14. Więc będę mieć to co chciałam, prawda?

Pobudka po narkozie nie należy do najlepszych. Byłam naprawdę zakręcona i nigdy bym nie życzyła tego uczucia innym. Lekarz coś do mnie mówił, ale nie wiedziałam o co mu chodzi. Naprawdę nie rozumiałam nic i chciałam po prostu spać. Właśnie była moja trzecia doba w szpitalu i czułam się w końcu wyspana. Byłam już po wizycie lekarza, więc po prostu sobie leżałam na łóżku i patrzyłam w sufit. Miałam książki, laptop ale nie miałam sił nawet tego trzymać. W dodatku nie posiadałam swojego telefonu, bo zabrała mi go moja siostra. Dlatego leżałam na łóżku, sama w Sali i się nudziłam. Ale usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, więc spojrzałam na nie i nie przypuszczałam, że zobaczę tam Pedro.

- Nie wstawaj. – od razu rzucił podchodząc do łóżka – Lekarz mówił, że nie możesz się przemęczać. Miesiąc zwolnienia lekarskiego. To coś mówi samo za siebie.
- Chciałam się jedynie poprawić. – westchnęłam i opadłam na poduszkę
- Już, pomogę ci. – i delikatnie poprawił mi poduszkę wyżej – Lepiej?
- Tak. Ale co ty tu robisz? Nie powinieneś być już w domu?
- Powinienem. – przysunął sobie krzesło bliżej i w sumie zachowywał się tutaj tak jakby nie był pierwszy raz – Ale opóźniłem wyjazd, zresztą mama sama chciała tutaj przyjechać. Ale jej to odradziłem. Zapewne nie chcesz najazdu gości.
- Nie bardzo. Nie jestem jeszcze na siłach, aby odpowiadać wszystkim na pytania jak się czuję. – westchnęłam
- Więc się nie zapytam. W sumie chyba czujesz się lepiej jak już się obudziłaś.
- Powiedź mi prawdę. Dlaczego nie pojechałeś na wakacje? Nie mogłeś się doczekać, aż twoi rodzice poznają wnuczkę.
- Nie mogłem pojechać na drugi koniec kraju, kiedy ty leżysz tutaj sama. Nie ukrywajmy, ale Clemence nie jest dobrym pośrednikiem z lekarzami. Potrzebuje tłumacza. Trafiłaś akurat na takich co nie mówią nawet po angielsku. – zaśmiał się a ja tylko spojrzałam na niego – Przepraszam. Staram się po prostu jakoś to wszystko przetrawić.
- Aż tak źle jest ze mną? Mów prawdę.
- Operacja udała się. Tyle tylko, że będziesz miała ograniczony czas na zajście w ciążę. Nie chcę nic wypominać, ale…
- Mój wiek nie pomaga. – westchnęłam – Jestem stara to wiem. Ale, czy mogę na nowo wrócić na stół?
- Nie wiem. Lekarz nie chciał tego jasno określić.
- Rozumiem. – westchnęłam – Więc będę mieć to co chciałam, prawda? – rzuciłam żartem a on przysunął się bliżej i delikatnie dotknął mojej dłoni
- Nie udawaj. Wiem, że się boisz. Nie tylko ty, bo od kiedy dowiedziałem się, że jesteś w szpitalu odchodziłem od zmysłów. W dodatku nie wiedziałem gdzie leżysz, co ci jest. To mnie dobijało najbardziej.
- Bo teraz już tak będzie. Odejdziemy w dwie różne strony. Dziękuje ci, że pomogłeś mojej siostrze, ale teraz możesz już wrócić do domu. Zabrać córkę na wakacje. A ja jak tylko wyjdę ze szpitala, to zajmę się sprzedażą mieszkania, rozwodem.
- Przykro mi, ale nie podpiszę papierów. – a ja tylko westchnęłam i chciałam już coś powiedzieć – Proszę cię, nie przerywaj mi. Masz rację, oddaliliśmy się od siebie i to głownie z mojej winy. Stoję po środku… i sam nie wiem którą połowę wybrać, z którą kobietą żyć. Wiem, że nie jest łatwo to słyszeć. I zrozumiałem o czym mówiłaś. Owszem czułaś się jak piąte koło u wozu… bo z Estefanią mam córkę. Byłem z nią szczęśliwy, wiesz jak zakochany szczeniak. A teraz im dłużej z nią spędzałem czas, to odkrywałem na nowo to, co mi się w niej podobało, co pokochałem. Ona się nie zmieniła, dalej chce naprawiać świat, pracuje w dwóch wolontariatach. I mimo wszystko, ma czas dla córki. Poradziła sobie beze mnie. To mi imponuje. – przetarł zmęczona twarz i dopiero teraz zauważyłam jaki jest zagubiony – Ale z drugiej strony jesteś ty.
- To akurat się może zmienić niebawem.
- Isabelle, to nie tak, że będąc twoim mężem mnie wstrzymuje. Kiedy cię poznałem w samolocie byłem załamany, w końcu pojechałem za nią do Afryki, a ona mnie rzuciła po raz kolejny. A ty po prostu siedziałaś przy oknie, zagubiona i miła. Dwadzieścia minut ci zajęło, aby się do mnie odezwać, widziałem jak się czaiłaś. – uśmiechnął się pod nosem – To, że dałem ci swój numer wyszło jakoś samo z siebie. I w końcu po dwóch miesiącach do mnie zadzwoniłaś. Potrzebowałaś pomocy, i tak się zaczęło. Wspólne kawy, lunche, kolacje, noce. Już wtedy wiedziałem jaką masz pracę, że musisz podróżować między stolicami, ale to świadczyło o tym, że jesteś dobra w tym co robisz. Ale nie zmienia to faktu, że tęskniłem za tobą, nawet kiedy nie byliśmy ze sobą.
- Myślałam, że kiedy z przyjacielskich obiadów przeszliśmy do namiętnych nocy to równało się tym, że byliśmy razem. – zauważyłam a on się jedynie zaśmiał – Myślałam, że na tym to polegało.
- Jeśli mam być szczery to nie wiedziałem jak mam cię wtedy traktować. Owszem, tęskniłem za tobą, czekałem jak głupi na twój powrót do Madrytu i z wyprzedzeniem wymyślałem motyw naszych nocy. Ale bałem się przyznać do tego, że przy tobie odnalazłem spokój, zapomniałem o Estefanii i co najważniejsze, zakochałem się w tobie. Zostaliśmy parą, oświadczyłem ci się, powiedziałaś tak i przyćmiłaś białą suknią wszystkie medale, które zdobyłem.
- Ale po latach nie jestem w stanie dać ci tego o czym marzyłeś i kiedy pojawia się była, nie jestem w stanie przyćmić swoją osobą twoje uczucia do niej.
- Mylisz się. – powiedział i usłyszeliśmy jak otwierają się drzwi i pojawiła się pielęgniarka
- Przepraszam, ale pora na zmianę kroplówki. – uśmiechnęła się do mnie co odwzajemniłam od razu wyciągając dłoń – Już jutro się Pani jej pozbędzie. I może lekarz wypuści Panią już za dwa dni.
- To dobrze, mam już dość szpitalnej Sali.
- Jutro pojawi się nowa koleżanka na Sali. – a ja się jedynie uśmiechnęłam – W takim razie jakby coś bolało to proszę nas wezwać.
- Oczywiście. – powiedziałam i zostaliśmy sami.
- Jak mówiłem, mylisz się. Nie jestem w stanie od ciebie odejść. – pogłaskał mnie po dłoni – Zmieniłem się, dorosłem. Już nie kocham jej jak wtedy, kiedy byłem szczeniakiem. Właściwie to dopiero teraz dotarło do mnie, że zachowywałem się tak tylko z sentymentu. Owszem, doszło między nami do czegoś, ale to nie było to. Niczego nie poczułem. Dlatego wróciłem do domu. Owszem, mam z nią dziecko, córkę którą kocham. I Estefania zawsze będzie ze mną, w moich myślach bo mamy kilka miłych wspomnień. Ale zmieniłem się, tworzę nową historię z tobą. To dlatego poprosiłem cię o rękę. Nie wahałem się ani przez chwilę. Znalazłem odpowiedni pierścionek i praktycznie na drugi dzień ci się oświadczyłem. Kiedy Estefania powiedziała mi, że wyjeżdża do Afryki, od razu wiedziałem, że nam nie wyjdzie. To dlatego pozwoliłem jej wyjechać i nie zadałem pytania czy mimo wyjazdu zostanie moją żoną. Jeśli się kogoś kocha taka powinna być kolejność prawda?
- Nie rozumiem w czym rzecz. – westchnęłam bo naprawdę byłam zagubiona
- Pół roku, tylko tyle potrzebowałem aby ci się oświadczyć. Oczywiście w zrozumieniu moich uczuć ktoś mi pomógł. Ale tylko tyle potrzebowałem aby zmienić stan cywilny. Aby mimo tego, że kobieta, którą kocham spędza ze mną tylko krótkie chwile, została moją żoną. – powiedział siadając na łóżku – W nadziei, że pewnego dnia uda nam się zamieszkać razem, na co dzień. Nigdy ci tego nie mówiłem… ale chciałem zaproponować ci, abyś pracowała tylko w Londynie i w sumie o to prosiłem swojego managera, aby szukał mi tam klubu. Londyn, blisko Londynu. Tak abyśmy mogli to wszystko pogodzić.
- Naprawdę to zrobiłeś? Szukałeś klubu w  Anglii?
- Dokładnie, ale nie miałem odwagi aby cię aż tak ograniczać. Kochałaś tą pracę, dawała ci dużo radości mimo ciągłego stresu i ciągłych podróży. Ale po śmieci babci, kiedy ją rzuciłaś. Wiedziałem, że jesteś zagubiona. Dalej jesteś. Tyle rzeczy zwaliło ci się na głowę i dlatego zaproponowałem, abyś w końcu zamieszkała tutaj ze mną. Tak jak małżeństwo powinno. I jak na męża przystało, będę z tobą przez cały miesiąc.
- Nie możesz. – westchnęłam – Masz plany na wakacje. Musisz jechać z Blancą, nie możesz zawieść dwóch najważniejszych kobiet w twoim życiu. – pogłaskałam go po udzie
- Nie chce zawieść po raz kolejny ciebie. – szepnął – Powinienem być przy tobie kiedy twoja babcia znalazła się w szpitalu, powinienem być przy tobie kiedy podejmowałaś decyzję o odejściu. Powinienem zrobić wiele rzeczy, aby nie było takich sytuacji.
- Wypiszą mnie ze szpitala, wracam do mieszkania i nic mi nie będzie. Jestem dużą kobietą, nie potrzebuje niani.
- Ale potrzebujesz kogoś. Lekarz mi o tym mówił, poczytałem trochę. Uwierz mi, nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. No i jeśli ja pojadę na wakacje z córką do mojej mamy, to uwierz mi, ale teściowa szybciej przyjedzie do ciebie. – zaśmiał się a ja lekko uśmiechnęłam
- Twoja mama zawsze była dla mnie….
- Wiem o tym. Dlatego chciała przyjechać. Kiedy jej powiedziałem o Tobie, o twojej historii rodzinnej, naprawdę się przejęła i myślę, że dlatego traktuje cię jak córkę. Ale taka już jest moja mama.
- Jesteś do niej podobny. – zauważyłam – Tak samo uparci, tak samo troszczycie się o innych.
- Isabelle, wiem że to nie jest odpowiedni moment. – pogłaskał mnie po policzku – Masz już podjętą decyzję, a niestety nie zmieniasz zdania. W dodatku pewnie pomyślisz, że robię to z litości. Ale daj mi kolejną szansę… nie przekreślaj tego co mamy.
- Pedro, a co my tak naprawdę mamy? – szepnęłam czując łzy w oczach – Mieszkanie, w którym ty więcej zrobiłeś, kupiłeś niż ja. Kiedy byłam na zakupach w Ikei, okazało się, że moje zakupy nie pasują do twojego wystroju. – westchnęłam - Pokłóciliśmy się raz i od tamtej pory nie potrafimy przestać. Co chwilę wychodzi coś grubszego i to już drugi raz kiedy chcemy się rozwieść. I czy jest sens ciągnąć to dalej, zważając na fakt, że lezę obecnie na ginekologii po operacji, która mogła spowodować, że nigdy nie będę mogła mieć dzieci.
- Może to dlatego, że zawsze byliśmy idealni. Zero kłótni, bo nie żyliśmy razem na co dzień. Sama przyznasz, że kiedy się pojawiałaś to albo spędzaliśmy czas na seksie, albo na kolacjach z przyjaciółmi. Tak naprawdę, nigdy nie żyliśmy tak jak inni. Nie mieliśmy tej codzienności. Nie tak jak Miguel z Marią. Kochają się, ale nie raz słyszałem o ich kłótniach bez powodu. Ale im wystarczają kwiaty, bo wiedzą, że żyją razem i to rozwiążą po kilku dniach rozmów. My się pokłóciliśmy, ty wyjechałaś. I tak naprawdę nie mamy kiedy tego rozwiązać bo na nowo pojawia się coś co powoduje, że nasz gniew po pierwszej kłótni rośnie do ogromnych rozmiarów. I na twoje pytanie co my mamy. Mamy trzy lata szczęścia, a teraz może i jesteśmy podczas kryzysu, ale nie uważasz, że jesteśmy mądrymi ludźmi, którzy potrafią to rozwiązać? W końcu potrafimy rozmawiać, więc chyba pora usiąść i wygarnąć sobie wszystko.
- A nie robimy tego od jakiejś godziny? Wytłumaczyłeś się chyba już ze wszystkich grzechów. – zauważyłam – Spałeś z nią?
- Nie. To był tylko pocałunek. Owszem, byłem na ciebie zły, myślałem, że będzie coś znaczył ale okazało się, że nie. Myślę, że dzięki temu zrozumiałem, że ten rozdział mojego życia jest skończony. Ona naprawdę cię lubi, i cieszy się tym, że znalazłem kogoś takiego jak ty. I nie wyprowadziłem się do niej, wynająłem sobie pokój w hotelu. A resztę rzeczy wożę w aucie.
- Naprawdę mi brakowało ciebie kiedy potrzebowałam kogoś przy mnie.
- Wiem o tym, ale teraz jestem przy tobie. I w sumie, może kiedy wyjdziesz ze szpitala i poczujesz się na tyle dobrze, to pojedziemy w trójkę do moich rodziców?
- Trójkę?
- Owszem, ja, ty i Blanca. Mama będzie pewnie spokojna mając cię koło siebie. – wytarł mi łzę z policzka – A ja przy okazji pokażę małej moje rodzinne miasto. Wiem, nie powinniśmy rozwiązywać problemów w otoczeniu bliskich, ale obiecałem jej wycieczkę. Owszem, możemy pojechać sami ale…
- To dziecko, powinieneś z nią jechać. A ja ci powiem jak wyjdę ze szpitala i jak będę się czuć. Nie chce nic obiecywać. – zauważyłam a on pokiwał głową, że rozumie
- Ale pod jednym warunkiem. – zauważył – Pojadę dopiero wtedy kiedy będę wiedzieć na 100 procent, że jesteś w razie czego zdolna do tego, aby zostać sama w mieszkaniu. Do tego czasu, będziesz musiała sobie radzić z tym, że będę w mieszkaniu i o ciebie dbał.
- Jeszcze nie powiedziałam, że chcę dać ci szansę. – szepnęłam a on spuścił głowę – Zresztą gdzie Clemence?
- W mieszkaniu, musiała odpocząć a i tak stara się zagospodarować nasze mieszkanie tak, abyś miała wszystko pod ręką. I owszem musiałem najpierw przejść jej gniew i jej wytłumaczyć wszystko. w sumie dzięki temu mnie tu wpuściła. Mimo tego, że mam do tego prawo. – i usłyszeliśmy jego telefon na co westchnął wyciągając go z kieszeni i widziałam tam jej imię, ale o dziwo nie odebrał jak zawsze, tylko wyłączył
- Nie musiałeś. Mogłeś odebrać. – od razu zauważyłam
- Obecnie jestem w środku czegoś ważnego. Tamto może poczekać. – a ja jedynie pokazałam palcem aby się schylił, więc to zrobił

