- Tak naprawdę to Isabelle co nie zje to od razu jej niedobrze. Martwię się o nią i o maleństwo. Kiedy spała, to przeczytałam jej dokumenty i naprawdę nie są kolorowe.
- Wiem o tym, nie znam do końca medycznych terminów, ale Internet też pomaga. – westchnąłem
- Dlatego przepraszam, że nie zapytałam jak ty się czujesz. Czytałam wasze oświadczenie. Ale nie wiem co ty czujesz.
- Jestem cholernie przerażony. – przetarłem twarz i oparłem się o wózek – Zawsze myślałem, że kiedy będę mieć dziecko to te dziewięć miesięcy zleci tak jakby nic się nie działo. A tutaj nagle mamy tyle kłód rzucanych pod nogi.
- Nie zawsze jest kolorowo. – pogłaskała mnie po ramieniu – Dlatego musicie się wspierać nawzajem. I ty nie unikaj Isabelle kiedy jesteś zły.
- Aż tak było to widać? – a ona pokiwała głową, że tak – Porozmawiam z nią dzisiaj. Ale dalej nie wiem co w wózku robią te… - i wskazałem skrzywiony na tackę na co się zaśmiała
- Oj Pedro, pamiętasz kiedy na twoje urodziny, tuż przed waszym ślubem dostałeś wielka niespodziankę?
- Obiad prosto z La Coruny. – uśmiechnąłem się – Chcesz jej zrobić to samo, przywieźć trochę Francji do Sevilli.
- Dokładnie, wiem, że tęskni. Jest jak ty, z tą różnicą, że ty dalej byleś w swoim państwie. A ona tęskni za kimś kto będzie dla niej mamą i oparciem.
- Wiem, zawsze miała babcię.
- A jej mama?
- Właściwie. – zauważyłem ściągając płatki z półki – To dużo o niej nie rozmawia. Wiem tylko tyle, że porzuciła rodzinę kiedy siostra Isabelle miała dwa lata. Ona to najmocniej przeżyła, bo była już sześciolatką. Ale kiedy chciałem cokolwiek od niej wyciągnąć to od razu się obrażała. Więc przestałem pytać.
- Rozumiem. Ale cieszę się, że między wami jest lepiej. 
- Właściwie… - rzuciłem, a ona się od razu przestraszyła – To nic złego. Po prostu myślę, że to dzięki dziecku. Owszem przed zajściem zaczynaliśmy wychodzić na prostą, ale kiedy powiedziała mi o tym, że będę tatą, to nie wiem… tak jakoś poczułem coś innego. Nie umiem tego wytłumaczyć.
- Poczułeś spełnienie. – uśmiechnęła się do mnie – Coś co w podświadomości miało przyjść już dawno temu. Wiem o tym, bo my również z tatą staraliśmy się o twojego brata dosyć długo. Ale poczekaj na to uczucie na porodówce. Kiedy maleństwo będzie w twoich rękach i złapie cię za palec. Do tej pory pamiętam jak ty od razu położyłeś dłoń na mojej piersi. Nie chciałeś nigdy zasnąć bez bicia mojego serca. Za każdym razem, kiedy czytałam ci bajki ty kładłeś się głową i wsłuchiwałeś w rytm.
- Czekam na to, owszem jestem już ojcem, ale Blancę poznałem jak już do mnie mówiła. A tutaj… widzę każdego dnia co się dzieje z Isabelle. Jak jej brzuch rośnie, i po prostu to coś innego, i niesamowitego. Tak naprawdę do tej pory do mnie nie doszło to, że wystarczy jedna chwila, jedno zbliżenie i może zrobić coś takiego. Że ja mogę coś takiego zrobić.
- Cieszę się. Bo obydwoje jesteście gotowi na dziecko. – uśmiechnęła się do mnie na co zdziwiony na nią spojrzałem – Owszem przeraża was to, ale to normalne przy pierwszym dziecku. Ale nie panikujecie, działacie rezolutnie, tak jak trzeba.
- Dojrzeliśmy. – zauważyłem a ona pokiwała głową na znak, ze się zgadza – Tyle tylko…
- Ty nie podjąłeś jeszcze decyzji gdzie zamieszkacie. Zostałeś wypożyczony na pól roku. Isabelle będzie dopiero w szóstym, a nie może wstawać do końca ciąży. W dodatku, jeśli wrócisz do Madrytu to nie będzie problemu, wróci do swojego dawnego lekarza. Ale jeśli wybierzesz inne miasto, inny kraj ona zostanie z kłopotem.
- Dokładnie, poprosiłem mojego managera aby zaczął rozmowy, ja również staram się pokazać z jak najlepszej strony i sam chcę porozmawiać z trenerem.
- Na dodatek Isabelle cię przytłoczyła katalogami z rzeczami dla małego, kolorami pokoiku. A ty po prostu widzisz jej entuzjazm i nie jesteś w stanie jej powiedzieć, aby poczekała jeszcze trochę. Aż dostaniesz informację.
- To jedyna rzecz, która w tym momencie sprawia jej radość. Zapomina o tym, co może być najgorszego. A ja nie chce jej tego odbierać.
-  Ale kiedy ty nie mówisz, ona widzi że coś nie gra i biedna się zamartwia. Musisz z nią porozmawiać, musisz jej powiedzieć. Ty tego nie rozumiesz, ale ona doskonale będzie wiedzieć co jest nie tak. Kobieta przygotowuje się na rolę życia, będzie musiała poznać jak jej maleństwo, które nie mówi ani słowa stara się jej przekazać to co czuję, to co pragnie. I zaufaj mi, doskonale na tobie to trenuje bo sama poprosiła mnie o to, abym przeprowadziła z tobą rozmowę i wyciągnęła kilka informacji, ale nie martw się. Nic jej nie powiem, to do ciebie należy.
- Dziękuje. – dałem jej buziaka w policzek – Jesteś najlepsza mamą pod słońcem.

&&&

Drzemka mi się przydała, ale czułam jak ktoś mnie głaszczę po ramieniu i daje buziaka w policzek. Zamruczałam tylko i wtuliłam się w poduszkę bardziej.
- Witaj śpioszku. – usłyszałam Pedro na co się tylko cicho zaśmiałam – Jesteś głodna?
- Jak teraz zapytałeś, to tak troszeczkę. Ale wróciliście już z zakupów?
- Tak. – uśmiechnął się do mnie Pedro – Mama trochę poszalała, a na kolację musisz poczekać. Bo właściwie szykuje się impreza.
- Co twoja mama wymyśliła?
- Kolację. Dlatego możemy sobie tu posiedzieć i porozmawiać. – dał mi buziaka w policzek na co się uśmiechnęłam do niego – Bo wiem, że cię unikałem. I od razu mówię, że przestanę bo mama mnie ostrzegła, że ty jesteś teraz dobra w te klocki i doskonale wiesz co się ze mną dzieje.
- Po prostu się martwię. – westchnęłam i przekręciłam na plecy
- Unikałem cię, bo nie jestem w stanie odebrać ci radości. Wiem jak się cieszysz wybierając wszystko dla naszego maleństwa, ale mogłabyś przystopować trochę? Poprosiłem mojego managera, aby dał mi znać gdzie będę grać. Czy tutaj zostanę, czy wrócę do Madrytu.
- Albo będziesz grać gdzie indziej. – westchnęłam i złapałam go za dłoń – Problem w tym, że ja nie mogę wstawać. A ty, gdzie byś chciał grać?
- Tęsknie za Madrytem, ale tutaj też mi dobrze. I w sumie to może zaprosimy Blancę na weekend?
- Skarbie, chcesz aby taka mała dziewczynka sama podróżowała? – a on rzucił, że z Estefanią – Ale gdzie ty chcesz je ulokować? Mama mieszka w drugim pokoju.
- To tylko weekend i pomyślałem o kanapie. W końcu jest rozkładana. Po prostu tęsknie za małą.
- No dobrze, mogą przyjechać. – Ale to pewnie nie koniec?
- Nie, ale mama mi wszystko ładnie wytłumaczyła i już nie będę się tak zachowywać.
- Naprawdę się cieszę, że jest z nami. I nie tylko dlatego, że mam codziennie pyszne posiłki.
- Masz rację, a dzisiaj będzie pyszna kolacja. – a ja mu się dobrze przyjrzałam – Nie powiem.
- No dobrze, ale Pedro… - i dalej bawiłam się jego dłonią na co zdziwiony na mnie spojrzał – A dasz mi buzi? Ale wiesz… tak, aby mi się nogi ugięły. – szepnęłam a on się jedynie zaśmiał ale wykonał to o co go poprosiłam i nie powiem, ale to było bardzo przyjemne
- No gołąbki obiad podano. – usłyszeliśmy spod drzwi na co Pedro zmieszany się ode mnie odsunął – Oj synku myślisz, że to maleństwo się z proszku pojawiło? – zaśmiała się i nas zostawiła samych na co sama się zaśmiałam i powoli wstałam z łóżka, ale zakręciło mi się w głowie więc od razu usiadłam
- Wszystko w porządku? – od razu Pedro znalazł się przy mnie, a ja tylko pokiwałam głową, że tak – Pomogę ci. – od razu złapał mnie za dłoń więc wstałam z jego pomocą. – Chociaż nie powiem, tęsknie za tobą, nie robiliśmy tego już od tak dawna.
 - Wiem o tym. – westchnęłam – Ale nie możemy, trzeba czekać do końca ciąży. Ale nie skłamię jeśli powiem, że ja też tęsknie. Ale jeśli chcesz, to możemy.
- Daj spokój, to nie jest ważne. No, ale idziemy bo czeka na nas coś pysznego. – dał mi całusa na co zdziwiona za nim poszłam


Ale nie powiem, kiedy zobaczyłam świece, i dobrze znane mi potrawy prosto z Francji, to od razu się rozpłakałam. Naprawdę, był to miły gest ze strony jego mamy, ale usiadłam do stołu pociągając nosem i delektowałam się moimi ulubionymi przysmakami. 

22. A teraz… czuję się tylko przerażona.

Był słoneczny poranek i starałam się go przespać, i nawet wychodziło mi to dosyć skutecznie. Pedro nie było już od dwóch godzin, bo pojechał na trening, więc siedziałam po prostu sama w domu. Ale za to miałam wszystkie przysmaki koło siebie i wszystkie potrzebne rzeczy. Ale usłyszałam pukanie do drzwi. Zdziwiona bo nie wiedziałam kto to, poszłam otworzyć. Chociaż miałam nadzieje, że to nie Pedro który chce sprawdzić czy czasem nie łamię zasad, które mi wyznaczył. Ale kiedy zobaczyłam swoja teściową to się tylko delikatnie do niej uśmiechnęłam, i zaraz tonęłam w jej objęciach.