Delikatnie pocałowałam go w usta, w nadziei, że zrozumie o co mi chodzi i że odwzajemni. Na szczęście zaraz sam pogłębił, więc tak siedzieliśmy na łóżku się całując, coraz bardziej namiętniej. Poczułam jego dłoń na swoim policzku i się lekko odsunęłam, a on przyłożył swoje czoło do mojego.

- Pamiętasz nasz pierwszy pocałunek? – szepnęłam – Czaiłam się aby cię pocałować.
- Wtedy ja wyszedłem z inicjatywą. – zaśmiał się – Zrobiłem tak. – pocałował mnie co odwzajemniłem – I się odwróciłem, odchodząc do samochodu.
- Przez dwa dni zastanawiałam się co to miało znaczyć.
- Kolejne pocałunki były również miłe. Teraz też nie będziemy się spieszyć. – złączył nasze dłonie na co się lekko uśmiechnęłam – W takim razie jakie masz zachcianki? Mam dzisiaj zrobić zakupy. Twoja siostra już dała mi długą listę.
- Sernik z polewą malinową? – szepnęłam bawiąc się jego koszulką na co się zaśmiał
- Pojadę na drugi koniec miasta za twoim ulubionym kawałkiem ciasta, które jadłaś będąc na szalonej pogawędce z Marią. W sumie do tej pory nie wiem jakim cudem się tak spiłyście, że nie wiedziałaś nawet gdzie jesteś.
- Ale mnie znalazłeś i to pyszne ciasto.
- Myślę, że zawsze cię znajdę. – dał mi całusa – W takim razie będę uciekać. Zamykają to miejsce szybko. Jutro będziesz mieć ciasto.
- Jedź i poprosisz Clemence, aby przyniosła mi coś mniejszego niż książka i laptop?
- Jasne. Wszystko załatwię. A ty odpoczywaj i się nie martw. – dał mi całusa w czoło wstając z łóżka – Wpadnę jutro, tak samo jak każdego dnia. A i… - rzucił stojąc już w drzwiach, więc na niego spojrzałam – Dziękuje. Za wszystko.


Wyszedł z Sali na co się lekko uśmiechnęłam i dotarło do mnie, że coś mam w dłoni. Zdziwiona ją otworzyłam i widziałam obrączkę. Przed pójściem do szpitala zostawiłam ją w mieszkaniu, więc teraz założyłam ją na odpowiedni palec. 

13. Tatusiu a kim jest ta pani?

Pedro od tygodnia nie mógł się doczekać wyjścia rodzinnego. Miał wszystko zaplanowane, a ja niekoniecznie miałam ochotę iść do parku rozrywki gdzie zapewne będzie milion wrzeszczących dzieciaków. Ale umówił się z nimi już na miejscu, więc wstałam rano i ubrałam się w wcześniej przygotowane rzeczy. W trampkach, leginsach i szerokiej tunice stałam w przedpokoju i wzięłam sweter. Pedro był już gotowy wiec wyszliśmy z mieszkania i zeszliśmy na parking podziemny, wsiadłam do auta wrzucając rzeczy w nogach i nastawiałam się psychicznie na dzień z jego była i dzieckiem. W sumie byłam ciekawa jakie są. I dlaczego Pedro woli z nimi spędzać wolny czas niż ze mną. Ale dojechaliśmy na miejsce i od razu widziałam Estefanie. Pedro zaparkował na jednym z wolnych miejsc i westchnęłam na co poklepał mnie po kolanie. Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy w ich stronę. Blanca od razu widząc tatusia wyrwała się i już była na rękach Pedro.

- Mam nadzieję, że długo nie czekacie? 
- Nie, nie dopiero co przyszłyśmy.
- To dobrze. Ale dziewczyny przedstawiam wam Isabelle. 
- Hej. - powiedziałam tylko na co uśmiechnęła się do mnie Estefania - Tatusiu a kim jest ta pani? - szepnęła mała patrząc na mnie 
- To moja żona. To właśnie ona nosi taki sam pierścionek jak ja.

Nic nie skomentowała, ale widziałam, że patrzy na mnie nieufnie. W sumie to przez cały czas ciągnęła Pedro na karuzelę i również brała mamę, a ja raczej byłam jak piąte koło u wozu, albo raczej jako osioł bagażowy. Bo trzymałam im torby. Ale w pewnym momencie kiedy stałam czekając aż tamci skończą jechać usłyszałam swój telefon, a że nie znałam numeru to nie do końca wiedziałam czy odebrać, ale kierunkowy wskazywał na Francję. 

- Słucham? 
- Dzień dobry, nazywam się Jaque Devolange. Jestem szefem firmy Co&Devoile. Pewnie Pani kojarzy.
- Tak, coś o niej słyszałam. 
- Cieszę się, w sumie wiem, że nie powinno omawiać się interesów w sobotę. Jednak chciałem na spokojnie z Panią porozmawiać i przedstawić ofertę pracy. Jeśli oczywiście nie przeszkadzam. 
- Nie, możemy rozmawiać. 
- Bardzo się cieszę. Kiedy tylko usłyszałem, że rzuciła pani pracę to od razu wiedziałem że zaproponuje stanowisko managera w mojej firmie. Jest Pani idealna. Ma kwalifikacje jak mało kto i świetnie zna rynek. 
- Nie wiem czy jestem gotowa na powrót. 
- Oczywiście dam Pani czas na zastanowienie. Jeśli chodzi o obowiązki to niczym tak na prawdę nie będą się różnić od tych z poprzedniej pracy. Może tym, że jesteśmy firmą w jednym mieście. Więc nie będzie musiała Pani kursować między stolicami. - i usłyszałam jak Blanca pyta Pedro w jakim języku rozmawiam na co jej odpowiedział - W dodatku finansowo, możemy zaproponować większą stawkę. 
- Mówi Pan o jakim mieście? 
- Paryż. Jeśli trzeba będzie wynająć mieszkanie, nie będzie problemu. 
- Rozumiem. A ile mam czasu na podjęcie decyzji? 
- Nie ukrywam, że najchętniej bym Panią widział w poniedziałek w pracy. - zaśmiał się - Ale może umówmy się na telefon w przyszłym tygodniu.
- Dobrze. Przemyślę propozycje i dam znać. 
- W takim razie czekam i mam nadzieję, że będzie to pozytywna odpowiedź.

Wyłączyłam się i chowając telefon do torby, już miałam mętlik w głowie. Znałam tą firmę, była jedna z tych szybko rozwijających się. Do której przeszło już kilka osób z mojej firmy. Tyle tylko, że praca tam równa się z przeprowadzką na stałe do Paryża. Z tego wszystkiego aż mnie głowa rozbolała, w dodatku miałam już dość wrzasków dzieciaków. Szłam z tyłu, aż nagle przy mnie pojawił się Pedro. 