- Skarbie jak się czujesz? Tak się przestraszyłam jak mi Pedro powiedział.
- Kiedy dowiedziałam się o ciąży byłam podekscytowana, szczęśliwa i przerażona. A teraz… czuję się tylko przerażona. – poczułam łzy w oczach – Nie wiem jak dam radę dotrwać do dziewiątego miesiąca w domu, w łóżku.
- Musisz leżeć do końca ciąży i ty tu stoisz?! W przedpokoju. Aj ty, już do sypialni. – zawołała na co tam poszłam, a ona usiadła obok mnie – Widzę, że mój syn dobrze cię zaopatrzył.
- Tak. Stara się mnie rozpieścić przed moim wyjazdem do Francji. Postanowił, że do końca ciąży zamieszkam z tatą, który jest na emeryturze i może się mną zająć. – westchnęłam
- Ale ty nie chcesz wyjeżdżać.
- Nie chcę po prostu wymieniać lekarzy co dwa miesiące, zwłaszcza teraz w tym przypadku.
- Rozumiem cię doskonale, i w sumie nie wiem dlaczego mój syn nie zaproponował mnie. W końcu mogę przyjechać tutaj i się wami zaopiekować. – uśmiechnęła się do mnie
- Ale nie trzeba. Naprawdę.
- Kochanie, wiem że jest ci trudno. Straciłaś wiele kobiet w swoim życiu, które by mogły ci pomóc i poradzić w macierzyństwie. Ale jesteś moim jedynym promyczkiem. – puściła mi oczko – Nie mam córki, tylko dwóch dorosłych synów. Jeden ma żonę, a drugi jest wiecznym kawalerem.
- Pedro mówił, że Fernando zamierza wrócić do Hiszpanii.
- Zobaczymy, ale teraz się o ciebie martwię. I rozumiem, że jesteś przerażona. To w końcu twoje pierwsze dzieciątko. Dlatego mogę zostać i ci pomóc. Wiem, że mój syn również się tobą zaopiekuje ale go to wszystko też przeraża.
- Nie śpi od trzech nocy. A raczej zasypia i się budzi. Myśli, że nie wiem o tym, ale w sumie nie wiem jak poruszyć ten temat tak, aby nie zrozumiał, że mam gdzieś jego troskę.
- Aj cały ojciec. – zaśmiała się – Ale mimo tych komplikacji jak się czujesz?
- Nawet całkiem dobrze. kiedy leżę to nie mam mdłości. I za to jem to wszystko co mi zostawił Pedro. – jęknęłam wskazując na stolik
- Potrzebujesz porządnego obiadu a nie jakichś przekąsek. Powiedź na co masz ochotę. – od razu podwinęła rękawy a ja się uśmiechnęłam
- Może pani zupę, tą którą tak bardzo uwielbiam? – a ona się jedynie zaśmiała i poszła do kuchni, a ja korzystając z okazji napisałam do Pedro, że jego mama już jest i gotuje pyszną zupkę – W takim razie może przyjdziesz do kuchni? Chyba jak będziesz siedzieć na krześle to się nic nie stanie?
- Oczywiście, że nie. Nie mogę po prostu wychodzić na długie spacery, które tak bardzo uwielbiałam. – jęknęłam siadając na krześle – Chwile dla mnie i Pedro, odkrywałam na nowo to co nas połączyło.
- Pamiętam do tej pory jak Pedro do mnie zadzwonił i powiedział, że przywiezie ze sobą swoją narzeczoną. – uśmiechnęła się do mnie co odwzajemniłam – Nie wiedzieliśmy nawet, że spotyka się z jakąś dziewczyną a nagle ma narzeczoną.
- W naszym przypadku wszystkie sprawy potoczyły się dosyć szybko.
- Ale jesteście razem i to się liczy. – puściła mi oczko – I cieszę się, że między wami się układa. Myślę, że ten wyjazd był najlepszą decyzją. Wiem, wiem. Nie powinnam tak mówić, oczywiście Blanca jest moją wnuczką i ją pokochałam. Ale… nie mam zaufania do jej mamy. Wiem jak bardzo mój syn cierpiał. A teraz, jesteście tutaj sami. I nie masz się o co martwić.
- Ma pani rację. Naprawdę jest miło, tylko we dwójkę. No było, kiedy mogliśmy chodzić na spacery. Codziennie, a teraz… może jedynie ze mną wyjść na balkon.
- Nadrobicie te spacery, z dzieckiem. Uwierz mi, czasem będziesz wychodzić z nim dwa razy dziennie. A już wiecie jak będzie miało maleństwo na imię?
- Właściwie to nie wiemy nic. – zaśmiałam się z własnej głupoty – O matko. Jestem w trzecim miesiącu, a nic nie mamy. Nawet podstawowych rzeczy, tak bardzo skupiliśmy się na naszym związku, problemach Pedro w klubie.
- Pedro ma problemy?
- Miał. Był przybity, bo nie grał od samego początku, ale teraz jest już dobrze.
- Rozumiem, no ale nie martw się. Wszystko załatwimy. – uśmiechnął się – Jest teraz pełno sklepów internetowych, które zapewniają wszystko co potrzebne. Plus jest taki, że ja wiem co jest potrzebne a co nie. Młodzi teraz kupują wszystko, ale nie koniecznie jest to ważne i potrzebne. – tylko się do niej szeroko uśmiechnęłam – No i jest w końcu uśmiech kobiety w ciąży.
- Mmm jak ładnie pachnie. – usłyszałyśmy spod drzwi i od razu Pedro przytulił mamę – Ale ty nie powinnaś…
- Daj jej spokój. Niech się rozerwie chociaż i zmieni otoczenie. W sumie teraz masz wolne, ja zostanę jej opiekunką, a ty będziesz mógł spokojnie się wyspać. W sumie teraz by ci się przydał sen. Więc uciekaj do waszego gniazdka, a ja sobie poplotkuje z twoją żoną.
- A mogę się z nią chociaż przywitać? – rzucił na co się zaśmiałyśmy i jeszcze dostał od mamy klapsa – Hej. – dał mi całusa – Jak się czujesz?
- Lepiej i nie możemy się doczekać na zupę. – pogłaskałam się po brzuchu z uśmiechem bo naprawdę byłam głodna


Ale jak się okazało jeszcze musiałam poczekać na obiad, więc Pedro sam poszedł się przespać, a ja dalej plotkowałam z mamą. Naprawdę dużo mi pomogła, naprowadziła na prawdziwe tory odnośnie macierzyństwa. Wiedziałam już czym się zajmę od jutra. 

&&&
Dotarłam to i dodaje nowy rozdział i idę spać... 8 godzin spędziłam w urzędzie aby mnie obsłużono w 8 min ;/ a miało być niby tak pięknie i lepiej... 

21. Musisz wrócić do Francji.

3 miesiące później

Mój brzuch był już widoczny, i wcale nie czułam się lepiej. Za to Pedro był zadowolony, każdego dnia widział jak rośnie jego chłopczyk, a w dodatku grał teraz co mecz. Musiał trochę pocierpieć, ale jednak się opłacało. Ale dzisiaj mieliśmy wizytę u lekarza, ale on nie miał rano czasu i jak się okazało, musiał odwołać dzisiejsze pójście ze mną na badania, bo był zajęty w klubie. Westchnęłam tylko, ale sama pojechałam taksówką. Siedziałam w poczekalni i nie powiem, ale uśmiech nie schodził mi z twarzy, zwłaszcza kiedy widziałam inne mamy z większymi brzuchami ode mnie. Byłam w tym momencie ciekawa jak ja będę wyglądać w późniejszych miesiącach. Ale zostałam wezwana do gabinetu, więc weszłam do środka i od razu usiadłam na krześle. Krótka gadka szmatka, i badania. Tyle tylko, że widziałam moją lekarkę, która nie miała zadowolonej miny. Po badaniach ponownie usiadłam na krześle i słuchałam tego co miała mi do  przekazania. Nie powiem, to co usłyszałam, czyli, że moje wyniki nie są dobre i muszę do końca ciąży leżeć, wbiło mnie w siedzenie. Zapytała się mnie jeszcze czy jest ktoś kto będzie mógł się mną zaopiekować, ale w tym momencie dotarło do mnie, że mój mąż nie wchodzi w grę. Nie ma go prawie całymi dniami i weekend całkowicie należy do niego. A każdy kogo znałam miał swoje zobowiązania. Ale wyznaczyła mi kolejną wizytę, więc wyszłam z gabinetu i od razu zawołałam taksówkę. Pojechałam nią prosto do domu i dobrze, że winda działała. Miałam na nosie okulary, bo przez całą drogę płakałam. Ale kiedy tylko przekroczyłam próg to zostawiłam swoje rzeczy w przedpokoju i poszłam do sypialni, gdzie położyłam się na łóżku. Już nie płakałam, ale od razu wykręciłam numer do mojej siostry i jej wszystko powiedziałam. Usłyszałam jak wchodzi do środka Pedro, więc przeszłam na bardziej przyziemne tematy. Widziałam, że chce ze mną pogadać, ale dał mi spokój. Pożegnałam się jedynie z Clemence i spojrzałam w lusterku jak wyglądam. A nie było to za ciekawe, rozmazany makijaż i podpuchnięte oczy. Westchnęłam tylko siedząc na łóżku i akurat w progu pojawił się Pedro.

- Jak się czujesz?
- Nie cierpię tej ciąży. – i od razu się rozpłakałam
- Coś się stało? Co ci powiedziała lekarka?
- Jak się okazuje ciąża jest zagrożona.
- C-co? – usiadł obok mnie na łóżku a ja starałam się wytrzeć łzy
- Okazuje się, że moja wcześniejsza choroba ma na to wpływ. Dlatego muszę leżeć do końca ciąży, a w dodatku… może się okazać, że podczas porodu mogę mieć krwotok, oczywiście zapewniała mnie, że w obecnych czasach i na to jest sposób, ale mogę nie mieć już więcej dzieci… a co jeśli stracę dziecko podczas porodu, i już nigdy nie będę mamą?
- Isabelle, nie możesz od razu myśleć w czarnych kolorach. – przytulił mnie do siebie – Lekarka powiedziała, że masz leżeć i się oszczędzać. Więc niech tak będzie.
- Nie… nie mogę leżeć. Mam firmę, muszę chodzić do toalety, coś jeść…
- A ja nie mogę być z tobą w każdej możliwej minucie. – westchnął – Musisz wrócić do Francji. – rzucił spuszczając głowę – Pod opiekę taty.
- Pedro… - i rozpłakałam się jeszcze bardziej – Nie chce…
- Wiem o tym, ja też nie chce abyś była z dala ode mnie, ale to jest najlepsza opcja. Twój tato jest na emeryturze, będzie w stanie się tobą zaopiekować. A my będziemy kontaktować się przez Internet.
- Nienawidzę tej ciąży. – wypłakałam
- I tak wiem, że jest inaczej. – westchnął – Ale musimy zadbać o naszego chłopca. I przepraszam, że nie poszedłem na badania z tobą. – i usłyszeliśmy jego telefon, który wyciągnął z kieszeni i widzieliśmy tam zdjęcie jego mamy – Później do niej zadzwonię.
- Nie, nie odbieraj jej chwili porozmawiania z synkiem. – pociągnęłam nosem i  kliknęłam akceptuj
- Hej mamo. – westchnął a ja się położyłam i wtuliłam w poduszkę – Po prostu jestem zmęczony, ale stało się coś? Tak, tak właściwie to Isabelle jest obok mnie. Poczekaj  zapytam się jej. – i się do mnie odwrócił, a ja dalej płakałam i pokiwałam głową, że nie – Właściwie to zasnęła. Tak się zagadałem z mamą, że nie zauważyłem, że już słodko śpi na łóżku. W jakiej gazecie pojawiły się nasze zdjęcia?! Przepraszam…
- Pedro… - westchnęłam
- Tak, nie śpi. Właściwie to… - spojrzał na mnie – Dowiedzieliśmy się, że nie jest dobrze z maleństwem. – a ja jedynie zakryłam twarz w dłoniach – Właściwie to mi się pewnie zbierze, że ci powiedziałem. Isabelle… mamo daj spokój. Nie musisz. – ale odłożył telefon od ucha i spojrzał na niego zdziwiony – Mama nas odwiedzi.
- Słucham?
- Powiedziała, że chce być przy tobie w tej chwili. Złapie jak najszybciej pociąg i do nas zawita.
- W jakiej jesteśmy gazecie?
- A właśnie. – od razu się ożywił i wszedł na neta – Pedro Mosquera przyłapany. Jak się okazuje, nie bez powodu wyprowadził się z Madrytu do innego miasta, gdzie jego wypłata zdecydowanie jest wyższa niż poprzednia. Wraz z nim również zamieszkała nieznajoma ślicznotka, która jak się okazuje spodziewa się dziecka! Czyżby Pedro zamierzał ustatkować się z nieznajomą mimo tego, że już ma dziecko z poprzednią partnerką? No co za debile!
- Jestem nieznajomą ślicznotką? Nie wiedzą, że masz żonę?
- No cóż nasz ślub był skromną ceremonią we Francji.
- Czy ty żałujesz tego, ze nie miałeś bajkowego ślubu na dwieście osób w sławnym kościele i nie pochwaliłeś się światu?
- Nie, nie. To był jeden z moich najlepszych dni w życiu, i nie chciałem wielkiego ślubu, sama dobrze o tym wiesz. I w sumie to wpadłem na genialny pomysł.
- Pedro ty ostatnio nie masz dobrych pomysłów. – rzuciłam wycierając nos
- Ej trochę wiary w męża. – zaśmiał się – Zrobimy tak, wydamy oficjalne oświadczenie, i w sumie dadzą nam spokój. Bo nie chce aby teraz plotkowali bo nagle się nie będziesz pojawiać na mieście.
- W sumie to jest jakiś pomysł, nie chce jakiś dziwnych nieprzyjemności. – a on się szeroko uśmiechnął i poszedł po kartkę z długopisem


Wrócił zadowolony do mnie i usiadł wygodnie na łóżku. W sumie to postanowiliśmy napisać to razem, więc dlatego na tym skupiłam swoje myśli i przez jakiś czas przynajmniej zapomniałam o tym co może mnie spotkać, i o czym dowiedziałam się od lekarza. 

20. Miguel nie strzelę ci gola.

W Sevilli byliśmy już dwa tygodnie. Pedro miał oficjalną konferencję, gdzie został przedstawiony. A ja zajęłam się wypakowywaniem naszych rzeczy. W końcu wszystko stało na swoim miejscu, i nie powiem ale mieszkanie było bardzo ładne. Duże, jak na dwie osoby, ale nie narzekałam. A wręcz przeciwnie, bo było dużo słońca. Jak na razie dobrze się czuję, owszem mam mdłości, ale jakoś daję sobie z tym wszystkim radę. Zajęłam się za to rozkręcaniem swojej firmy i razem z Pedro zwiedzaliśmy wieczorem okolicę i miasto. Bo Sevilla była naprawdę ślicznym miastem i zastanawiało mnie tylko, dlaczego ani razu jej nie odwiedziliśmy. Już dwa razy byliśmy na Ibizie, owszem jego rodzinne strony no i Francja. Ale właśnie siedziałam w domu, w salonie i szukałam nowego przepisu na obiad. Od kilku dni miałam ochotę na gotowanie, czasem nie wychodziło mi to dobrze, ale Pedro nawet nie marudził tylko grzecznie jadł. Dlatego szukałam dzisiaj czegoś łatwego, tak aby nie zepsuć. Tyle tylko, że zobaczyłam wtedy zdjęcie przepysznego deseru, ale wiedziałam, że nie jestem w stanie tego zrobić, no i nie miałam składników. A nie mieliśmy żadnej cukierni w okolicy, a nie chciało mi się iść daleko. Dlatego jedyną osobą, która mogła mi kupić coś dobrego był Pedro. Dlatego wyciągnęłam się po telefon i od razu napisałam do niego wiadomość, bo wiedziałam, że nadal jest na treningu. Przebywał na nich w innych godzinach niż w Madrycie, i siedział też dłużej niż inni zawodnicy, ale to rozumiałam. Musiał nadrobić ich system i zgrać się z chłopakami, i pokazać z dobrej strony.

- Tak, tak. Miguel nie strzelę ci gola. – usłyszałam na co się zdziwiłam, że Pedro jest już w domu – T, tak. – westchnął a ja mu pomachałam i powiedziałam, aby ich pozdrowił – No i Isabelle was pozdrawia. No przekażę, pa. – wyłączył się i wręcz rzucił się na kanapę
- Ciężki dzień? – spojrzałam na niego bo nadal siedziałam na podłodze, bo było mi tak łatwiej pracować przy małym stoliku do kawy
- Tak. Trenowałem jak durny przez dwa tygodnie i co? Dowiaduję się, że kluby dogadały się za moimi plecami i nie zagram w meczu przeciwko Getafe. W dodatku, nie mogę powiedzieć mojemu przyjacielowi, że mnie nie zobaczy na boisku.
- Rozumiem. – pogłaskałam go po kolanie – W dodatku w poprzednim meczu nie grałeś i nie byłeś w ogóle powołany.
- Ok, ale nie chce czuć się jak ten gorszy. Że zmienił klub tylko po to, aby siedzieć na trybunach. Chcę grać.
- I będziesz, kto wie może w następnym meczu?
- Mam nadzieję… kibice na mnie liczą, rodzina no i Blanca.
- Jeszcze wszyscy będą się cieszyć z zdobytych goli. No, ale teraz powinnam chyba wstać i przygotować obiad. Nie powiem, ale to, że przyjechałeś wcześniej zmieniło trochę moje plany.
- Nie musisz jeszcze gotować, no chyba, że jesteś głodna.
- Zjadłam coś. Ale dalej mnie mdli. Zawsze miałam rano mdłości, ale dzisiaj jest chyba jakiś dziwny dzień. Dlatego jem same lekkie rzeczy. I pewnie nie przeczytałeś mojej wiadomości o czymś dobrym?
- Dostałem go w drodze, kiedy rozmawiałem z Miguelem. I byłem już pod domem, więc też nie miałem gdzie kupić.
- Ahh no nic. Coś wymyślę. – rzuciłam wstając z podłogi – A i przyszedł do ciebie list z banku. Położyłam na szafce w przedpokoju.

Pedro tylko pokiwał głową, a ja poszłam do kuchni aby znaleźć coś na deser. Przeszukałam już wszystkie możliwe schowki, i po woli traciłam nadzieję, kiedy zobaczyłam ciastka, były schowane w takim miejscu o którym bym nie pomyślała i zobaczyłam, że to są ulubione ciastka Pedro, więc skubany je schował przede mną. Ale przyszedł do kuchni gdzie wyrzucał list z banku i spojrzał na mnie i na opakowanie. Uśmiechnęłam się jedynie do niego słodko, na co westchnął.

- Dam ci… jedno?
- Nie no zjedź. I tak trzeba będzie pojechać na zakupy, to się trzeba obkupić w słodkości bo jak widzę, zaczynają ci się zachcianki.
- Wiem o tym, zawsze jak zaczynam pracować to bym coś przekąsiła. A nie chce przytyć jak moja kuzynka, była jak wielka chodząca bombka. – zauważyłam odsuwając od siebie ciastka
- Masz ochotę to jedz. – wzruszył ramionami a ja się mu przyjrzałam – Idę się przespać.
- Pedro. – a ona na mnie spojrzał – Nie przejmuj się tak bardzo, bo wszystko się ułoży.

Pokiwał jedynie głową i poszedł do sypialni na co westchnęłam. Rozumiałam go i to bardzo, ale nie wiedziałam jak mu pomóc. Bo to nie ode mnie zależały decyzje czy zagra czy nie. Chociaż wiedziałam, że trener w końcu na niego postawi. Bo na pewno nie ściągnął go z klubu gdzie siedział na trybunach, aby i u niego posiedział. Ale z ciastkami i czekoladą do picia usiadłam na kanapie i zajęłam się oglądaniem filmu, który znalazłam w telewizji. Nie powiem, ale był nawet bardzo ciekawy. Po trzech godzinach zobaczyłam jak z sypialni wychodzi rozczochrany Pedro, na co się do niego uśmiechnęłam.

- Masz ochotę pojechać dzisiaj na te zakupy? Czy jednak spacer?
- Możemy pojechać na zakupy. Kilka rzeczy by mi się przydało.
- To tylko zjem kanapkę i możemy jechać. – a ja pokiwałam głową, że się zgadzam i od razu poszłam się przebrać

Kiedy wróciłam, Pedro był już gotowy i pojechaliśmy do supermarketu. Tyle tylko, że kiedy byłam w środku to miałam pustkę w głowie. Najchętniej bym wzięła wszystko, bo naprawdę miałam ochotę na połowę z tych rzeczy, ale jednak się skupiłam na tych produktach, które lubię i dlatego nie było tego aż tak dużo w wózku. W dodatku mój mąż był bardzo cichy. Dlatego korzystając z okazji, że poszedł po picie sama poszłam w stronę słodyczy i znalazłam to, czego szukałam. Wyciągnęłam z torby kartkę i napisałam na niej kilka słów i podeszłam do Pedro i się lekko uśmiechnęłam.

- Nie musisz mnie przepraszać, za to, że zjadłaś moje ciastka. – zaśmiał się, a ja przewróciłam kartkę na drugą stronę – Mówisz, że mi się polepszy humor jak je zjem?
- Albo to, albo spacer ze mną. – uśmiechnęłam się do niego
- Przepraszam. – westchnął i mnie do siebie przytulił – Po prostu to mnie wszystko denerwuje, przerasta i staram się, ale czasem po prostu nie wytrzymuje i dlatego to się odbija na tobie.
- Masz plusa bo nie krzyczysz i rozumiem, że to nie twój najlepszy okres. Jakoś sobie z tym poradzimy. – dałam mu buziaka w policzek – No… bo seks to chyba nie wchodzi w grę, chociaż…
- Nie musisz. – dał mi buziaka w czoło – Ale wracamy do domu?
- Tak, bo zgłodniałam.


Pedro się tylko do mnie uśmiechnął i poszliśmy w stronę kas. Oczywiście ja pakowałam zakupy, a Pedro je kasował, aż w końcu wszystko było w wózku i poszliśmy do auta. Tyle tylko, że kiedy siedziałam w samochodzie to dostałam wiadomość od mojej siostrzyczki, która napisała do mnie, że żałuje trochę tego, że nie ma nas już w Madrycie, bo musi mieszkać w hotelu, a nie w wygodnym łóżeczku u nas w mieszkaniu. Tylko się zaśmiałam i powiedziałam o tym Pedro, na co sam się uśmiechnął. Bo teraz wiedzieliśmy, dlaczego za każdym razem jak była w stolicy to u nas mieszkała. Chociaż nie powiem, ale stęskniłam się za swoją siostrzyczką i w sumie mogłaby wpaść kiedyś do Sevilli. 