- Wszystko gra? 
- Yhym. 
- Ojciec czy siostra? 
- Oferta pracy. 
- Rozumiem, porozmawiamy o tym w domu? Tutaj raczej się nie da. 
- Ja chyba wrócę i tak do mieszkania. - westchnęłam 
- Coś nie tak? 
- Yhym, czuje się jak piąte koło u wozu, kompletnie zignorowaliście moją obecność. Ale w końcu jesteście rodziną. Mamusia, tatuś i ich oczko w głowie. W dodatku za głośno tu jak dla mnie.
- To dzieci. Maja prawo do tego, aby się cieszyć. 
- Rozumiem to, ale i tak to nie miejsce dla mnie. Nie w waszym towarzystwie. 
- A ty dalej to samo. Polubiłabyś Estefanie, ale ty masz jakieś halo. Do tego mówisz, że kto wie może za rok ci się zmieni i będziesz chciała dziecko. - zaśmiał się ironicznie - Ty nie masz w sobie za grosz instynktu macierzyńskiego, jesteś zimną egoistką.
- Jak możesz…
- Mówię prawdę. – od razu rzucił – Ale wiem, że prawda boli. Nigdy nie będziesz mieć dzieci i zastawiam się czy chcę być z tobą.
- W takim razie się wyprowadź. – szepnęłam mając łzy w oczach i wepchnęłam mu w ręce jego rzeczy

Wściekła ruszyłam do wyjścia i nie zamierzałam nawet się odwracać. Złapałam taksówkę i pojechałam do mieszkania. Słowa Pedro zraniły mnie i przepłakałam prawie całą noc. W dodatku rano widziałam, że nie jest zadowolony z czegoś, a raczej go coś dręczy. Siedziałam na kanapie z kubkiem czekolady w ręce, kiedy Pedro stanął w futrynie i westchnął.

- Rozumiem, że twój późniejszy powrót miał przyczynę.
- Owszem… ale to był raczej wcześniejszy powrót. – westchnął podchodząc do mnie bliżej
- Nie rozumiem.
- Powinienem przeprosić, nawet jeśli jestem na ciebie zły to nie powinienem mówić czegoś takiego. – od razu zauważył – Ale masz rację… mam rodzinę, jest nią Blanca. To moja córka i mam ją z kobietą…
- Którą mimo wszystko kochasz. – szepnęłam – Dobrze widziałam w wesołym miasteczku gdzie moje miejsce, a gdzie jej. Doszło między wami do czegoś, to pewne. Ale nie chciałam tego do siebie dopuścić.
- To nie tak jak myślisz…
- Nie chce myśleć. Nie chce nawet wiedzieć co. Myślę, że to już pora aby powiedzieć dość. Nasze małżeństwo nie miało prawa wypalić. I nie ma powodu, aby ciągnąć to dalej. Sprzedamy mieszkanie i dostaniesz połowę, będziesz mógł kupić dom dla waszej trójki. A ja wrócę gdzie moje miejsce… do Francji.
- Nie…
- Pedro daj spokój. – westchnęłam – To nie jest już takie ważne. Chyba zdążyłam już przetrawić to, że będę rozwódką.
- Kocham cię… - od razu kucnął a ja tylko spojrzałam na niego z łzami w oczach
- Nie tak wystarczająco… To były dla mnie trzy lata szczęścia. Tyle mi wystarcza. Pozwolę ci się spakować… i od jutra szukam agenta.
- Isabelle…
- Nie Pedro, to koniec. Nie chce pewnego dnia się obudzić i życzyć ci naprawdę źle. Przykro mi, ale nie potrafię pogodzić się z faktem, że zawsze będę tą drugą.

 Pedro tylko dał mi buziaka w czoło, i czekałam aż wyjdzie. Nie chciałam przebywać w tym samym pomieszczeniu co on, więc sama się wyszykowałam i wyszłam na cały dzień z domu.  W dodatku miałam dzisiaj wizytę u lekarza, więc poszłam na nią. Chociaż najchętniej nie wychodziłabym z domu. Ale to co tam usłyszałam, wbiło mnie w siedzenie. Nie wiem nawet jakim cudem wróciłam do mieszkania, ale kiedy zobaczyłam pustki to usiadłam na łóżku i się rozpłakałam. Nie wiedziałam co zrobić i jak sobie poradzić, dlatego wykręciłam numer do jedynej osoby która w tym momencie była mi potrzebna. Przepłakałam całe dwa dni i usłyszałam pukanie do drzwi. Zwlekłam się z łóżka i widziałam moją siostrę więc jej otworzyłam i od razu znalazłam się w jej ramionach.

- Matko co się stało? – głaskała mnie po plecach
- Wszystko się wali. – wypłakałam i usiadłam znowu na łóżku a ona tylko się rozejrzała
- Gdzie są rzeczy Pedro?
- Wyprowadził się. Powiedział, że jestem egoistyczną świnią, która nie chce dzieci i mnie zostawił. Odszedł do córki i swojej byłej dziewczyny.
- C-co? – szepnęła siadając obok mnie
- Chciał abym je poznała. Ale czułam się jak piąte koło u wozu. To oni tworzą rodzinę, nie ja. Ja jestem ta obca. – wypłakałam – Więc powiedział mi, że jestem egoistką, która nie ma dzieci. I ich nie chce. W dodatku zdradził mnie… doszło między nimi do czegoś, ale to akurat nie jest nic co by mnie  mogło zdziwić. – dalej płakałam – Więc muszę znaleźć agenta, który sprzeda mieszkanie i wyjeżdżam. A przynajmniej taki miałam plan.
- Jak on mógł?! Po tym jak dałaś mu drugą szansę i wróciłaś do niego?
- Widocznie nigdy mnie nie kochał, tak jak jej. – wytarłam policzek
- Idiota. – przytuliła mnie mocno – Wrócisz ze mną do Paryża. Tam kupisz mieszkanie.
- Nie mogę. – wypłakałam jeszcze bardziej – Muszę zostać tutaj na jakiś czas…
- Nie rozumiem, możesz przecież być w…
- Jestem chora. – wypłakałam – Muszę poddać się operacji.
- C-co? O matko! – i sama miała łzy w oczach
- Mogę naprawdę nigdy nie być matką. – wytarłam policzki – Jeśli pójdzie coś nie tak, mogę nigdy nie zaznać tego uczucia…
- Kochanie, nie możesz być złej myśli. Na pewno wszystko pójdzie dobrze. Pójdę z tobą do szpitala.
- Naprawdę chciałam mieć dziecko. – wypłakałam kładąc się na łóżku od razu się kuląc
- Wiem o tym, i uwierz mi, że jeszcze będziesz mieć. Z kimś kto jest ciebie wart. – pogłaskała mnie po głowie i w sumie jakoś się uspokajałam

Minęły trzy dni i już leżałam w szpitalu. Musiałam mieć szybką operację i bałam się niemiłosiernie, zwłaszcza, że lekarze nie do końca chcieli mi powiedzieć prawdy. Ostatnią twarz jaką widziałam była moja siostra, która od razu pokazała na zaciśnięte kciuki. Chociaż jedna była pozytywnej myśli.

***

Siedziałem na ławce w szatni i słuchałem kawałów chłopaków. Miguel o dziwo dzisiaj nie odzywał się do mnie i nie wiedziałem w sumie o co mu chodzi. Ale kiedy spojrzał na mnie to wiedziałem, że wieści się rozchodzą naprawdę szybko i już wie, że nie jestem z Isabelle. Dzisiaj w sumie był jeden z ostatnich treningów i mogłem już cieszyć się wakacjami na które zabierałem Blancę do domu. Wszystko już było w sumie przygotowane, nawet mama wiedziała, że przywiozę ze sobą gościa. Miguel wyszedł jako pierwszy z szatni więc nie miałem nawet szansy z nim porozmawiać. Chociaż może sam ma problemy w małżeństwie. Na co sam nie mogłem mu pomóc, kiedy moje się rozpada. W dodatku Isabelle się do mnie nie odzywała, i nie wiedziałem czy faktycznie zamierza sprzedać nasze mieszkanie. Spojrzałem na obrączkę na palcu i westchnąłem, bo to był chyba moment aby sam do niej zadzwonić. Dlatego podjechałem pod nasze mieszkanie, ale kiedy wszedłem do środka panowała cisza i wyglądało to tak, jakby przyjechała do niej siostra. Ale niestety nie ma się co dziwić, w końcu to najlepsze przyjaciółki. Ruszyłem w drugą stronę miasta, aby spędzić dzisiejszy dzień z córką. I stojąc na światłach w korku wykręciłem numer do Isabelle. Jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty. Już chciałem się wyłączyć kiedy usłyszałem Clemence.

- Pedro to nie jest najlepsza pora na telefon. – westchnęła
- Wiem, że Isabelle nie chce ze mną rozmawiać. Jest zraniona, rozumiem to. Ale chciałbym znać jakiekolwiek jej plany. Co z mieszkaniem, co z nami.
- Wiesz co, myślałam, że faktycznie jesteś ideałem. Ale nie, ty jesteś kolejnym co myśli tylko tym co ma w spodniach. A moja biedna siostra musiała akurat na ciebie trafić. Nie jesteś jej wart. – warknęła
- Rozumiem, ale chcę z nią porozmawiać.
- To w takim razie musisz poczekać bo twoja była żona obecnie jest pod nożem. Kiedy się obudzi i będzie w stanie utrzymać długopis w ręce to sama jej podsunę wszystkie papiery.
- Jak to pod nożem?! – od razu gwałtowanie zachamowałem i o mało co sam nie spowodowałem wypadku. – Clemence?!
- To już nie powinno cię w ogóle interesować. – warknęła i się wyłączyła

W tym momencie naprawdę się zdenerwowałem. Bo jak to nie powinno mnie to interesować?! Kompletnie nie wiedziałem co zrobić i w sumie jedyną osobą, która powinna wiedzieć co się dzieje to chyba był właśnie Miguel i Maria. Od razu wykręciłem numer do mojego przyjaciela, ale on był równie tajemniczy. Wyłączył się, a ja tylko zakląłem pod nosem.  Już nie wiedziałem co mam robić i odchodziłem od zmysłów, Estefania kazała mi odwołać wyjazd do mojej mamy, albo chociaż opóźnić. I kiedy zadzwoniłem do domu, to nie potrafiłem okłamać mamy. Dlatego powiedziałem jej prawdę i od razu zaoferowała, że przyjedzie do Madrytu. Ale z drugiej strony nie było w tym sensu, jeśli ja sam nie wiedziałem co się dzieje z Isabelle. Oczywiście moja mama na mnie nawrzeszczała, ale sam się jej nie dziwiłem. Miała w końcu do tego pełne prawo. Ale o dziwo pomoc przyszła do mnie od kogoś po kim bym się nigdy nie spodziewał. Maria – żona Miguela po prostu do mnie zadzwoniła i wyjaśniła mi wszystko. Dała namiary na szpital i salę. Pojechałem tam z ulubionymi kwiatami Isabelle, ale pod drzwiami widziałem moja szwagierkę, która jak tylko mnie zobaczyła to od razu wstała ze swojego miejsca.

- Ona nie chce cię widzieć.
- Clemence, to moja żona. – od razu się oburzyłem
- Czyżby? Bo jakoś nie traktowałeś jej jak żony, kiedy leciałeś jak piesek do swojej byłej.
- Boże to matka.
- Tak, tak. Matka twojej córki. Mam nadzieję, ze jedynej. – warknęła
- Proszę, powiedź mi chociaż co jej jest. Martwię się. – westchnąłem a ona od razu spuściła głowę – Proszę.
- Sama jeszcze do końca nie wiem. Lekarze niby mi mówią, ale nie znam na tyle hiszpańskiego. A żaden nie mówi po francusku. – jęknęła – Jedyne co mi Isabelle powiedziała, to to, że może nie mieć nigdy dzieci. Nie chciała mi nic więcej mówić, od razu nastawiła się na najgorsze. – usiadła na krzesełku a ja nie wiedziałem czy mówi prawdę
- C-co? – sam zrobiłem to samo
- No cóż egoistyczna Francuzka może faktycznie nigdy nie mieć dzieci. – mruknęła
- Nie wiedziałem… i żałuję, że to powiedziałem.
- Nikt nie wiedział, nawet ona. Ale jest załamana, i ja to wiem. Od razu nastawiła się na najgorsze. Boję się, że operacja może faktycznie dać taki wynik. Ona sobie nie poradzi sama. – westchnęła a ja sam spuściłem głowę
- Porozmawiam z lekarzem. W końcu jestem jej mężem, mam do tego prawo i ja szybciej zrozumiem. Poczekaj tutaj.

Od razu ją zostawiłem samą i ruszyłem do pokoju lekarzy. Musiałem dowiedzieć się co jej dolega.


12. Chcę stworzyć dla niej dom.

W domu siedziałam już miesiąc i kompletnie nie wiedziałam co powinnam ze sobą zrobić. Na razie nie miałam żadnych propozycji pracy, a i tak nie chciało mi się siedzieć w domu i po prostu nic nie robić. Nie wiem dlaczego, ale pewnego dnia siedziałam sobie na kanapie i słuchałam co mają ciekawego do powiedzenia w programie i postanowiłam z nudów sobie porysować. Właściwie kiedy byłam mała to uwielbiałam sztukę, a już tym bardziej zajęcia manualne. Tyle tylko, że Pedro sobie na prawdę upatrzył ten obrazek i włożył do portfela. Właściwie od kiedy tu jestem to ani razu nie byliśmy ze sobą jako kochankowie. Owszem żyliśmy razem, spaliśmy w tym samym łóżku i nic więcej. Dlatego postanowiłam zrobić dla niego jakąś miłą niespodziankę, dlatego najpierw poszłam na zakupy, gdzie nie było łatwo zdecydować się na jakikolwiek komplet bielizny. Ale po dłuższym zastanowieniu postawiłam na delikatny róż. Do tego kupiłam świece i jego ulubione wino. Więc kiedy był wieczór i wiedziałam, że nigdzie nie wychodzi i nikt do nas nie przychodzi to zostawiłam go w salonie, a sama poszłam wszystko przygotować i w samej bieliźnie wyszłam z sypialni i poszłam do salonu gdzie Pedro się relaksował grając w mecz.

- Kochanie mógłbyś mi pomóc? 
- W czym? - zapytał nawet na mnie nie patrząc
- Bo widzisz, nie mogę odpiąć ramiączka. - rzuciłam podchodząc do niego 
- W czym? - spojrzał na mnie na co się bardziej wyprężyłam - Łał. 
- Podoba ci się mój nowy komplet? Kupiłam go kilka dni temu. Ale raczej myślę, że go ściągnę. - i już miałam odpiąć sobie biustonosz, kiedy mnie do siebie przyciągnął. 
- Dobrze wiesz, że to ja jestem mistrzem w odpinaniu biustonoszy. - mruknął zaglądając mi w dekolt - I coś czuję, że ci zimno
- Więc kiedy w końcu mnie pocałujesz? - szepnęłam
- Myślę, że cię nie tylko pocałuje. Ale przerzucę przez ramie, zaniosę do sypialni gdzie rzucę na łóżko - szeptał rozpoczynając wędrówkę dłonią po moim ciele schodząc coraz niżej - zedrę z ciebie bieliznę i jednym, zdecydowanym ruchem wejdę w ciebie - rzucił wkładając dłoń za gumkę na co jęknęłam - Nie będę cię oszczędzać, tylko nadam takie tempo jak teraz, aż będziesz krzyczeć do rana. - cały czas szeptał mi do ucha lekko kąsają moją szyję, na co myślałam, że oszaleje, zwłaszcza, że pod wpływem pieszczot jakie dostarczała mi jego dłoń przybliżała mnie bardziej do spełnienia. Tylko jak na złość zaczął dzwonić do niego telefon i widziałam, że co chwilę na niego zerka 
- Pedro... - jęknęłam 
- Dojdź mała dla mnie. - szepnął dając mi całusa lekko przegryzając mi dolną wargę. Na co eksplodowałam - Brawo- i jakby nigdy nic odebrał telefon, na co chciałam już mu odebrać go, ale od razu się zerwał, wiec usiadłam na kanapie 
- Muszę iść - rzucił łapiąc za dokumenty - Mała się rozchorowała. 
- A ja? chyba nie zostawisz mnie samej po grze wstępnej. 
- Skarbie, jak wrócę to dokończymy. Ważniejsza dla mnie jest Blanca.

I już go nie było na co westchnęłam, bo tego to jeszcze nie było. Aby jakikolwiek facet porzucił mnie dla innej. Wróciłam do sypialni gdzie wszystko posprzątałam i się ubrałam w piżamę. W sumie nie wiedziałam co jest nie tak z małą, że on musiał aż jechać. W sumie długo nie wracał, więc zasnęłam. Kiedy się obudziłam to byłam sama w mieszkaniu wiec westchnęłam. Ale za to w kuchni czekało na mnie śniadanie. Wiec zjadłam, popijając kawą i napisałam do mojej siostry, ze jest nudno w domu i czy nie ma planów aby wpaść do Madrytu. Ale niestety ona bawiła się na Bahama. Na co jej zazdrościłam i zastanawiałam nad wakacjami, dlatego siedziałam sobie przed laptopem i szukałam czegoś fajnego, i w dobrej cenie. W sumie nie wiedziałam jakie plany ma mój mąż. Ale tak się nad tym zamyśliłam, że nawet nie usłyszałam kiedy wrócił do domu.

- Śniadanie smakowało? - usłyszałam wiec na niego spojrzałam - Dopiero wstałaś? 
- Nie, ale nie mam po co się ubierać. I tak nigdzie nie wychodzę..
- Powinnaś iść chociaż na spacer. Dobrze ci to zrobi.
- Wolę siedzieć w domu i poszukać nam wakacji. Co powiesz o Bali? Miguel tam był prawda? 
- Kochanie, nie obraź się, ale już nam zaplanowałem wakacje. Chciałem zabrać Blance do dziadków. Aby ja poznali. Zresztą Estefania nie ma co z nią zrobić kiedy ona pracuje. Nie bądź zła. - rzucił zapewne widząc moją minę 
- Nie kochanie, nie jestem zła. - mruknęłam wstając ze swojego miejsca, zamykając laptopa i wrzucając naczynia do zlewu - Wcale. 
- Jesteś zła. - westchnął
- Nie Pedro, nie jestem zła. Jestem po prostu maksymalnie wkurwiona. A to różnica. 
- Zrozum, dziadkowie mają prawo...
- Wiem! Mają prawo do wszystkiego, Blanca ma prawo do wszystkiego. Ale to do jasnej cholery mogą być nasze ostatnie, wspólne wakacje. 
- Jak to ostatnie? 
- Po pierwsze może wrócę do jakiejś pracy, a po drugie to kto wie. Może mi sie zmieni i postanowię zostać mamą. Chociaż z twoim zapłonem to do setki nie urodzę. 
- Ok, przepraszam za to, że wczoraj cię tak zostawiłem. A co do dziecka to dobrze wiemy, że ci się nie zmieni. 
- Skąd to wiesz? 
- Bo cię już znam. Musielibyśmy wpaść. Co akurat nie jest łatwe w naszym przypadku. Ty nie chcesz dzieci wiec staram się nadrobić zaległości z jedynym dzieckiem. Zresztą korona ci z głowy nie spadnie jak pojedziesz z nami do La Coruny. Nie musisz jechać na modne wakacje bo i tak nie masz gdzie się nimi pochwalić. 
- Spoko. - mruknęłam wychodząc z kuchni 
- I co, znowu się nie będziesz do mnie odzywać? - przyszedł ze mną do sypialni
- Nie, ale nie mam ochoty się kłócić. Zresztą z Blanca wszystko ok? 
- Tak, ma grypę. Czuwałem z Estefanią przy niej całą noc. 
- Czekaj, czekaj. Małej nic nie jest, i ty rzuciłeś wszystko z takiego powodu? 
- Boże kobieto, przecież doszłaś. 
- O dziękuje ci bardzo. Sama mogłam użyć swoich palców. 
- Będziemy się kłócić o seks? Nie lepiej go uprawiać? 
- Sam sobie go uprawiaj. - mruknęłam wyciągając ciuchy
- Isabelle - szepnął przytulając się do moich pleców. - Dlaczego my się ostatnio kłócimy o takie błahostki? Wiem, ze nudzi ci się w domu, i cię to denerwuje. I kłócąc się ze mną o takie zwykłe rzeczy chcesz odreagować
- Seks nie jest zwykłą rzeczą. Zostawiłeś mnie kiedy byłam już porządnie nakręcona. Kiedy miałam ochotę robić z tobą takie rzeczy, o których nawet nigdy sobie nie pomyślałeś. Zresztą specjalnie kupiłam nowy komplet, przygotowałam świece, kupiłam twoje wino. Chciałam spędzić wieczór z tobą. Bo kiedy młode małżeństwo przestaje uprawiać seks to znaczy że nie są dla siebie już atrakcyjni i zaczynają mieć kochanków i się rozwodzą. 
- To zróbmy dzisiaj taki wieczór. 
- Nie mam ochoty. To będzie dla mnie jak seks na zgodę. I tylko z jedna pozycja. 
- Przepraszam. 
- Po prostu muszę znaleźć inny sposób aby cię rozpalić.
- Znajdziemy taki moment. - dał mi całusa w skroń - Ale powinnaś wyjść na spacer. Od trzech dni siedzisz w mieszkaniu. 
- Nie chce mi się samej. Nie ma tu jakiegoś fajnego miejsca w okolicy. 
- Może pójdziemy razem? I coś znajdziemy? 
- Nie wychodzisz? Zobaczyć czy twoja córka zjadła zupkę. Bo nie wiem czemu ona nie potrafi zająć się dzieckiem sama. – rzuciłam ironicznie
- Musiała popracować i wcześnie wyjść do pracy. Czekałem na nianie.

Nic nie powiedziałam, a po prostu wyciągnęłam ciuchy i poszłam do łazienki się ubrać. W sumie miał rację, powinnam iść się przewietrzyć to może jakoś mi przejdzie zły humor. Kiedy byłam gotowa, to wyszłam z łazienki i w sumie widziałam jak Pedro zakładał kurtkę. Zdziwiona na niego spojrzałam, bo znowu pewnie mnie zostawiał.

- No ubieraj kurtkę i idziemy na spacer. Może kupię ci jakiegoś psa?
- Nie dziękuje. Wole być sama. – zauważyłam – No, ale na pewno chcesz iść?
- No tak, chodź. – złapał za klucze od domu i wyciągnął dłoń w moją stronę

W sumie to założyłam trampki i kurtkę i byłam gotowa. Wyszliśmy z domu i nie wiedziałam w którą stronę iść, ale Pedro złączył nasze palce ze sobą i ruszyliśmy przed siebie. Na szczęście pogoda nam dopisywała, bo nie było za ciepło ani za zimno. W sumie tak chodziliśmy i nie było w ogóle niczego fajnego. Tylko westchnęłam bo nie wiem w jaki sposób wybraliśmy okolicę.