&&&
Ahh do końca zostało tylko 6 rozdziałów, więc do maja się wyrobię :D i się zastanowię w końcu co robić... czy publikować dalej, czy jednak wrócić do pisania do szuflady ;) 

19. Twój ojciec mnie zaatakował.

Pedro skupił się na wykonywaniu wszystkich spraw związanych z jego transferem. A ja w sumie czekałam na jego decyzję, nie byłam w stanie powiedzieć czy wybierze Seville czy też nie. Ale jednak w końcu oznajmił mi, że wyjeżdżamy w następnym miesiącu na południe. Dlatego sama zajęłam się swoimi sprawami związanymi z przeprowadzką. To ja w sumie zorganizowałam wynajem i inne sprawy, bo mój mąż miał inne problemy na głowie. Do tej pory nie był w stanie powiedzieć małej, że wyjeżdża. W sumie mieliśmy spędzić razem weekend, on miał wolne więc chcieliśmy wszystko załatwić. Ale kiedy widziałam jak bardzo jest przybity to kazałam mu jechać na weekend z Estefanią i Blancą. W sumie po rozmowie z Marią, postanowiłam zaryzykować i otworzyłam własną firmę. Chciałam zająć się czymś nowym, i dlatego wybrałam własną działalność. Właśnie dzisiaj miałam dzień na załatwianie ostatnich rzeczy przed wyjazdem. W dodatku miałam lekarza, więc najpierw załatwiłam wszystkie rzeczy związane z firmą, a później pojechałam na wizytę. Na moje nieszczęście było opóźnienie i mi się trochę nudziło tak samej w poczekalni.

&&&

Pakowałem właśnie kartony, miałem sam wybierać co zabieramy do Sevilli, a co będzie przechowywać Miguel. A nie powiem, było to trudne, i miałem nadzieje, że Isabelle wróci dosyć szybko i mi pomoże. Tyle tylko, że usłyszałem pukanie do drzwi i nie wiedziałem kto to, bo nikogo się nie spodziewałem, ale jednak poszedłem otworzyć. Tyle tylko jakie było moje zdziwienie kiedy poczułem czyjąś pięść na nosie. Od razu się za niego złapałem i wtedy zobaczyłem mojego teścia.

- Jak śmiałeś zranić tak moją córkę! – warknął a ja starałem się tamować krew – Ona tak ciebie kocha, a ty pieprzyłeś inną?! I co! Masz z nią dziecko.
- To było zanim poznałem Isabelle.
- W dupie to mam!
- Nie zdradziłem pańskiej córki! – krzyknąłem – Kurwa no! – starałem się zatamować krew, ale ni jak mi to wychodziło
- Zabieram Isabelle ze sobą.
- Papa? – usłyszeliśmy za nim i widziałem tam moją żonę – O matko! Pedro. – od razu znalazła się przy mnie – Połóż się, potrzebujesz lodu. – poszła do kuchni i zaraz wróciła z zimnym okładem – A teraz czy ktoś mi powie co tu się dzieje?
- Twój ojciec mnie zaatakował. – warknąłem
- Słucham?
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? Musiałem dowiedzieć się na końcu, że twój mąż ma dziecko z inną i w dodatku byłaś w szpitalu!
- Owszem Pedro ma dziecko, ale to wszystko stało się zanim mnie poznał. I byłam w szpitalu, ale już wszystko jest dobrze. Nie chciałam cię denerwować.
- Isabelle! Jesteś moją córką…
- Wiem, ale poradziłam sobie sama.
- Ale jak to sobie wyobrażasz? Życie…
- Papa! Zamierzam przeprowadzić się z moim mężem do Sevilli gdzie będzie grać i stamtąd prowadzić swoją firmę.
- Masz swoją firmę?
- Tak, założyłam ją. – westchnęła – Ale nie w tym rzecz, nie zostawię Pedro.
- Ale jak tak można? – rzucił siadając w fotelu  - On ma dziecko.
- Owszem ma, nawet dwójkę.
- C-co?! – aż usiadłem prosto i poczułem ból  - Ała.
- Pedro leż spokojnie. – westchnęła – Jestem w ciąży. Wiem, wiem. To jest szok nie tylko dla was, ale i dla mnie.
- Córeczko. – ucieszył się mój teściu – Będę dziadkiem, nawet nie wiesz jak się cieszę.
- A teraz dziadku… - zaśmiała się – Chyba musisz przeprosić tatusia. Bo to Pedro jest ojcem mojego dziecka.
- Po prostu mnie poniosło. – westchnął – Żyję z dala od córek i nie jest łatwo kiedy dowiaduję się o waszych problemach jako ostatni.
- W takim razie… możesz pomóc Pedro bo on również będzie mieszkać z dala od swojej córki. Sam dobrze wiesz jak było ci ciężko kiedy ja wyjechałam do Paryża, owszem to było blisko, ale szybko zajęłam się podróżami do Londynu czy też Madrytu. Ale najpierw to chyba musimy pojechać do szpitala.
- Nie trzeba, już nie krwawię. – westchnąłem – Nie jest złamany, przynajmniej tak czuję. – usiadłem delikatnie a Isabelle obejrzała moją twarz
- Będzie spuchnięty. – pogłaskała mnie po policzku z uśmiechem – Ale powinieneś się położyć. – i delikatnie wycierała mi nos
- Isabelle ma rację. I przepraszam, że cię uderzyłem.
- Należało mi się. – rzuciłem i powoli ruszyłem do sypialni, ale kiedy leżałem na łóżku to słyszałem głośną rozmowę Isabelle z ojcem. Złapałem za telefon i wykręciłem numer do mojego przyjaciela, który odebrał dopiero po trzecim sygnale – Będę ojcem.
- Pedro? – zaśmiał się – Jesteś już ojcem.
- Tak wiem. Ale będę ojcem jak powinno być, od chwili poczęcia. – i poczułem pierwszą łzę
- Co?! Isabele jest w ciąży?!
- Tak. – uśmiechnąłem się szeroko
- Nie mogę, mimo wszystko udało ci się ją jeszcze zaliczyć? – rzucił a ja się od razu oburzyłem – No co? Nie przypuszczałem, że zaczęliście akurat od tego.
- O matko… będę ojcem.
- Z kim rozmawiasz? – usłyszałem spod drzwi więc od razu pożegnałem się z Miguelem – No tak. – usiadła na łóżku więc od razu podniosłem się wyżej – Nie ruszaj się.
- To nie o mnie powinnaś się martwić. – uśmiechnąłem się do niej mimo bólu – Jak się czujesz?
- Zaskoczona, przerażona ale szczęśliwa. Mimo wszystko. Nie przypuszczałam, ze mogę nosić pod sercem dziecko.
- Ale mimo wszystko jest zdrowe? I ty jesteś zdrowa?
- Tak, lekarz nie miał jakiś zastrzeżeń chociaż kazała mi obserwować wszystko i będę częściej u lekarza. Nie chce niepotrzebnych niespodzianek. Nie chciała mi tego powiedzieć, ale naczytałam się w internecie, że niektóre kobiety traciły dziecko nawet w piątym miesiącu.
- Kochanie, nie martw się na zapas. Wierzę, że wszystko będzie dobrze. – pogłaskałem ją po kolanie na co się do mnie uśmiechnęła – Ale możesz jechać do Sevilli?
- Tak, moja lekarka podała mi adres jednego z najlepszych lekarzy. Będzie wszystko dobrze. chociaż teraz martwię się o twój nos.
- Nic mi nie będzie. W sumie to nie spodziewałem się, że twój ojciec ma taką krzepę.
- Ja też nie. – zaśmiała się – W sumie ja też zebrałam opiernicz. Ale mam maleństwo, więc nie dostało mi się tak jak tobie.
- Uderzył cię?
- No cóż, byłam dosyć niegrzeczną dziewczynką. – zaśmiała się cicho – Nie raz dostawałam klapsa, czy to od niego czy też od babci. Ale teraz jestem grzeczna.
- Oj ty. Ale nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę. – zrobiłem jej miejsce obok na co się położyła – Ale musimy się spakować. Nie ukrywam, że samemu było ciężko. Nie wiedziałem co chcesz ze sobą zabrać.
- Zrobimy to trochę później. Po pierwsze mój tato musi ochłonąć po nowinie, no i ty odpocząć. – przyjrzała się mojej twarzy – Nie rozumiem dlaczego faceci od razu biją.
- Ja nie uderzyłem nigdy kogoś w obronie kobiety.
- I chcesz mi powiedzieć, że żałujesz? – zaśmiała się a ja od razu zaprzeczyłem – No, ale chciałbyś synka czy kolejną dziewczynkę?
- Sam nie wiem. Chyba nie mam jakiegoś modelu rodziny, tylko cieszę się, że będę mógł brać udział w wychowywaniu dziecka od poczęcia. Będę mógł odczuwać zmiany jakie zachodzą w twoim organizmie.
- A wiesz, że kobiety w ciąży mają humorki i potrafią kłócić się o wszystko bez powodu?
- Jakoś dam sobie z tym radę. Muszę się wykazać co nie?
- Oj musisz. – dala mi buziaka w policzek na co się uśmiechnąłem – Damy sobie radę co?
- My nie damy? Zawsze możesz zadzwonić do mojej mamy po poradę, albo do Estefanii.


18. Moje życie to jedna wielka porażka.

3 miesiące później

Po woli wychodziłam na prostą, i spokojnie wiodłam życie w Madrycie z Pedro. Obydwoje doszliśmy do wniosku, że nasze mieszkanie nie jest idealne, że chcielibyśmy większe i w lepszej okolicy. Dlatego zajęliśmy się poszukiwaniem tego idealnego lokum. Chociaż nie było to łatwe, bo obydwoje chcieliśmy co innego i nie wiem, czy to nasz wiek czy też zmieniły się nam upodobania od czasu kiedy wzięliśmy ślub. Pedro upierał się nad domem, a ja wolałam jednak mieszkanie. Dlatego trochę nad tym siedzieliśmy. Ale dzisiaj jednak był dzień dla mnie. Od rana chodziłam z szerokim uśmiechem, na co Pedro się dziwił. On sam musiał iść na trening, a nie bardzo chciało mu się wstać z łóżka. Ja sama usiadłam, aby zapiąć sobie sandałki.

- A ty gdzie znowu idziesz?
- Ja? – zaśmiałam się – Mam randkę. Najpierw idę do fryzjera, później kosmetyczki. Później jem lunch z Marią, spotykam się z naszą agentką i…
- Wracasz do domu z nadmiarem ciuchów w torbie. – mruknął i wtulił się w poduszkę
- Pedro a ty co dzisiaj w takim złym humorze? I wstajesz trzeci dzień z rzędu tak późno. Stało się coś?
- Nie. – powiedział to dosyć szybko więc mu nie uwierzyłam – Ale idź, bo nie zdążysz.

Dałam mu tylko buziaka w policzek i wyszłam z domu, ale na pewno nie zostawię tak tego. Bo czułam, ze coś jest nie tak. A kiedy Pedro zachowuje się tak jak teraz, to coś się dzieje. Ale zrelaksowałam się u fryzjera, a później u kosmetyczki. Później jeszcze obiad z Marią. Oczywiście najpierw poszłyśmy na małe zakupy, gdzie nie wydałam dużo jeśli mieliśmy kupić nowe lokum. Ale w końcu poszłyśmy na obiad, gdzie zamówiłam swoje ulubione danie.