- Miałaś rację, nie ma nic fajnego. – westchnął na co pokiwałam głową – Może to czas zmienić mieszkanie?
- Pedro, nie stać nas. – od razu zauważyłam – Nie mam pracy, a ty chcesz sprzedać to mieszkanie i co kupić? Większe?
- Noo… albo domek.
- Nie podejmujesz pochopnie decyzji? Jak wiesz, nie mamy kasy więc nie stać nas na dom. Ok, sprzedamy nasze obecne, dostaniemy połowę i skąd dostaniesz to drugie pół na dom?
- Z kontraktu.
- Nie stać mnie na dom w tym momencie.
- Nie musisz płacić, ja mam kasę.
- Pedro, mieszkanie kupiliśmy po połowie, i jest nasze wspólne. A ty chcesz sprzedać to co mamy i sam kupić dom.
- Chciałem po prostu zrobić pokój dla małej. – westchnął
- Nie potrzebujemy do tego domu, zresztą ona i tak z nami nie mieszka, tylko z matką. U nas może zostawać na noc, ale również może spać w pokoju gościnnym.
- Ale to nie jest pokój dla dziecka. – od razu się oburzył
- Owszem, ale nie możesz podejmować takich decyzji. Owszem rozumiem, że chcesz dla niej jak najlepiej, ale uważam, że od razu wydawać taką ilość pieniędzy to już lekka przesada. Zważając na to, że moje oszczędności się kończą. A znalezienie pracy wcale nie jest takie łatwe.
- Chcę stworzyć dla niej dom.
- Wiem, rozumiem to. Ale ona już ma dom. Ma swój pokój. Ja jako dziecko też wolałam swój pokój na wsi, niż w Paryżu.
- Ale obiecaj, że rozważysz to. – od razu na mnie spojrzał na co pokiwałam głową, że tak – Dzięki. – uśmiechnął się do mnie co lekko odwzajemniłam, chociaż nie miałam w planach rozważania tego planu


11. Myślę, że babcia by od razu przyjechała do synka pomóc.

W Madrycie byłam już dwa tygodnie, ale dopiero teraz dowiedzieli się o tym inni. Dlatego Maria od razu do mnie zadzwoniła i zaprosiła na zakupy. W sumie kiedy Pedro był na treningu to ja nie miałam co robić, dlatego się zgodziłam i wstałam dosyć wcześnie rano, bo Maria zawoziła dzieciaki do szkoły. Tyle tylko, że padał deszcz i nie bardzo chciało mi się wychodzić z domu. Wróciłam z toalety i usiadłam na łóżku, i dopiero Pedro się budził i z uśmiechem na mnie spojrzał.

- Co taka mina?
- Deszcz pada. – jęknęłam
- Oj, ale wychodzisz gdzieś? – zaśmiał się podnosząc się do pozycji siedzącej, a ja nie wiedziałam o co mu chodzi i dlaczego jest taki zadowolony – Bo jeśli siedzisz w domu to chyba nie ma nic złego w deszczu.
- Wychodzę, na zakupy z Marią. Ale tak leje, że aż mi się nie chce. A do tego dostałam okres.
- No to nie za ciekawie. Ale masz nowe kalosze. – na co się do niego uśmiechnęłam – No i jaki uśmiech się pojawił. – sam się zaśmiał i przygarnął mnie pod kołdrę – Podwieźć cię?
- Raczej nie, ona zawozi dzieciaki do szkoły i mamy spotkać się na mieście. Jakoś dojdę w moich nowych kaloszach, sprezentowanych przez męża.
- Brawo, może obiad też zjemy na mieście? Odbiorę cię.
- A może zjemy w domu, ugotuje coś? Bo chyba nie będziemy tak długo robić zakupów w Ikei?
- Jedziecie do Ikei? Coś chcesz kupić? – zdziwiony na mnie spojrzał a ja udałam, że myślę
- Może kupię świeczki i nowe poduszki? Sama nie wiem, na co się skuszę. Ale potrzebujesz coś? – spojrzałam na niego z dołu a on od razu rzucił, że nie – Ale o której wrócisz?
- Hmm napisze ci ok? Bo jak Maria jedzie na zakupy to mnie pewnie Miguel zatrzyma. Dzieciaki zjedzą w szkole to pewnie on będzie głodny.

Pokiwałam jedynie głową i zadzwonił budzik Pedro, na co westchnęłam bo musiał wstawać, aby zdążyć na trening. Wyswobodziłam się z jego objęć i sama wstałam z łóżka, aby się ogarnąć. Tyle tylko, że on sam wstał i mnie do siebie przyciągnął. Zdziwiona na niego spojrzałam, ale złożył delikatnie całusa na moich ustach. Odsunął się ode mnie na mała odległość i szepnął, że teraz będzie dla niego lepszy dzień. Uciekł do łazienki, na co sama stałam z lekkim uśmiechem na środku sypialni i dotknęłam ust. Mały gest, ale może podnieść nas na duchu w taką pogodę. W sumie wyszykowałam się w ciepłe rzeczy i moje nowe kolorowe gumowce, które kupił mi Pedro. Miałam taką minę, więc mnie i tak podrzucił na miasto i szybko uciekłam pod daszek czekając na Marię. W Ikei, to ona chyba oszalała. Nie wiem ile rzeczy nakupiła, ale trochę ich było. Ja w torbie miałam zaledwie świeczki i pościel.

- No dobra, wiem, że ci się nie podoba pogoda za oknem. Ale powinnaś się uśmiechnąć.
- Mam okres, i czuję w głębi serca, że kończy się mój miesiąc miodowy. – westchnęłam
- Znowu? Oczywiście wiem wszystko od mojego męża. To plotkara.
- Nic nie szkodzi, w końcu jesteście przyjaciółmi. A to nie tajemnica, że między nami nie jest za kolorowo. Pedro ma tajemnicę o których nie wiedziałam i muszę się z tym uporać. Niby chce, abym poznała jego byłą i dziecko. Ale nie rozumie, że to jego była. To dla mnie jednak przeszkoda, zważając na to, że to jego pierwsza i prawdziwa miłość.
- Doskonale cię rozumiem. Ja do tej pory nie wiem nic o byłych Miguela. To dla nas temat tabu. Wiem jedynie ile miał, ale nic więcej. Bo to wiadome, że zaczynamy się wtedy porównywać.
- Bo tak jest, ona ma z nim dziecko. I wiem, że jest z tego powodu szczęśliwy. A ja… nie jestem jeszcze gotowa. Liczyła się dla mnie praca, którą porzuciłam.
- Jeśli mam być szczera, to akurat porzucenie pracy było dobrym wyborem. Wiem, lubiłaś to. Ale zaczynaliście coraz bardziej się od siebie oddalać, a to nie jest dobre.
- Wiem o tym. – westchnęłam – Kocham go, bo tego nie mogę zaprzeczyć. Ale jednak…
- Porozmawiaj z nim. Usiądź na kanapie, wyłączcie telefony i po prostu porozmawiajcie. Jesteście dwójką dorosłych dzieci, ale czasem po prostu zachowujecie się jak dzieci.
- Czasem po prostu nie wiem jakich argumentów używać, aby się nie pokłócić.
- Kłótnia czasem jest zdrowa. Ale wy potrzebujecie poważnej rozmowy dwójki dorosłych osób, które postanowiły wytrwać w małżeństwie do końca życia. I kto wie może postanowicie mieć swoje dzieci, bo przecież Pedro nie ma nic przeciwko co?
- Chyba nie. To ja raczej muszę się przełamać.
- Ja wiem, że możesz się bać utraty sylwetki… - a ja od razu zaprzeczyłam
- Nie o to chodzi. Boję się, że dopadnie mnie depresja jak moją matkę i odejdę. Musiałam wychowywać siostrę sama, no ok z pomocą babci. Ale teraz nie mam nikogo takiego. Mama Pedro też mieszka daleko.
- Myślę, że babcia by od razu przyjechała do synka pomóc. Przecież byłam na waszym ślubie. Ona jest zapatrzona w ciebie jak w obrazek. Trochę wiary i wszystko minie. A jak nie, to uwierz mi czasem pomaga wpadka. – puściła mi oczko

Tylko się zaśmiałam i w sumie to mi nawet polepszyło humor i kupiłam trochę więcej rzeczy. Więc obładowana torbą wysiadłam pod mieszkaniem i weszłam na górę, gdzie postanowiłam ugotować coś dobrego. Ale nie było tego za dużo w lodówce, więc wiedziałam, że to pora iść na zakupy. Bo co jak co, ale nie zamierzam być głodna. Przygotowałam coś na szybkiego i do mieszkania wpadł Pedro, rzucając torbę na podłogę w przedpokoju.

- Umieram z głodu. – westchnął wpadając do kuchni – Miguel był zbyt zajęty sobą.
- W takim razie musisz zadowolić się czymś na szybkiego. – rzuciłam nakładając mu na talerz makaron – Nie mamy tego za dużo w lodówce.
- Zakupy?
- Masz dzisiaj ochotę? Bo jak nie, to możesz jechać jutro. – od razu rzuciłam nakładając sobie
- Wolę dzisiaj. Pojedziemy razem to szybciej nam zleci. Bo wiesz, że nie zawsze wiem co akurat jest nam potrzebne.
- Bo ja akurat wiem.
- Wiesz, wiesz. W końcu dobrze wiesz na jakie słodkości masz ochotę. – uśmiechnął się do mnie co odwzajemniłam
- Dobrze, w takim razie pojedziemy po obiedzie. Może będzie mniej ludzi. W sumie trzeba by było zrobić jakąś listę. Bo ta na lodówce jest mała.
- Damy radę, ale jak tam w Ikei? – a ja się jedynie uśmiechnęłam – Ile?
- Trzysta. Kupiłam pościel, nową kołdrę. Świeczki na wieczór. No i jeszcze kilka drobiazgów.
- Kobiety. – zaśmiał się


Ale dosyć szybko zjadł obiad i trochę odpoczęliśmy siedząc przy stole i spisując co jest nam potrzebne. Kiedy lista była gotowa to pojechaliśmy na zakupy. Nie wiem dlaczego, ale kiedy mieliśmy listę to i tak mieliśmy w wózku więcej niż potrzeba nam było. Dlatego kiedy usłyszałam cenę przy kasie to myślałam, że złapie się aż za głowę. Ale za zakupy zapłacił Pedro. Wróciliśmy do domu i od razu zabraliśmy się za rozpakowywanie zakupów i naprawdę połowy nie potrzebowaliśmy. Ale za to do oglądania filmu mieliśmy i popcorn i czekoladki. Dlatego zadowolona rozłożyłam się na kanapie i wtuliłam w Pedro, który sam rozłożył się wyciągając przed siebie nogi. Na dodatek zrobił jakieś zdjęcie telefonem i nie wiedziałam o co mu chodzi, ale widziałam jak dodawał to na jakąś aplikację. Więc tylko westchnęłam bo widać, że mój mąż też wpadł w wir aplikacji. 

10. Muszę kupić nowe gumowce.

Po pogrzebie spakowałam swoją torbę podróżna i tato myślał, że wróciłam do Madrytu z Pedro. Ale prawda była zupełnie inna. Prawdę znała tak naprawdę moja młodsza siostra. Która sama poleciła mi miejscowość do której się udawałam. Pożegnałam Pedro na lotnisku i obiecałam się odezwać, kiedy się ze wszystkim uporam. Tyle tylko, że minął już miesiąc. Prace rzuciłam, byłam na bezrobociu, ale przynajmniej mogłam uspokoić swoje myśli. I się wyciszyć. A tego potrzebowałam. Na dodatek miasteczko w którym się schowałam, bardzo mi w tym pomagało. Cassis, małe miasteczko portowe dobrze na mnie wpływało. Codziennie chodziłam na spacery, i opalałam się na plaży. Pogoda nam dopisywała, ale nie ma się co dziwić, w końcu za niedługo miało nadejść lato.

&&&

Siedziałem w domu i zastanawiałem się od czego zacząć. Miałem ochotę na jakieś zmiany, dlatego kupiłem farby i postanowiłem pomalować mieszkanie. Chciałem zrobić to sam, ale kiedy otworzyłem pierwsze wiaderko to usłyszałem pukanie do drzwi. Zdziwiony, bo nikogo się nie spodziewałem poszedłem otworzyć. Ale jakie było moje zdziwienie, kiedy za drzwiami zobaczyłem Clemence.

- No co szwagrze, wiem, wiem. Nie spodziewałeś się mnie, ale postanowiłam odwiedzić bliskich jak już jestem w Madrycie.
- Wchodź. Chociaż od razu mówię, że zaczynam remontować.
- Zmiany? No, no. I to samemu się za to zabierasz? Dasz radę? – zaśmiała się a ja pokiwałem głową, że tak – To przez Isabelle?
- No cóż, nie odzywała się do mnie od miesiąca.
- Jeśli cię to pocieszy to nie odzywała się do nikogo. Ojciec sam się martwi, bo nic nie wie.
- Nie tylko on się martwi. Ja również, i tęsknie za nią. – westchnąłem podając jej picie – Ale rozumiem, że potrzebuje tego i mam nadzieję, że do mnie wróci. A ty coś od niej wiesz?
- Nie, do mnie też się nie odzywa. To tak jakby chciała po prostu od nas odpocząć.
- Rozumiem, ze o wszystkim wiesz. – a ona pokiwała głową, że tak – Więc pewnie wiesz, że mam córkę.
- Wiem, wiem. Chociaż nie powiem dziwnie tak, masz dziecko z inną kobietą. Zawsze myślałam, że będę ciocią dzieci mojej siostry.
- Twoja siostra ma inne podejście odnośnie macierzyństwa.
- Dziwisz się jej? Nawet nie poznała twojej córki. Jak może być twoją żoną kiedy nie zna najważniejszych faktów z twojego życia.
- Rozumiem to, ale nie jest łatwo kiedy jej nie ma przy mnie. Jak ma poznać Blance, jeśli jej tu nie ma?
- A jeśli będzie to co? Dopuścisz ją do siebie i swoich spraw z poprzedniego związku? Wiem, że nie jest łatwo rozdrapywać starych ran, ale czasem warto jest na nowo przeżyć to wszystko, spojrzeć chłodnym okiem gdzie popełniło się błędy.
- Masz rację, Isabelle zawsze mówiła o tym, że jej siostrzyczka jest jedną z najmądrzejszych.
- O nie, ona mówi jakieś komplementy. – zaśmiała się tak samo jak ja – No, ale ok ja uciekam. Praca wzywa.
- Dzięki za odwiedziny, i jak odezwie się do ciebie siostra. To powiedź jej, że za nią tęsknie.
- Jasne.

&&&

Wiadomość od Pedro dotarła do mnie i nie wiedziałam co zrobić. Było mi tu dobrze, zdala od problemów, obowiązków. Ale jednak trzeba było stanąć twarzą w twarz z tym co nieuniknione. Dlatego poleciałam do Madrytu. Nie powiadomiłam Pedro o tym, chciałam zrobić mu niespodziankę, albo uciec jeśli stchórzę. Weszłam do naszej klatki i otworzyłam drzwi. Torbę zostawiłam w korytarzu i nie powiem, ale kiedy weszłam dalej to zdziwiło mnie to, że w pomieszczeniach znajdują się zupełnie inne kolory niż wcześniej i nawet meble są przestawione. Poczułam się dziwnie, bo to zupełnie nie przypominało mieszkania w którym mieszkałam. Zostawiłam torebkę na kanapie, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Zdziwiona bo nie wiedziałam kogo można się spodziewać, poszłam otworzyć.

- Eee czy zastałam Pedro?
- Nie, nie ma go. Coś przekazać? – i przyjrzałam się dokładniej kobiecie, która przede mną stała
- Właściwie to nie, umówił się tutaj ze mną. – zaśmiała się – Pewnie zapomniał, cały Pedro.
- W takim razie wejdź. Jeśli jesteście umówieni. – od razu zauważyłam wpuszczając ją do środka
- A tak poza tym to jestem Estefania, nie przedstawiłam się. – i już miałam się przedstawić – Ale ty pewnie jesteś Isabelle. – wskazała na zdjęcie, na którym byłam wraz z Pedro – Jeśli tu jesteś to rozumiem, że między wami się układa. To dobrze. – uśmiechnęła się do mnie
- Słucham?
- Pedro co nie co mi powiedział o waszym związku i waszych problemach. I nie miej mu tego za złe. – od razu zauważyła – Po prostu musiał z kimś o tym porozmawiać. A kiedy mała śpi to mamy czas na rozmowę.
- Heloł jest tu kto? – usłyszałyśmy wołanie od drzwi więc się obydwie odwróciłyśmy w stronę drzwi – Isabelle? Estefania?
- Hej, a ty co spóźniony? Naprawdę myślałeś, że będę na ciebie czekać pod drzwiami? – zaśmiała się – Miałam szczęście, że twoja żona była w domu i mnie wpuściła.
- Przepraszam, ale Miguel mnie zatrzymał.
- W takim razie nie będę wam przeszkadzać, - zauważyłam i złapałam za swoją torebkę – Pójdę na zakupy, bo i tak potrzebuje kilka rzeczy. – rzuciłam i wyminęłam Pedro
- Zaraz wracam. – usłyszałam ale już byłam na korytarzu czekając na windę – Isabelle, nie uciekaj. Proszę cię, zostań i…
- Zgłodniałam i pomyślałam, że pójdę do sklepu po swoje ulubione frytki? – wzruszyłam ramionami – Jakbyś nie zauważył, to została w mieszkaniu moja torba podróżna.
- Przestraszyłem się. – szepnął i mnie do siebie przytulił – Szybko załatwię sprawę z Estefanią i do ciebie dołączę na obiedzie co?
- Jeśli masz ochotę. Mogę również zamówić i przynieść wszystko do domu. Bo mówiąc szczerze nie mam ochoty jeść na mieście, chciałabym usiąść na spokojnie i porozmawiać. Z dala od wszystkich.
- W takim razie będę na ciebie czekać, chociaż jak dla mnie nie powinnaś uciekać. Ona naprawdę chcę cię poznać.
- Innym razem, ale wracaj do niej. Wrócę za jakiś czas.

Dałam mu buziaka w policzek i wsiadłam do windy. Mówiła, że Pedro o mnie mówił, z jednej strony było to miłe a z drugiej zastanawiało mnie, dlaczego nie mówił o niej. Poszłam do jednej ze swoich ulubionych knajpek, w której zawsze jadałam. Od razu właściciel się do mnie uśmiechnął co odwzajemniłam. Doskonale wiedział co zamówię, więc przystanęłam sobie przy kasie i z nim rozmawiałam. Wypytywał o wszystko, ale nie ma się co dziwić w końcu nie widział mnie przez jakiś czas. Obładowana jedzeniem, i do tego winem wróciłam do mieszkania. Panowała cisza, więc pewnie już był sam, wyszedł z sypialni z uśmiechem i wziął ode mnie rzeczy. Sama zostawiłam swoje rzeczy w przedpokoju i poszłam mu pomóc wszystko przygotować. Nie powiem, ale było miło kiedy Pedro otwierał wino, a ja zajęłam się jedzeniem. Jak za dawnych czasów poszliśmy do salonu i oczywiście z przyzwyczajenia chciałam usiąść gdzie indziej.

- Jeśli ci się nie podoba to możemy przestawić to tak jak było. – od razu zauważył
- Moglibyśmy? Bo nie bardzo pasuje mi tu kanapa. Tak od razu wchodzisz w nią z przedpokoju.
- A kolory mogą być? – spytał niepewnie na co westchnęłam, ale pokiwałam głową, że tak – Bo wiesz, sam malowałem.
- Sam? Całkiem sam przemalowałeś całe mieszkanie? – zdziwiona na niego spojrzałam – Nieźle. Myślałam, że jesteś typem faceta, który zleca to innym.
- Nieh, owszem mogłem, ale chciałem zrobić to sam. Kurczę, wiesz jak dawno tego nie jadłem? Ale widzę, że ty wyglądasz lepiej niż się rozstaliśmy. Ładna opalenizna i nie obraź się, ale nabrałaś trochę ciała, w dobrym tego słowa znaczeniu.
- Byłam nad wodą. Spacery, dobre jedzenie. Zero stresu.
- To akurat wychodzi na zdrowie. – zaśmiał się na co się uśmiechnęłam – Doszła do ciebie moja wiadomość?
- Tak, Clemence przekazała mi. W sumie dlatego przyjechałam. – złapałam za kieliszek wina – Myślę, że za długo zwlekałam z jakąkolwiek decyzją. Przyznam szczerze, że nie bardzo wiem co dalej. Nie wiem czy już wiesz, ale rzuciłam pracę. – westchnęłam siadając po turecku – Owszem lubiłam ją, mimo wszystko. Mimo stresu, ciągłych podróży. Teraz jestem na bezrobociu, i nie wiem co chce robić. Nawet nie wiem co bym mogła robić. Wiesz chciałabym wstać rano i wiedzieć, jak moja siostra. Od dzisiaj będę modelką. Ale nie potrafię tak wstać i wymyślić sobie zawód. Po raz pierwszy w życiu nie wiem co chce robić.
- Zostań tutaj, w Madrycie ze mną. – szepnął
- I co będę robić?
- Na razie nic nie musisz robić. Mamy pieniądze. Tylko zamieszkaj ze mną, bądźmy razem każdego dnia, o każdej porze. – zauważył i podszedł do komody z której coś wyciągnął – To chyba należy do ciebie. – klęknął przede mną – Ja swoją mam, ale ty… - złapał za moją dłoń i wsunął na palec obrączkę – Teraz jest na swoim miejscu.
- Przepraszam. – poczułam pierwszą łzę – Że…
- Chcę, abyś poznała Blancę. Poznała Estefanię. Chcę, a raczej proszę cię o to, abyś towarzyszyła mi w moim życiu, w moich problemach. Lubiłem nasze rozmowy przez skype albo przez telefon, ale to nie to samo co mieć cię przed sobą. Widzieć jak robią ci się dołeczki, kiedy się uśmiechasz. Kiedy popełniasz gafę językową, to zawsze tak śmiesznie marszczysz oko. Jeśli tak można. Nie wiem jak to określić. – zaśmiał się – Chcę słyszeć ten pomruk, kiedy się budzisz i przeciągasz. Ten jęk zawodu, kiedy za oknem pada a ty musisz wyjść.
- Muszę kupić nowe gumowce. – zaśmiałam się tak samo jak on
- Kocham cię, i wiem jakie masz wady, wiem również jakie masz zalety. Ale to wszystko łączy się w tą inteligentną, miłą i tak trochę wredną kobietką.
- Naprawdę chcesz, abym je poznała? – szepnęłam patrząc mu prosto w oczy, a on pokiwał głową, że tak – A co jeśli mnie nie polubią?
- Estefania nic do ciebie nie ma, w sumie to było jej naprawdę przykro, że nam przeszkodziła. Może nie powinienem jej mówić o naszych problemach, ale czasem łatwo było mi się jej wyżalić, niż pójść do Miguela bo wiem jaka byłaby jego odpowiedź. On jest chyba w tobie zakochany.
- Miguel wie po prostu jak bardzo cierpiałeś po stracie kobiety, która była dla ciebie idealna. Nie jest łatwo stracić kogoś takiego, ból jest ogromny. I on, jako twój najlepszy przyjaciel to wszystko widział. Aż w końcu pojawiłam się ja, dumna managerka z Paryża.
- Która sprawiła, że od nowa uwierzyłem w jakiekolwiek uczucie. Zresztą… to ty nosisz te dwa pierścionki, nie ona.
- To akurat nie jest żadne pocieszenie. – westchnęłam – Ale jeśli chcesz, abym została to zostanę.
- Chciałbym, abyś i ty tego chciała. Nie mogę cię w końcu do niczego zmuszać. Nie chce, abyś się tu dusiła. – dał mi buziaka w dłonie, na co jedną dłoń wyswobodziłam i pogłaskałam go po policzku, dając od razu mu całusa w czoło – Chcesz odejść…
- Nie. Może to cię dziwi, ale tutaj czuję się inaczej. Mogę przebywać w każdym możliwym miejscu na świecie… ale tutaj, przy tobie wiem, że to moje miejsce. Jak wiesz, nigdy nie byłam zakochana przed Tobą. Owszem przelotne romanse, ale nie przeżyłam nigdy takiej miłości o której mówią w filmach, książkach. Nie takiej miłości o jakiej mówiła mi babcia na dobranoc. Nawet tego co ty miałeś z nią.
- Dlatego rozumiem… oboje wiemy, ze to była moja pierwsza, prawdziwa miłość. Której nie przeżyłaś… i tak naprawdę bałaś się, że zostaniesz sama.
- Czasem też chce poczuć się jak ta bohaterka książki, która przeżywa swoje najcudowniejsze chwile u boku mężczyzny. Chcę poznać co to prawdziwa miłość. – wypłakałam, na co Pedro od razu mnie mocno przytulił
- Tego nie da się przeżyć… to po prostu musisz poczuć tutaj… w sercu. Prawdziwa miłość to taka, kiedy czujesz po prostu się szczęśliwa przy drugiej osobie, kiedy wiesz że tylko jej uśmiech pozwoli ci się podnieść. Potrzebujesz tej drugiej osoby jak jakiegoś narkotyku… i owszem, to wszystko mija z czasem, ale wtedy nasze uczucie staje się dojrzalsze. Staje się prawdziwą miłością, na dobre i na złe.
- Zawsze uważałam, że powinieneś uczyć. Potrafisz dotrzeć do każdego, nawet krótką wypowiedzią. Chcę, żeby było między nami dobrze. chcę wrócić do Pedro i Isabelle, do tej pary która poznała się w samolocie i od tamtej pory była dla wszystkich idealna.
- Nieh, nie pragnę niczego więcej od ideału jak tego, żebyś w końcu tutaj zamieszkała na stałe.