- W takim razie zamierzacie kupić mieszkanie. – zauważyła a ja pokiwałam głową – To dobre posunięcie?
- Dlaczego nie?
- Eee to ty nie wiesz. – westchnęła a ja coraz bardziej byłam zdziwiona – Może lepiej porozmawiaj z Pedro.
- O nie, mów co się dzieje. Wiem, że od trzech dni jest inny, ale nie wiem co się dzieje.
- Nie chce go wkopywać, lepiej jak on ci powie. – rzuciła i widziałam, ze jej głupio
- No dobrze, ale czy to coś naprawdę złego?
- Zależy jaka będzie z twojej perspektywy ta nowina.
- Jakby mało było kłopotów. – westchnęłam a ona jedynie poklepała mnie po dłoni
- Będzie dobrze. Patrz w sumie na siebie.
- Bezrobotna chudzina starająca się o dziecko. – rzuciłam mieszając słomką w szklance
- To akurat miła część. No wiesz, staranie się o dziecko, te częste wizyty w łóżku. – zaśmiała się – Pod prysznicem, w innych miejscach o których nigdy by się nie pomyślało.
- No wiesz! – zaśmiałam się – My jesteśmy grzeczni. Powoli, bez pośpiechu i stresu.
- A czy tobie to odpowiada? – spojrzała na mnie pytająco a ja jedynie westchnęłam
- No wiesz… nie jest tak jak było na początku naszej znajomości. Ale dużo przeszliśmy i myślę, że staramy się dotrzeć do siebie. Więc to chyba jest jeden z powodów dlaczego nasze życie intymne jest inne. W sumie… to jeszcze ci nie podziękowałam, za to, że go powiadomiłaś.
- Daj spokój. Wiem, ze sama byś to zrobiła w moim przypadku. – uśmiechnęła się do mnie – Chociaż bałam się trochę, że się na mnie wkurzysz. Ale jak widać, wszystko się dobrze skończyło.
- Zobaczymy, mam wizytę za tydzień i wtedy się dowiem. Pedro uparł się, że pójdzie ze mną. Chociaż zdaje sobie sprawę z tego, że będzie i tak siedzieć na korytarzu.
- Skąd ja to znam. – zaśmiała się – Miguel też się tak upierał przy badaniach kiedy byłam w ciąży, i sam chciał mi towarzyszyć podczas porodu. Ale nie pozwoliłam mu na to. Tyle się naczytałam na ten temat, że nie chciałam aby po prostu przestał ze mną sypiać.
- A jak to jest…
- Z dziećmi za ścianą? Normalnie, owszem musimy zachowywać się ciszej, ale i na to da się poradzić. Czasem nie mamy sił na nic po zabawach z nimi, ale są takie dni kiedy możemy sobie pozwolić na coś więcej. I wiem, że się tego obawiasz. W końcu cały czas byłaś ty i Pedro, para idealna, zakochana w sobie po uszy. Aż pewnego dnia pojawiła się jego córka i była dziewczyna. Nie jest łatwo, ale jak widać wychodzicie na prostą.
- Potrzeba jeszcze trochę czasu. Chociaż na razie kłócimy się tylko o to gdzie będziemy mieszkać. Pedro chce dom, ja chce mieszkanie. I nie wiem co wykombinujemy.
- Czasem takie decyzje podejmuję się w łóżku. – puściła mi oczko na co się zaśmiałam – Ja tylko mówię jak jest.

Lunch jednak przebiegł nam jeszcze na zwykłym plotkowaniu o różnych sprawach, aż musiałam iść na spotkanie z naszą agentką. Która jak się okazało miała dla nas kilka ofert. I musiałam tylko przedyskutować z Pedro, które są najlepsze i umówić się na obejrzenie. Obładowana wróciłam do mieszkania i dopiero kiedy ściągnęłam swoje ulubione sandałki na koturnie to poczułam jak bardzo jestem zmęczona i jak mnie nogi bolą. Pedro o dziwo już był w domu, w samych spodenkach dresowych leżał na kanapie i grał w jakąś gierkę.

- A nie mówiłem. – rzucił kiedy zobaczył moje torby
- Właściwie to kupiłam mało. Przyniosłam oferty domów, trochę jedzenia bo zgłodniałam i kupiłam ci nawet nową koszulkę. – i mu pokazałam na co wzruszył ramionami
- No dobrze, to ją zwrócę. – rzuciłam siadając w fotelu z daniem na wynos a on mi się przyjrzał – No co?
- Pierwszy raz widzę cię jak jesz coś takiego, w dodatku od razu z pudełka.
- Jestem głodna, bolą mnie nogi i naprawdę mam dość. Powiesz mi w końcu co się dzieje? – a on rzucił imię naszej przyjaciółki – Pedro co się dzieje?
- Jestem w kropce. – westchnął pauzując grę – Wszystko mi się wali.
- Powiedź lepiej od początku.
- Dostałem propozycje wypożyczenia, do Sevilli. I mimo tego, że nie chcę. To wiem, że to będzie świetna okazja. Obecny trener nie daję mi dużo szans. A nie chce być po prostu piłkarzem, który siedzi na ławce i pobiera za to kasę. Aż w końcu staję się tym co odchodzi jako pierwszy i zaczyna grać w najniższych ligach.
- Sevilla powiadasz. – zauważyłam patrząc na oferty
- Widzisz… - warknął – Planowaliśmy kupić dom. – a ja rzuciłam mieszkanie – I oferta z Sevilli. W dodatku jak ja mam to powiedzieć Blance? I nie chce ją widywać tylko na ekranie monitora. Pieprzone życie. – rzucił joystickiem na ławę na co mój obiad zleciał na podłogę – Kurwa!
- Pedro uspokój się. – westchnęłam i usiadłam obok niego na kanapie
- Jak ja mam się uspokoić?! Moje życie to jedna wielka porażka.
- Wcale nie. – objęłam go mając nadzieję, że się nie wyrwie i uspokoi – Owszem mieliśmy kupić coś nowego, ale to akurat może poczekać. Albo możemy coś kupić, i wynająć.
- Czekaj, czekaj… - zdziwiony na mnie spojrzał
- I tak jestem bezrobotna, więc co mi tam. Mogę mieszkać w Sevilli.
- A co z nimi?
- Estefania na pewno to zrozumie, jest dorosłą kobietą. I nie wiem czy pamiętasz, ale dawała sobie radę bez ciebie przez jakiś czas. Co do Blanci… to mamy niezły orzech do zgryzienia.
- My?
- Jesteś moim mężem, chyba czas podejmować wspólnie decyzję. Więc do kiedy musisz się zdecydować. – a on przysunął w moim kierunku kopertę – Co to? – zdziwiona za nią złapałam i widziałam swoje nazwisko – Dlaczego jest otwarta?
- Nie możesz ze mną jechać do Sevilli. – westchnął – To oferta pracy, przyszła do ciebie trzy dni temu… jest świetna i wręcz idealna. Taka jaką chcesz, i tutaj. W Madrycie. – a ja od razu zaczęłam czytać list – Widzisz… zostajesz tutaj.
- Nie powiedziałam jeszcze czy zamierzam przyjąć tą ofertę.
- Daj spokój. Dobrze wiemy, że jest świetna i głupotą  by było jej nie przyjąć. – warknął wstając z kanapy i zły wszedł w mój obiad – Kurwa!
- Pedro uspokój się. – westchnęłam – Krzykami nie podejmiesz żadnej decyzji. Nie powiedziałam nic o tym, że podejmę się tej pracy. W dodatku od razu ci powiedziałam, że pojadę do Sevilli, bez krzyku. A wiesz dlaczego? Bo zdaję sobie sprawę z tego, że jeśli ja będę tutaj, ty w Sevilli to już całkiem stracimy czas. Już mieszkaliśmy oddzielnie przez trzy lata. I patrz jak ciężko było nam przetrwać ostatnie pół roku.
- Ale to dla ciebie ogromna szansa. Pragniesz w końcu pracować. – usiadł obok mnie kładąc dłoń na moim kolanie – Musisz.
- Masz to szczęście, że ja nic nie muszę. Owszem chcę pracować, bo siedzenie w domu mnie już nudzi. Ale mam jeszcze inny plan do zrealizowania. Mną nie masz się co martwić, mogę w końcu pracować i w Sevilli. Poszukam tam czegoś fajnego. – dałam mu buziaka w policzek – Mną się nie martw, teraz jest czas na zastanowienie się co z Blancą.

Tyle tylko, ze Pedro nic nie powiedział, a mianowicie mnie pocałował. Z każdą chwilą stawały się coraz namiętniejsze i gwałtowniejsze, a w ruch poszły nasze dłonie. Dosyć szybko pozbywaliśmy się naszych ubrań i spadliśmy na podłogę. Zaśmialiśmy się kiedy posunęliśmy przypadkiem stolik na kawę dalej, ale nic sobie z tego nie robiliśmy. Pedro badał każdy milimetr mojego ciała, doprowadzając mnie tym do szaleństwa. Czułam jego męskość ocierającą się o moje rozgrzane ciało, więc mocniej objęłam go nogami i przyciągnęłam do siebie. Powoli, nie spiesząc się wszedł we mnie na całą długość, i z każdym pchnięciem czułam się jak spadam w przepaść. Jednak teraz ja byłam górą i nadawałam tempo. Czułam się jak pilot podczas lotu. Wznosiłam się i opadałam z zamkniętymi oczami, kiedy poczułam usta Pedro badające każdy milimetr moich piersi dochodziłam do granicy wytrzymałości. Wygięłam się w łuk i byłam jedynie w stanie krzyknąć jego imię. Dalej czułam jak porusza się we mnie więc tylko zacisnęłam dłoń na jego włosach i unosiłam się coraz wyżej, aż w końcu obydwoje wyczerpani opadliśmy na podłogę.

- W takim razie wynajmiemy to mieszkanie, aby jeszcze trochę zarobiło, a jak wrócimy to kupimy coś nowego. – uśmiechnęłam się do niego na co się zaśmiał
- Nawet nie odpoczniesz?
- Po prostu Maria mi podsunęła pomysł. – oparłam się o jego klatkę piersiową na co na mnie zdziwiony spojrzał – No wiesz… - rysowałam jakieś esy floresy na jego piersi – Że czasem ważne decyzje podejmuje się w łóżku.
- Ale kochanie. – zaśmiał się podnosząc na łokciach – My nie jesteśmy w łóżku, tylko w salonie na podłodze.
- Czepiasz się szczegółów – wystawiłam mu język na co mnie pocałował – Ale jak powiesz to dziewczynom?
- Nie wiem… - westchnął i się położył zamykając oczy – W sumie to się jeszcze nie zdecydowałem. Mam ofertę, ty masz ofertę.
- Pedro… - szepnęłam – Nie patrz na mnie, tylko zadbaj o swoją karierę. Wiem czym dla ciebie jest piłka. Uwielbiam w tobie to, że poświęcasz się na całego swojej pasji.
- Czyli mam przyjąć ofertę?
- Podałeś już argumenty tam będziesz grać, tutaj możesz częściej siedzieć na ławce. Teraz od ciebie zależy, co wybierzesz. Ale masz moje poparcie w stu procentach, nie ważne gdzie będziesz grać, tam i ja będę. – dałam mu buziaka w pierś i chciałam wstać z podłogi
- Gdzie się wybierasz? – przytulił mnie do siebie na co się lekko uśmiechnęłam – Zostańmy tutaj, nadzy, aby było nam łatwiej pofiglować.
- Tyłek mnie boli. – zaśmiałam się – Możemy tak poleżeć, ale na łóżku?
- Dobrze i dziękuję za wsparcie.
- Możesz mi za to podziękować. – uśmiechnęłam się szeroko – W sypialni.