Szepnął na co się do niego uśmiechnęłam i zaraz wytarł mi łzy w policzków. Musimy odbudować to co straciliśmy. 

9. W końcu masz to czego pragnąłeś, rodzine.

Niestety nie udało mi się dojechać na czas, ponieważ nocowałem na lotnisku przez noc. Dlatego napisałem do Clemence i mi oznajmiła, że wszyscy są w domu. Tyle tylko, że kiedy zapukałem do drzwi to otworzył mi mój teściu i tylko westchnął. Czułem, że atmosfera nie jest za dobra i ciekawe czy wiedzą o wszystkim co się dzieje w naszym małżeństwie. Ale wpuścił mnie do środka. I od razu swoje kroki skierował w stronę tarasu i widziałem moją żonę siedząca na huśtawce wśród róży.

- Siedzi tak od wczoraj. – westchnął – Kiedy wstałem rano to też siedziała, więc nie wiem czy nie nocowała tam.
- Nie zdążyła prawda? – a on pokiwał głową, że nie
- Jako jedyna, zatrzymały ją korki. I wiem, że jest z tego powodu wściekła.
- Porozmawiam z nią i nakłonię do wejścia.
- Tobie jednemu na pewno się uda. – uśmiechnął się do mnie

Tyle tylko, że nie byłem co do tego przekonany. Bo nie wiedziałem jak zareaguje na mój widok. Ale podszedłem do niej i widziałem, że płakała, ale już jest spokojna. Usiadłem obok niej i nic nie mówiłem. Po prostu objąłem ją delikatnie ramieniem, a ona momentalnie się we mnie wtuliła. Była zmarznięta i kiedy poczuła moje ciepło to aż się telepała z zimna. Więc tylko westchnąłem i ściągnąłem z siebie kurtkę, którą od razu założyłem na nią i ją okryłem.

- Wejdź do środka bo będziesz chora.
- Nie. – rzuciła i wyswobodziła się z moich objęć
- Nie możesz się tak karać. Sama chcesz wylądować w szpitalu?
- Może wtedy też nie zdążę i umrę. – rzuciła
- Nawet tak nie mów. Isabelle pamiętasz, sama mi mówiłaś, ze nic nie dzieje się bez przypadku.
- Straciłam ją i się nawet nie pożegnałam. – wypłakała – Nie będę mogła zadzwonić do niej i pożalić się, poradzić. Nie ma już jej. – szepnęła – Na dodatek nie powiedziałam jej, jak bardzo ją kocham. Jak ważna jest dla mnie…
- Owszem nie powiedziałaś jej, ale dobrze o tym wiedziała. Nie raz mówiła jak bardzo jest z ciebie dumna. I nie musisz się karać, siedząc na tej ławce w jej ukochanym ogrodzie.
- To tutaj jej powiedziałam jakie są moje plany na życie. Plany, które mi je spieprzyły.
- Nie chce się z tobą rozwieść. Owszem, po naszej kłótni byłem na ciebie tak wściekły i zraniony, że zrobiłem papiery… ale, nie zaniosłem ich do żadnej kancelarii. Doszedłem do wniosku, że nie można od tak przekreślać tego co nas łączy. I nie wyrzuciłem ich, co było błędem bo je znalazłaś.
- W głębi duszy chcesz tego. – westchnęła – W końcu masz to czego pragnąłeś, rodzine.
- Owszem mam córkę, ale chce mieć również dzieci z tobą. – rzuciłem i chciałem ją przytulić, ale się odsunęła
- Odeszłam z Madrytu. – rzuciła a ja zdziwiony na nią spojrzałem – Nie jestem już managerem w Madrycie.
- Rozumiem, ale nie przekreślaj tego co nas łączy.
- A co nas łączy? – rzuciła patrząc na mnie z bólem – Pedro nie potrafimy ze sobą rozmawiać, żyjemy osobno, a nie razem. Owszem, moje powroty z pracy były urocze, ale to nie wystarczy. Seks to nie wszystko.
- Miłość, powiedziałbym.
- Ale nie mówisz. Nic nie mówisz. I ja robię to samo. Obydwoje milczymy. Ta kłótnia pokazała nam jaka jest prawda.
- Nie jest nam łatwo pogodzić tego, że twoja praca wymaga ciągłych rozjazdów. Nie ułatwia to w kłótniach, bo nie możemy na co dzień tego rozwiązać.
- Wiedziałeś czym się zajmuje, powiedziałam ci o tym w samolocie. – szepnęła – Kurwa, Pedro. Oświadczyłeś mi się więc chyba wiedziałeś jakie jest życie. Ale nie, pojawiła się pieprzona Estefania i jej pieprzone dziecko z wpadki! Biedna Isabelle odchodzi w zapomnienie.
- Wcale nie, cały czas o tobie myślę.
- Czyżby? Bo odnoszę wrażenie, ze jest wręcz przeciwnie. Tęsknie za tobą, każdego dnia ale nie mogę tak dłużej… chcę odpocząć.
- Odejść…
- Nie… muszę odpocząć, zastanowić się nad swoim życiem. Bo już sama nie wiem do czego zmierzam. – wypłakała – Mam prawie na głowie trzydziestkę, i czuję się każdego dnia coraz bardziej samotna. Nie wiem co będę robić jutro, co za tydzień. Już sama nie wiem, co chcę robić i jaka chce być.
- Nie musisz się zmieniać. Wszyscy kochają cię taką jaka jesteś.
- Potrzebuje być sama przez jakiś czas, przemyśleć sobie wszystko. Odnaleźć siebie. – szepnęła
- Rozumiem. – przytuliłem ją do siebie na co delikatnie się wtuliła – I przepraszam, że nie było mnie przy tobie. To ja powinienem być w mieszkaniu, nie Miguel. Ale kiedy kogoś tracimy, tym bardziej dochodzi do nas jak bardzo nam na niej zależy. – szepnąłem jej do ucha – Kocham cię Isabelle i chcę abyś to wiedziała. A teraz wejdź ze mną do środka, wszyscy się o ciebie martwimy.
- Nie chce…
- A co ja się będę ciebie pytać. – westchnąłem i  od razu wziąłem ją na ręce – Uparta jak osioł. – rzuciłem i mój teściu otworzył nam drzwi na co wszedłem z nią do środka – Potrzebna nam gorąca kąpiel i herbata.
- Zanieś ją na górę, a ja zaraz zrobię herbatę i kanapki.

W takim razie wziąłem ją na górę do łazienki i od razu ją postawiłem na posadce i chciała wyjść, ale stanąłem w drzwiach i nie miała nawet siły protestować. Kiedy zaczęła się rozbierać to wyszedłem z łazienki, ale i tak stanąłem pod nią, aby czasem nie uciekła. Ale chyba wzięła sobie do serca, że zmarzła i zrobiła długą kąpiel. Jej tato przyniósł mi kanapki i herbatę, więc podziękowałem za to wszystko i czekałem na moją żonę. Kiedy wyszła w samym ręczniku to tylko się do niej uśmiechnąłem i podałem kubek z herbatą.

- No to teraz do łóżka się przespać. Musisz się zagrzać.
- Nie mogę, powinnam…
- Nie, powinnaś się przespać. Nie musisz się niczym przejmować. Proszę cię.


Nic nie powiedziała, tylko poszła do sypialni, a ja wraz z tacą za nią. Usiadła na łóżku więc położyłem tam kanapki i od razu zacząłem szukać jakiejś piżamy dla niej. Ale nie było to łatwe, kiedy nic nie było w szafkach. Tylko westchnąłem, ale z pomocą przyszła mi Clemence, która przyniosła świeże rzeczy. Wyszła z pokoju a moja żona zaczęła się wolno przebierać i położyła się do łóżka. Dopiero wtedy wyszedłem z pokoju i zszedłem na dół, aby pomóc w przygotowaniach do pogrzebu. 

8. Migdałowe… twoje ulubione lody to migdałowe.

Powrót do rzeczywistości. Nie wtrącałam się w sprawy Pedro, dałam mu wolną rękę. A sama zajęłam się swoimi sprawami. Zdecydowałam, ze już nie będę odpowiedzialna za filie w Madrycie. I wahałam się jeszcze czy czasem nie zostawić też Londynu i po prostu zamieszkać w Paryżu i tam skupić całą swoją uwagę. Tyle tylko, że to by się równało z tym, że nie będę przy Pedro, który ma dalej aktualny kontrakt. Siedziałam właśnie w swoim gabinecie w Paryżu skupiona na pracy, kiedy usłyszałam swój telefon. Zdziwiona za niego złapałam i zobaczyłam, ze to Miguel.

- Taak?
- Hej piękna. Mam do ciebie pytanie, dosyć osobiste. Chociaż wiem, nie powinienem się wtrącać.
- Słucham bo to chyba coś ważnego jeśli dzwonisz do mnie aż z Madrytu.
- Co wy kurna odwalacie? Jesteście małżeństwem a załatwiacie wszystko sami!
- Nie rozumiem…
- Byłem u ciebie w firmie, bo chciałem pogadać ale tam mi miła pani oznajmiła, że ty już nie pracujesz w tej filii i z tego co słyszała, to wybrałaś Paryż. I teraz tam mieszkasz. Co akurat może być prawdą bo nie przypominam sobie, abyś była tu od jakiegoś czasu.
- To nie tak… - westchnęłam
- Nie przerywaj mi. Oczywiście domyśliłem się, że Pedro nic o tym nie wie. Ale on też ma za uszami. Jakim cudem pozwoliłaś mu załatwić sprawę z Estefanią sam na sam? Czyś ty zdurniała?
- Owszem nie pracuje już w Madrycie, a co do Pedro… to jego dziecko i jej. Powinni załatwić to sami.
- A gówno prawda. Siedzisz teraz w domu i zapewne cholera cię bierze bo nie masz od niego żadnego kontaktu. Ale powiem ci coś, jeśli się nie pojawisz w Madrycie to możesz już szukać miejsca na swoje stare rzeczy.
- Czyli wybierze ją. – rzuciłam
- I ty mówisz to tak spokojnie? Co się z wami do cholery stało? Bo na pewno nie przypominacie tej dwójki gołąbków, która jadła ze mną kolację nie całe 3 miesiące temu!
- Mieliśmy ostrą kłótnię i od tego się zaczęło. I owszem, nie jestem szczęśliwa z faktu, że mój mąż ma dziecko z inną kobietą, ale nic nie mogę zrobić. Przecież nie mogę mu zabronić spotykania się z dzieckiem, własnym dzieckiem.
- Ok masz rację, ale dając mu swobodę pchasz go w jej ramiona. Zrozum, on oszalał na jej punkcie, a ona go zraniła. Od nowa się pozbierał przy tobie.  Wiem co mówię, bo przez półtora miesiąca szukałem z nim idealnego pierścionka dla ciebie. Nic mu nie pasowało, bo musiało być to coś delikatnego, idealnego do twojej osobowości. Kryzys w związku nie jest miły, ale musicie porozmawiać. A ty zdecydowanie powalczyć o swoje. Bo jeszcze chwila i nie będziesz miała do czego wracać.
-Dzięki, pomyślę o tym.
- Mam nadzieję. Bo jak nie to się przejadę i ci nakopię do tyłka. Jemu to mogę tutaj, na treningu. A teraz kończę bo mi dziecko wejdzie na szafę. – wyłączył się na co się zaśmiałam, ale miał rację. dlatego napisałam wiadomość do Pedro, że przyjadę w tym tygodniu