- W takim razie co my tu jeszcze robimy? 

17. Czasem podsłuchując możemy dowiedzieć się o wiele więcej.

Kolejny dzień spędzony na plaży, ale tym razem nikt się nie spalił na co byłam zadowolona. W dodatku Blanca jakoś się uspokoiła. Owszem dalej była humorzasta, ale na szczęście mama Pedro była w stanie ją jakoś rozweselić. Nie powiem, ale kiedy widziałam jak dziadkowie zajmują się wnuczką to poczułam się naprawdę egoistycznie, że przez cały czas oddalałam decyzję o macierzyństwie. Ale był wieczór i właśnie myłam naczynia, kiedy poczułam dłonie Pedro na swoim brzuchu.

- Skończyłaś już? – a ja pokiwałam głową, że tak, bo w sumie został mi tylko jeden talerz – Może przejdziemy się na spacer?
- Spacer? Jest już dziesiąta, chyba pora spać. – zauważyłam
- Isabelle, jesteśmy dorośli. – zaśmiał się – Uwielbiasz plażę w nocy.
- A Blanca?
- Śpi, a jak się obudzi to przecież są w domu rodzice. No chodź, nie daj się prosić.
- No dobrze. – zaśmiałam się i odłożyłam wszystko na swoje miejsce – Tylko pójdę po sweter.
- Nie musisz, już przyniosłem. – i wskazał mi na sweter który wisiał mu na ramieniu
- A gdybym odmówiła? – zdziwiona na niego spojrzałam a on się tylko uśmiechnął – Byłeś i na to przygotowany.
- Dokładnie, wtedy powiedziałbym, że na pewno ci chłodno. No, ale idziemy. – podał mi dłoń za którą złapałam i wyszliśmy z domu

Pedro już wcześniej powiedział rodzicom, ze wychodzimy więc nie było problemu. W sumie szliśmy spacerkiem w ciszy. Ale akurat to mi nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie. Czułam się doskonale. Na dodatek wcale nie było chłodno, chociaż jak doszliśmy na plaże to zatrzepało mnie zimno pod wypływem wiatru. Pedro od razu to zauważył i założył mi na ramiona swoją bluzę. Uśmiechnęłam się do niego tylko i w sumie zapatrzyłam na wodę. Miał rację, uwielbiałam plażę późnym wieczorem. Bardziej niż rano, ale z dzieckiem to jednak problem pójść o tej porze. Poczułam jak obejmuje mnie w pasie więc sama wtuliłam się w jego ramiona.

- Wiedziałem, ze ci się spodoba.
- No cóż trochę mnie znasz. – zaśmiałam się a on pokiwał głową, że  mam rację
- Chciałaś spędzić wakacje sam na sam.
- No cóż la Coruna nie całkiem przypomina mi Bali. – westchnęłam – Ale lepiej cieszyć się z tego co się ma, a nie żałować tego czego się nie ma.
- Zabiorę cię i tam. – dał mi buziaka w policzek – Innym razem.
- Nie rozmawiajmy o wakacjach, kiedy jesteśmy już na jednych.
- Właściwie to chciałbym porozmawiać z tobą na inny temat. – a ja zdziwiona na niego spojrzałam – Nie spałem podczas waszej rozmowy. Twojej z Estefanią.
- Rozumiem. – westchnęłam
- W sumie chciałem się wtrącić, ale… czasem podsłuchując możemy dowiedzieć się o wiele więcej. – na co spuściłam głowę – Nie przypuszczałem, że masz aż tyle obaw.
- Może jednak mnie nie znasz.
- Czego tak naprawdę się obawiasz? Oprócz tego, że możesz być jak matka, która was zostawiła bo sobie nie radziła z dwójką dzieci. To co ci jeszcze siedzi w głowie?
- A co jeśli nie będę dobra matką? – jęknęłam siadając na piasku – Owszem zawsze myślałam kiedyś. W końcu kiedyś na pewno jest się gotowym. Ale teraz nie ma słowa kiedyś… jest termin. – schowałam twarz w dłoniach – Kurwa, jak mam w przyszłości powiedzieć własnemu dziecku, że urodziłam je bo musiałam.
- Nie musisz. – westchnął siadając obok mnie – Nikt cię nie zmusza do tego, abyś urodziła.
- Tyle tylko, że kiedy zdaje sobie sprawę, że to może być ostatni gwizdek, tym bardziej zauważam, jaka byłam egoistyczna. Jak patrzyłam na siebie, i zwlekałam nie wiadomo z czym.
- Byliśmy młodzi, i nie jesteśmy aż tak długo po ślubie. Myślisz, że ja myślałem o dzieciach przed poznaniem Blanci? Oczywiście, że nie. Owszem, kiedyś… ale było mi dobrze tylko z tobą.
- Naprawdę? – spojrzałam na niego a on pokiwał głową – Jesteś świetnym ojcem.
- Czasem potrzebny jest czas i chwila z jakimś dzieckiem, aby zdać sobie sprawę czego nam tak naprawdę brakowało. Blanca wprowadziła dużo zmian w moim życiu.
- Tyle tylko, ze ty już masz dziecko. Wiesz jak to jest. – zauważyłam
- Mylisz się. – pogłaskał mnie po plecach – Owszem mam dziecko, ale takie które już mówi i biega. Nie wiem jak to jest kiedy rośnie w twoim ciele, kiedy się rodzi, po raz pierwszy uśmiecha. Nie wiem jak to jest zajmować się nim, kiedy ty jako matka potrzebujesz odpoczynku. Nie wiem nic o wychowywaniu dzieci od momentu przyjścia ich na świat.
- Skąd wiesz, że akurat to będę ja? – szepnęłam i oparłam się o jego ramię, na co mnie przytulił
- Bo w to wierzę. Nie można poddawać się bez walki, tego nauczyła mnie piłka. Jeśli będziemy musieli starać się długo to niech tak będzie, ale się nie poddamy.
- A co jeśli…
- Nie ma jeśli. Przestań myśleć, po powrocie pójdziemy do lekarza i dowiemy się czy już możemy.
- Nie robiliśmy tego już od tak dawna. – szepnęłam
- Wiem i brakuje mi tego. Każdej szalonej chwili z tobą. Pamiętasz nasz pierwszy raz tutaj? Nasz pierwszy spacer w nocy.
- Było trochę cieplej. – zaśmiałam się na co mnie mocniej do siebie przytulił – Ale teraz też jest dobrze, już zapomniałam jak to jest spędzić choć chwilkę z twoimi rodzicami.
- Pomyślałem sobie… że skrócimy wakacje z Blancą o tydzień.
- Co? Ale dlaczego? – zdziwiona na niego spojrzałam bo myślałam, że dobrze się bawi
- Podobają mi się te wakacje, naprawdę. Ale… chciałbym spędzić również kilka dni z tobą, sam na sam.

- Pedro nie musisz, powinieneś spędzić ten czas z córką. W końcu i tak będziemy sami, po powrocie z wakacji do Madrytu. 

16. Nie wstydź się kochanie.

Na następny dzień o dziwo wstałam dosyć szybko, Pedro jeszcze spał wtulony w poduszkę, więc najciszej jak się da wstałam z łóżka i założyłam sweter. Zeszłam na dół, ale niestety schody skrzypiały jak w starym domu więc od razu w przedpokoju pojawiła się jego mama. Tylko się do niej uśmiechnęłam i weszłam za nią do kuchni, gdzie również siedział już mój teściu popijając kawę i czytając gazetę. Przywitałam się również z nim i usiadłam na krześle.

- Nie za wcześnie jak na wakacje? – zaśmiał się
- Jakoś nie mogłam dłużej spać. Ale za to Pedro śpi jak niemowlę. – zauważyłam
- No tak, on to jak zawsze. – i postawiła przede mną herbatę za którą podziękowałam – Ale macie dzisiaj jakieś plany?
- Tak, zabieramy małą na plażę. Chyba, że Pedro w nocy zmienił plany.
- Blance podobało się na plaży. Tak samo jak tobie kiedy po raz pierwszy tu przyjechałaś. – uśmiechnął się do mnie teściu co odwzajemniłam – Ale zapowiadają dzisiaj ładną pogodę, więc idealną na plażę. – i usłyszeliśmy skrzypnięcie na schodach i do kuchni weszła Blanca – Dzien dobry panience.
- Dzień dobry. – powiedziała nieśmiało
- Nie wstydź się kochanie. – uśmiechnęła się do niej babcia – Usiądź przy Isabelle, zaraz zrobię ci herbatki. – a ona usiadła niechętnie obok mnie
- Jak się spało? Słyszałam, że dobrze się wczoraj bawiłaś na plaży. – uśmiechnęłam się do niej
- Dobrze. – powiedziała i zaraz dostała herbatę za którą podziękowała – A tatuś gdzie?
-  Jeszcze śpi. – zaśmiał się dziadek – Jak zawsze ostatni. Wielki z niego śpioch.
- Mogę iść go obudzić? – spojrzała na nas i usłyszeliśmy kolejne skrzypnięcie
- Oj mówię wam, ze musicie wymienić schody. – westchnął Pedro wchodząc do kuchni w samych bokserkach – Dzień dobry wszystkim. Mam nadzieję, że dobrze się wam spało? – i wzrok utkwił we m nie na co pokiwałam głową, że tak i się do niego uśmiechnęłam
- Wiemy, ale nigdy nie ma na to czasu, albo wystarczająco środków. – westchnął moja teściowa – Kawy czy herbaty jak dziewczyny?
- Kawy. – uśmiechnął się do niej – Muszę się obudzić, aby spędzić miły dzień z dziewczynami.

Oczywiście śniadanie minęło nam w miłej atmosferze. I jak zawsze było bardzo pyszne. Po tym jak skończyłam to postanowiłam iść na górę i wyszykować się na wyjście. Z Blancą poszła moja teściowa, więc ja mogłam się wyszykować. A i tak pewnie nie pozwoliłaby mi się ubrać. Stałam w samym stroju kąpielowym i zastanawiałam się którą sukienkę wybrać. Niestety nie mogłam nosić na sobie żadnych spodni czy też rzeczy, które by uciskały mój brzuch, więc pozostały mi tylko sukienki. W końcu postawiłam na jedną, krótką. Pakowałam swoją torbę kiedy do pokoju wszedł Pedro.

- Gotowa? – zaśmiał się na co pokiwałam głową – W takim razie daj mi pięć minut. Mała jest już gotowa i siedzi na dole z moją mamą.
- Spokojnie, muszę spakować i tak torbę. Wziąć coś tobie?
- Hmm telefon jakbyś mogła. – i zaczął się przebierać

Torba spakowana, on gotowy więc zeszliśmy na dół. Blanca od razu złapała Pedro za dłoń i wyszli przodem. Więc ja za nimi, i spokojnie spacerkiem szliśmy sobie na plażę. Na razie nie czułam zmęczenia, mimo tego, że trochę musieliśmy przejść, aby dostać się na plażę. O dziwo już kilka osób było, w tym dużo dzieci, więc sami rozłożyliśmy swoje koce i wyciągnęłam olejek do opalania. O dziwo dała mi się nasmarować i zadowolona usiadła obok tatusia. Sama nasmarowałam sobie nogi i ramiona. Niestety nie mogłam jeszcze leżeć na brzuchu, więc nie mogłam opalać się w całości. Pedro nasmarowała Blanca, zarazem przy tym dobrze się bawiąc. W sumie to na długo z nimi nie byłam, bo od razu poszli pływać i bawić się w piasku. Więc w sumie siedziałam sama przez cały czas, ale poczytałam za to książkę. Jednak w pewnym momencie już mnie nudziło takie siedzenie, więc poszłam w stronę wody, gdzie zanurzyłam chociaż stopy. Widziałam jak idą w moją stronę i od razu w oczy rzuciły mi się czerwone ramiona. Na co westchnęłam.

- Chyba pora wracać. – zauważyłam
- Jeszcze nie. – od razu zawołała Blanca
- Źle się czujesz? 
- Nie, nie. Ze mną wszystko ok, ale spalicie się i będziecie cierpieć. Już się opaliliście na ramionach.
- Chyba masz rację. – zaśmiał się – W takim razie wracamy, pewnie już czeka na nas obiad.
- Nie! – oburzyła się zakładając ręce na klatce piersiowej
- Kochanie Isabelle ma rację. jutro też przyjdziemy, mamy dwa tygodnie na to.

Dalej była nieprzekonana ale cóż zrobić, takie są dzieci. Ruszyliśmy do domu, ale w drodze powrotnej poczułam lekki ból, i dlatego zwolniłam. Pedro od razu się odwrócił i znalazł przy mnie. Ale powiedziałam mu, że muszę odpocząć i niech idzie z małą do domu, a ja dojdę. Nie był do tego przekonany, ale mała sama nalegała.

&&&

- Tatusiu czy Isabelle jest chora? – zauważyła Blanca, kiedy szliśmy do domu
- Przeszła operację. – ocknąłem się, chociaż martwiłem się o nią
- To dlatego nic nie może robić? – spojrzała na mnie
- Musi odpoczywać.
- Jest nudna. – zauważyła a ja zdziwiony spojrzałem na małą – Nie lubię jej.
- Kochanie. – westchnąłem kucając przed nią – Isabelle nie jest nudna, tylko teraz potrzebuje odpoczynku. Musisz ją bardziej poznać.
- Nie chce, i mówi jeszcze inaczej od nas. Wolę mamusię.
 - Nie mówi inaczej, nie ma tylko takiego akcentu jak my. Bo jak już ci mówiłem pochodzi z innego kraju. I mówi po francusku, ktoś kiedyś powiedział, że to język miłości.
- Blee… - skrzywiła się na co się lekko zaśmiałem
- Wiem, że wolisz mamusię. W końcu jest twoja. Ale ja jestem z Isabelle. I chcę, żebyś ją polubiła. A teraz wracajmy do domu. Dziadkowie na nas czekają.

Ruszyliśmy do domu, ale mała nie była w humorze i nie chciała już nic mówić. W sumie kiedy weszliśmy do środka to od razu rzuciła swój plecaczek i poszła na górę. Westchnąłem jedynie bo nie wiedziałem jak mam sobie z tym poradzić i wtedy zobaczyłem moich rodziców. Na szczęście wszystko zrozumieli, więc na górę poszedł mój tato.

- A gdzie Isabelle?
- Została w tyle, mam nadzieję, że nic jej nie jest. – westchnąłem
- Pokłóciliście się?
- Nie, Blanca chyba nie polubiła mojej żony. – usiadłem na krześle w kuchni – Uważa, że Isabelle jest nudna i inaczej mówi.
- Rozumiem, ale obydwie potrzebują czasu aby się zaakceptować. – uśmiechnęła się do mnie – Blanca ma mamusię i to zrozumiałe, że nie akceptuje tego, że jej tatuś ma inną dziewczynę. Jest za mała, aby to zrozumieć.
- To co mam zrobić?
- Dać im czas. Niech spędzą ze sobą więcej czasu. Ona zrozumie, że kochasz Isabelle, a twoja żona nauczy się ją akceptować i trochę poćwiczy. Musisz być pozytywnej myśli. – puściła mi oczko, a do domu weszła Isabelle – Wszystko w porządku?
- Tak. Ale gdzie mała? – weszła do środka a ja jedynie westchnąłem
- Na górze z dziadkiem. Obraziła się na mnie chyba.
- Przejdzie jej, ale powinieneś się synku posmarować kremem. Jesteś czerwony.
 - A nie mówiłam. – zauważyła moja żona – Na górze mam krem, posmaruj siebie i Blancę bo ona pewnie też będzie płakać wieczorem.

O dziwo Pedro spał jak dziecko, tyle tylko, że ja nie mogłam zasnąć. Ale kiedy mi się w końcu udało, to usłyszałam dzwonek Pedro. Podniosłam głowę, ale ten spał jak zabity na co westchnęłam i odebrałam.

- Tak?
- Czy mogę rozmawiać z Pedro? – usłyszałam jakąś dziewczynę i spojrzałam na wyświetlacz i widziałam, że to Estefania
- Nie bardzo, śpi jak zabity. – westchnęłam – Ale stało się coś?
- Nie, nie. Lepiej idź spać. – rzuciła – Jest późno.
- Na pewno nic się nie stało? Wiesz, według mnie nie dzwoni się bez powodu o trzeciej nad ranem. – a ona westchnęła – Więc?
- Właściwie to pewnie mnie wyśmiejesz.
- Zobaczymy. – i się podniosłam do pozycji siedzącej
- Po prostu dziwnie mi. – westchnęła – Po raz pierwszy jestem tak daleko od Blanci. A w dodatku nie brzmiała zbyt radośnie wieczorem kiedy z nią rozmawiałam.
- To akurat nie jest śmieszne. – zauważyłam – Może nie mam dziecka, ale wiem że się o nią martwisz. I obraziła się na Pedro. Poszło już na plaży kiedy postanowiłam wracać do domu. Nie chciałam, aby się spalili.
- To dobrze. ale niestety mała ma to do siebie, że kiedy coś jej się podoba to ciężko jest ją od tego odciągnąć. I przepraszam też za jej zachowanie.
- Nie musisz, rozumiem, że mała czuję się zagrożona i nie rozumie całej tej sytuacji. Na jej miejscu zachowywałabym się tak samo. Bo w końcu ma tatusia, i mamę i na doczepkę drugą kobietę. Nie jest tak jak sobie wyobrażała.
- Starałam się jej to wytłumaczyć, Pedro również.
- To dziecko. W sumie to sama staram się jeszcze to zaakceptować.
- Doskonale cię rozumiem. – od razu zauważyła – Masz teraz dużo na głowie. Operacja, Pedro.
- Owszem, nie jest mi łatwo. Ale staram się.
- Wiem, że między nami też nie jest za dobrze. Ale jeśli chciałabyś porozmawiać to tylko do mnie zadzwoń.
- Właściwie… - spojrzałam na Pedro, ale ten dalej spał – Wiem, że Blanca to wpadka, ale bałaś się?
- Cholernie. – zaśmiała się – Owszem mogłam zadzwonić do Pedro i mu o tym powiedzieć. Ale w końcu sama powiedziałam nie. No i mogłam również usunąć, ale kiedy słyszysz bicie serca maluszka to o tym zapominasz.
- Zawsze myślałam, że dziecko pojawi się samo w odpowiednim momencie, a teraz musi pojawić się w wyznaczonym terminie. Im starsza jestem, tym złe skutki dla mnie będą.
- Nie możesz się tym zamartwiać. Mam znajomych, którzy też mieli problem z zajściem w ciążę. Starali się sześć lat, i kiedy już stracili nadzieję, to wystarczyła jedna szalona noc bez zabezpieczenia i teraz mają ślicznego chłopca. Wam też się uda, tylko musicie wyluzować. Ty nie możesz się zamartwiać operacją, a Pedro… wiem, że cię denerwuję swoją troską.
- To miłe, wiem że mogę na niego liczyć. – zauważyłam – Ale czasem traktuje mnie jak jajko, które może się rozbić przy jednym delikatnym podmuchu wiatru. A nie wiem jak mu o tym powiedzieć, tak aby nie zrobiło się mu przykro.
- Po prostu mu to powiedź. Kiedy obydwoje rozwiniecie swoje wątpliwości to będzie wam łatwiej. A teraz może pójdziemy w końcu spać? Ty jesteś na wakacjach, ale ja mam pracę. – zaśmiała się
- No tak, przepraszam, że cię zatrzymuje.
- Nie masz za co przepraszać. To ja ciebie obudziłam.
- No tak. – zaśmiałam się cicho
- Dobranoc i przestań się zamartwiać. – zauważyła, na co sama się z nią pożegnałam


Odłożyłam jego telefon na półkę z mojej strony i sama ułożyłam się wygodniej. Może miała rację, powinnam wyluzować. 

15. No tak myślałem, że Panie znajdę w ogrodzie.

Siedziałam w domu już od dwóch tygodni i o dziwo czułam się lepiej. Wcześniej nie mogłam nawet sama zrobić sobie herbaty, więc wszystkim zajmował się Pedro. W sumie naprawdę się przejął swoją rolą. Był ze mną każdego dnia o każdej porze. Sama go musiałam wyganiać aby wyszedł z mieszkania. Ale siedziałam właśnie na kanapie oglądając jakieś telezakupy, kiedy usłyszałam telefon. Już chciałam wstać i odebrać, ale uprzedził mnie Pedro, który właśnie robił obiad.

- Słucham? Hej mamo. – uśmiechnął się szeroko – Jak miło, że dzwonisz. – na co przyciszyłam telefon – Tak, tak. Ale lepiej niech ci sama powie. Ja wracam do gotowania. – i podał mi telefon
- Dzień dobry. – rzuciłam
- Kochanie jak się czujesz? Mam nadzieję, że mój synek dba o to, abyś jak najszybciej się wykurowała?
- Dba. – zaśmiałam się – Dzisiaj robi po raz pierwszy tarte. Mam nadzieje, że mu wyjdzie, bo ostatnim razem naprawdę się przejął tym, ze mu nie wyszła zapiekanka.
- Mój synek. – zaśmiała się – Ale jak ty się czujesz?
- Lepiej. Już mogę sama się wykąpać i podnieść czajnik.
- To dobrze. najważniejsze, że wracają ci siły. I będę mogła przyjechać. – zauważyła
- Nie trzeba. Naprawdę sobie radzimy. – od razu zauważyłam i widziałam Pedro w salonie
- Mamo, nie musisz przyjeżdżać. – od razu słuchawkę zabrał mi Pedro – My przyjedziemy, wraz z Blancą. Tak, tak. Przygotuj wszystko. – zaśmiał się i o dziwo wyłączył
- Nie musiałeś się z nią od razu żegnać.
- Wiem o tym, ale obiad podano. – zaśmiał się – I w sumie i tak myślałem, że jak już czujesz się lepiej to może w piątek pojedziemy?
- Mi to jak na lato. W sumie to miło by było posiedzieć w jej ogrodzie. – uśmiechnęłam się
- W takim razie poinformuję Estefanię o tym, że jedziemy w piątek. I wrócimy, to ja zacznę od nowa treningi. – westchnął – Od nowa powrót do pracy.
- W sumie… - usiadłam prosto, ale nie było to łatwe – Z nudów zaczęłam nad tym myśleć. I jak wiesz, dostałam propozycję pracy. – westchnęłam – Dosyć dobra, w moim zawodzie. Z dobrymi warunkami.
- Ale? – nalał mi soku do szklanki
- To posada w Paryżu. Na cały etat. W sumie to była jedyna oferta pracy po tym jak odeszłam z poprzedniej.
- Jeśli byś ją przyjęła, to byśmy w ogóle się nie widywali. – zauważył a ja pokiwałam głową – Wiem, że lubisz być managerem w wielkiej korporacji. – dotknął mojej dłoni – Ale może by tak zmienić zawód? Znaleźć coś ciekawego w Madrycie? Bo wiem, że umrzesz mi z nudów w domu.
- Ale co mogłabym robić? Wiem jedynie jak rządzić ludźmi, a nie łatwo jest dostać się do jakiekolwiek pracy jako manager albo szef.
- To otwórz coś swojego.
- Pomyślę i o tym, na razie wysyłam CV. Zobaczymy do czego mnie to zaprowadzi.
- Jak dla mnie powinnaś jeszcze odpoczywać, jesteś w końcu na zwolnieniu lekarskim. I coś czuję, że jak ktoś się do ciebie odezwie to mimo tego, że masz jeszcze lekki problem z chodzeniem to zapewne wskoczysz w szpilki i polecisz na rozmowę.
- No dobrze. Zwolnię i zrelaksuję się na wakacjach. Nie koniecznie planowałam wakacje w tamtej części Hiszpanii, a także w takim stanie. No ale cóż, jakoś trzeba sobie radzić.
- Zamiast CV to zastanów się co weźmiesz ze sobą na wakacje. – puścił mi oczko

&&&

Minęły dni i nastał piątek. Mieliśmy jechać autem, więc wybrałam wygodne rzeczy. Krótka sukienka, torebka i okulary. Postanowiliśmy jechać wcześnie rano, aby nie stać długo w korkach. Dlatego dzień wcześniej poszliśmy spać dosyć wcześnie. Ale jednak rano był problem ze wstaniem. Ale siedziałam w samochodzie i byliśmy w drodze. Mała siedziała z tyłu w foteliku i podziwiała krajobraz, a ja siedziałam czytając książkę.

- No kochane, macie ochotę na coś ze stacji? Siku, coś do jedzenia? – usłyszałam i razem stwierdziłyśmy, że nie – Ale co mała ciekawego widzisz?
- Nic. – westchnęła – Nudzi mi się.
- Na miejscu nie będzie. Babcia pewnie już wszystko zaplanowała. Zresztą mamy tam plaże i będziemy chodzić się opalać, popływać. Spodoba ci się tam. – od razu się szeroko uśmiechnął
- Mamusia mi trochę opowiadała.
- W takim razie na pewno ci się spodoba. – puścił jej oczko
- Ale mamusi nie będzie. – westchnęła – Jej też by się podobało. Bo La Coruna to jej ulubione miasto, mówiła mi, że tam spędziła z tobą tatusiu najlepsze wakacje.
- Oczywiście, bo to najlepsze miasto na świecie. – zaśmiał się – Isabelle też je uwielbia i na pewno pokaże ci swoje ulubione miejsca, prawda? – poklepał mnie po kolanie na co się do niego delikatnie uśmiechnęłam
- Yhym. – westchnęła i wróciła do zabawy

O dziwo nie było aż takiego dużego ruchu na drogach, ale jednak zatrzymaliśmy się na obiedzie i toalecie. I ponownie obraliśmy kierunek naszej podróży. Kiedy dojechaliśmy to od razu z domu wyszli dziadkowie. Pedro wysiadł pierwszy i pomógł małej wysiąść a ja sama wysiadłam z auta i widziałam wzrok mojej teściowej.

- No nareszcie, co tak długo? – westchnęła
- Toaleta. – zaśmiał się Pedro – Ale kochani, przedstawiam wam Blancę. Skarbie to twoi dziadkowie.
- Dzień dobry. – dygnęła na co się uśmiechnęłam
- Witamy. – kucnęła jego mama – Ale ty podobna do tatusia.
- I mamusi. – powiedziała dumnie
- Ale wchodźcie. Zrobiłam lekki obiad na wypadek jakbyście byli głodni. – od razu zauważyła, więc Pedro ruszył z naszymi torbami za dziadkiem, a Blanca za nimi i dobrała się i do mnie teściowa – Cieszę się, że przyjechałaś. – objęła mnie ramieniem na co się uśmiechnęłam – Wiem, że sprawy z moim synem nie są jeszcze takie jak powinny być.
- Staramy się odbudować to wszystko. – westchnęłam
- Będzie dobrze. Każdy ma kryzys, ale da się z tego wszystkiego wyjść. – na co się do niej uśmiechnęłam – Jesteś inteligentną kobietą i wiem, że jakoś uda ci się postawić Pedro do pionu. Ale jak się czujesz? – i miałam wrażenie, że pomaga mi wejść po schodach na ganek
- Jest już dobrze. Mogę robić większość rzeczy tak jak dawniej. Ale jeszcze potrzebuje trochę czasu na regeneracje.
- No tak, w końcu to była poważna operacja. Ale wszystko dobrze? – zapytała speszona a ja się jej nie dziwiłam, nie jest łatwo o tym mówić
- Kiedy wszystko się zagoi, i ja będę pewniejsza. To myślę, że zaczniemy się starać o nasze dziecko.
- Dalej cię trzyma co?
- Mała mi nie ułatwia, nie do końca mnie uznaję.. – westchnęłam i widzieliśmy resztę w salonie
- Porozmawiamy wieczorem. – puściła mi oczko na co się do niej uśmiechnęłam

W sumie to panowie zaproponowali spacer po plaży, ale my kobiety wolałyśmy jednak zostać w domu. Pogoda nam dopisywała, więc wieczór był ciepły i mogłyśmy posiedzieć na huśtawce w ogrodzie. Przyniosła nam lemoniadę wraz z ciastkami. I sama zajęła miejsce obok mnie.

- No to teraz możemy porozmawiać. Zapomniałam już ile dzieci mogą narobić szumu. – zaśmiała się
- No tak. – zauważyłam i bardziej owinęłam się sweterkiem
- Jest ci zimno? Przynieść koc?
- Nie, nie. – od razu ją przystopowałam – Zawsze tak robię. Jest naprawdę dobrze.
- Musisz mi wybaczyć. Po prostu się martwię. – westchnęła łapiąc mnie za dłoń – Kiedy Pedro zadzwonił do mnie i odwołał swój przyjazd od razu wiedziałam, ze coś się stało. Dopiero wtedy powiedział mi prawdę. O tym, że macie problemy w małżeństwie. Że się wyprowadził, o planowanym rozwodzie, sprzedaży mieszkania. Nie mogłam w to uwierzyć, nie docierało do mnie to wszystko.
- No i później moja choroba, operacja. Wszystko zwaliło się na raz.
- Pedro naprawdę się przejął. Nic nie wiedział, gdzie jesteś co ci jest. – westchnęła – Bał się jak cholera i wiem, że nie przyzna się do tego. Był zagubiony i przerażony.
- Wiem o tym, on nie jest w tym sam. – spuściłam głowę
- Najważniejsze, że teraz jest już wszystko dobrze. Powoli dochodzisz do siebie a to najważniejsze.
- Bałam się, że naprawdę mogę nie mieć dzieci. – wypłakałam – Kiedy lekarz powiedział mi jakie jest ryzyko…
- Wiem skarbie. – przytuliła mnie mocno do siebie – Ale jest już po wszystkim. A to najważniejsze, nie można myśleć co jeśli. Teraz musisz skupić się na powrocie do pełnej sprawności.
- I na odbudowie małżeństwa z Pedro. – szepnęłam – Dzisiaj będzie pierwszy raz kiedy będziemy razem spać w łóżku. Wcześniej uważał, że powinnam sama spać, aby było mi wygodniej.
- Musisz mu bardziej zaufać. Wiem, że jego przeszłość cię dobija. Nie ty jedna byłaś w szoku kiedy oznajmił, że ma dziecko z inną kobietą niż jest obecnie. Ale to jego przeszłość, a teraz jest z Tobą. W końcu w salonie stoją zdjęcia z waszego ślubu. Tak na marginesie to w ogóle się nie zmieniłaś.
- Przez operację schudłam pięć kilo.
- Oj tam nadrobisz to. Już ja cię nakarmię przez te dwa tygodnie. – puściła mi oczko na co się zaśmiałam – Pamiętaj, że z każdym problemem możesz zwrócić się do mnie. Bardzo żałujemy, że nie mogliśmy pojechać na pogrzeb.
- Nic nie szkodzi. I wiem, że mogę zwrócić się ze wszystkim, to dla mnie naprawdę dużo znaczy.
- No tak myślałem, że Panie znajdę w ogrodzie. – zobaczyłyśmy Pedro na co usiadłam w pionie – Mała już śpi wykończona na górze, a tato robi herbatę.
- W takim razie do niego pójdę, zrobić ci kochanie?
- Poproszę. – uśmiechnęłam się do niej, a ona zostawiła nas samych popychając lekko Pedro w moją stronę
- Widzę, że mama cię dopadła. – zaśmiał się stojąc jak ten kołek na co pokiwałam głowa – Zrobiła wywiad?
- Dawno nie rozmawiałyśmy.  – zauważyłam – Ale jak było na plaży?
- Sympatycznie. Mała się dobrze bawiła z dziadkiem. – uśmiechnął się – Jutro też idziemy.
- Może wybiorę się z wami. Tylko dokopię się do stroju kąpielowego w walizce.
- Trochę daleko, na pewno to dobry pomysł?
- Pedro, nie będę cały czas siedzieć w domu. A i jestem dużą dziewczynką, jak się zmęczę albo coś mnie zaboli to usiądę na ławce, odpocznę i ruszę dalej. Znam okolice. – uśmiechnęłam się do niego
- No dobrze, uparta kobieto. – zaśmiał się – I mama ułożyła nas razem w sypialni, jeśli chcesz to mogę spać na kanapie albo z Blancą.
- Chcę, abyś spał ze mną. Będzie nawet tak łatwiej kiedy zechce mi się coś pić, bo nie powiem ale te stare schody strasznie skrzypią, a ja nie chodzę zbyt szybko.
- Oj wiem, ze skrzypią. – westchnął – Rodzice zawsze wiedzieli kiedy wracałem po nocnych imprezach. Nie raz mi się za to obrywało.
- Herbatka! – zawołała jego mama na co się poprawiłam i starałam wstać z huśtawki
- Pomogę ci. – od razu Pedro znalazł się obok mnie i już stałam koło niego
- Pedro… - zatrzymałam go za dłoń na co na mnie spojrzał – Ja nie umieram, nie musisz troszczyć się o mnie aż tak bardzo. Jest już po wszystkim, muszę tylko powrócić do sprawności i kiedy będę mogła biegać, to zapomnimy o wszystkim. Wiem, ze się bałeś, ale jest już po wszystkim. – pogłaskałam go po klatce piersiowej na co mnie przytulił – Wszystko będzie dobrze. A teraz chodź, czeka herbatka.


&&&

Korzystając z okazji, że dopadła mnie grypa i przez to leżałam w łóżku, z nudów zaczęłam czytać swoje stare opowiadania, których jest na prawdę dość sporo (?!) i zastanawiam się kiedy ja miałam czas to wszystko pisać? ale... tak sobie myślę... może wrzucić opowiadanie o kolejnym piłkarzu? Jorge Orti? 

Archiwum bloga