&&&

Przyleciałam do Madrytu i to były moje najlepsze dni, Pedro naprawdę się postarał, aby między nami panowała dobra atmosfera. W dodatku nic nie mówił o sprawie, więc sama tez nie wiedziałam jak mam poruszyć ten temat. Właśnie odsypiałam zerwaną noc kiedy usłyszałam jak mój mąż rozmawia z kimś przez telefon. Nie chciałam, ale nie dało się nie podsłuchać o czym. Nie powiem, ale świadomość, że twój mąż mówi do innej kobiety takim głosem naprawdę nie napawała entuzjazmem. I poczułam cholerną zazdrość… bo każdego dnia bałam się, że jednak ona wygra, że odbierze mi Pedro. Bo zdecydowanie ma większe szanse. Ja nie miałam go czym zatrzymać przy sobie. Bo w końcu z nią ma stabilizację o jakiej marzył. A ja? Wiecznie w rozjazdach. Usłyszałam skrzypnięcie drzwi więc udałam, że dopiero się budzę. Ale Pedro dał mi tylko buziaka w czoło i powiedział, że ucieka na cały dzień. Ma dużo spraw do załatwienia, dlatego nie powinnam na niego w ogóle czekać. Westchnęłam tylko, bo nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić przez cały czas. Dlatego zamiast pójść na zakupy, albo po prostu połazić po mieście, to postanowiłam posprzątać. Ubrałam się w jakieś stare rzeczy i rozpoczęłam prace. Nie powiem, ale naprawdę było brudno, zwłaszcza w papierach. Nie wiem po co on trzymał jakieś stare ulotki knajp, które już nawet nie istniały. Tyle tylko, że w oczy rzuciła mi się jedna koperta. Nie powiem, ale widok kancelarii prawniczej mnie zaintrygował, dlatego szybko ją wyciągnęłam z szuflady i otworzyłam. Tyle tylko, że kiedy zobaczyłam tam swoje dane jak i jego to od razu usiadłam na fotelu. Tytuł na zawsze wrył mi się w pamięć: Pozew rozwodowy. Tylko nie rozumiałam jednego… dlaczego spędził ze mną dwa najcudowniejsze dni, kiedy chce ode mnie odejść. Na dodatek nie wiedziałam dlaczego, i kiedy zamierzał mi o tym powiedzieć. W głowie panował mętlik i nie miałam nawet jak uzyskać jakiekolwiek odpowiedzi. Dlatego zostawiłam to tak jak było i poszłam się spakować. Bo dotarło do mnie… że jeśli mam przed sobą papiery rozwodowe… on spędzał czas z córką i swoją byłą miłością, to wiadome już jest kogo wybrał. Po policzkach spływały łzy i nie zamierzałam ich tamować. Kiedy wszystko było spakowane to tylko zadzwoniłam do Miguela, bo wiedziałam, ze ma wolne z powodu kontuzji. Bez słowa zgodził się przyjechać. Ale kiedy zobaczył moje walizki to był w niemałym szoku.

- Ok powiesz mi w końcu co tu się dzieje?
- Daję Pedro wolną rękę, tak jak chce. – wzruszyłam ramionami
- Nie rozumiem. – westchnął siadając na kanapie – Myślałem, ze twój przyjazd dobrze na niego wpłynął. Chodził szczęśliwy.
- Owszem chodził, bo uszczęśliwia go jego była dziewczyna. – rzuciłam rozglądając się po salonie czy coś jest godnego spakowania
- Isabelle uspokój się, i powiedź mi o co chodzi. Bo ja naprawdę nie rozumiem.
- Pedro odchodzi ode mnie. Przypadkiem znalazłam papiery rozwodowe w szufladzie. Więc jeśli chce stworzyć z nią rodzinę, to ja nie będę mu stać na przeszkodzie. Podpisałam mu te pieprzone papiery i wyjeżdżam, na zawsze.
- C-co?! Że co on zrobił?!
- To co słyszysz, już nie ma Isabelle i Pedro. Bajka się skończyła, zanim się zaczęła. A teraz pomożesz mi wszystko zabrać? I przetrzymasz kilka rzeczy, aż po nie przyjadę, bo na pewno nie zabiorę się z wszystkim.
- A nie lepiej z nim jeszcze porozmawiać o tym?
- Nie mam zamiaru słuchać jego kłamstw. – warknęłam – I albo mi pomożesz, albo możesz iść do siebie.
- Nie no pomogę ci, ale uważam, ze powinniście porozmawiać. A on chociaż wytłumaczyć się z tych papierów.
- Ale co tu jest do tłumaczenia? Nagłówek papiery rozwodowe mówi sam za siebie. – rzuciłam składając swój podpis na papierach – No to możemy iść.

Miguel jedynie pokiwał głową, ale nie ma się co dziwić. Mi samej to wszystko nie mieści się w głowie. Tyle tylko, że jeszcze zanim wyszliśmy to usłyszałam telefon stacjonarny. Normalnie bym się tym nie przejęła, gdyby nie to, że zobaczyłam na wyświetlaczu numer francuski. Zdziwiona od razu odebrałam, bo to mogło być coś ważnego, ale takiej wiadomości się nie spodziewałam. Nim mój tato skończył mówić, mój cały świat rozsypał się na milion kawałeczków. Szepnęłam tylko, że zaraz tam będę i opuściłam słuchawkę. Miguel, który stał w progu od razu do mnie podszedł i bez słowa mnie przytulił. Ale nie ma się co dziwić, jeszcze chwila a bym się osunęła na podłogę.

- Moja babcia…. – szepnęłam
- Co z nią? Wszystko w porządku?
- Umiera… - wypłakałam – Musze… do Paryża.
- Jasne, zawiozę cię na lotnisko. Może mają miejsce.

Tylko pokiwałam głową i wzięłam swoją walizkę wraz z torbą. W tym momencie nic się dla mnie nie liczyło tylko to, aby zdążyć na czas. Po odejściu matki, to właśnie babcia dla mnie i dla mojej siostry była kobietą, która nas wychowywała. Wzięła na barki odpowiedzialność za nasze wykształcenie, kiedy mój tato pracował na to, aby zapewnić nam to wszystko. Nie mogłam uwierzyć, że mogę ją stracić… na zawsze.

&&&

Siedziałem właśnie w mieszkaniu Estefanii jedząc pyszny obiad i wspominając dawne czasy. Blanca spała, a my mieliśmy czas dla siebie. Tyle tylko, ze przerwał nam telefon. Westchnąłem tylko, ale kiedy zobaczyłem zdjęcie mojego przyjaciela to od razu odebrałem.

- No nareszcie do mnie dzwonisz. – zaśmiałem się – Bo myślałem, że już o mnie zapomniałeś.
- Jeśli ją kochasz to powinieneś w tym momencie być w drodze do Paryża. – rzucił tylko a ja nie rozumiałem o co mu chodzi
- Nie rozumiem. Kogo niby i po co aż tam?
- Nie kogo niby, tylko twoją żonę idioto! Jeśli kochasz Isabelle to powinieneś teraz być z nią, a nie z inną.
- Miguel. – westchnąłem i przeprosiłem Estefanię wychodząc na balkon – Po pierwsze to Isabelle jest w Madrycie. A po drugie to nie takie proste.
- Wszystko jest proste. I masz złe informacje, twoja żona jest właśnie w samolocie do Paryża. A nie przepraszam, twoja była żona.
- Jak to była? – kompletnie nie wiedziałem o czym on mówi, i już podejrzewałem, że podczas tej kontuzji za dużo pije
- Isabelle znalazła papiery rozwodowe. Masz tam jej piękny autograf, tak samo jak obrączkę. – rzucił a ja aż oparłem się o balustradę – Po ciszy wnioskuję, że to nie tak miało być.
- To są stare papiery… owszem spisałem je, ale nie byłem w stanie ich odnieść do prawnika.
- No to już za późno, bo wyrok zapadł. Ona zrozumiała to inaczej, zresztą się jej nie dziwie. Kurwa Pedro… nie pamiętasz już jak cierpiałeś? Nie pamiętasz już słów swojej mamy, że to właśnie przy pięknej Francuzce świecą ci się oczy?
- Pamiętam… ale mam dziecko…
- Owszem, ale masz też żonę, która w tym momencie potrzebuje cię bardziej niż kiedykolwiek! Jej babcia właśnie leży w szpitalu i nie wiadomo, czy Isabelle zdąży się z nią pożegnać! Jeśli chcesz wszystko odkręcić to w tym momencie powinieneś być już w drodze.
- Nie dojadę tam, zresztą mam tu treningi. – od razu zacząłem
- Nie wierzę… ty już zdecydowałeś. Dlatego nie wyrzuciłeś tych papierów, w głębi duszy czułeś, że je znajdzie i ci to wszystko ułatwi.
- To nie tak, kocham Isabelle.
- Ale nie tak samo jak Estefanie. Tylko nie rozumiem jednego… dlaczego tak bardzo ci zależało na Isabelle, dlaczego jeszcze nie tak dawno nie widziałeś poza nią świata i kto mi mówił o tym, że chce zaproponować jej aby porzuciła pracę w Madrycie, Paryżu i przeniosła się do Londynu, gdzie chciałeś przyjąć propozycję wypożyczenia na rok? Chciałeś ją mieć przez cały rok, przez 365 dni. Co się z wami stało do jasnej cholery? Bo nie tacy byli moi przyjaciele. Moi przyjaciele są silni i walczą, a nie poddają się od razu na starcie. A wy to robicie. Przekreślacie wszystko co was łączy w jeden dzień.
- Pedro chcesz deser? – usłyszałem Estefanie – Twoje ulubione lody waniliowe.
- Migdałowe… twoje ulubione lody to migdałowe.

Rzucił Miguel i miał rację. Nigdy nie przepadałem za lodami waniliowymi, tylko migdałowe były moimi ulubionymi. „Waniliowe są takie pospolite, a trzeba czasem eksperymentować ze smakami” przypomniały mi się słowa Isabelle, które wypowiedziała na naszym drugim spotkaniu. Kiedy poprosiła mnie o pomoc. Nasz przyjaciel miał rację, za szybko się poddajemy. Dlatego od razu wszedłem do mieszkania i zabrałem swoją kurtkę. Estefania zdziwiona na mnie spojrzała, a ja tylko rzuciłem.

- Muszę powalczyć o swoje małżeństwo.


Wyszedłem z jej mieszkania od razu wsiadając w samochód. Wykręciłem numer do swojego trenera, gdzie mu oznajmiłem, że potrzebuje dzień wolny. Na szczęście kiedy usłyszał po co mi on, to nie robił żadnych problemów. Tylko gorzej było na lotnisku. Bo nic już nie latało do Paryża. Więc brałem pierwszy samolot do Francji. Stamtąd jakoś się dostanę dalej. Miałem tylko nadzieję, że nic nie jest jeszcze stracone. 

7. Wszystko ci wytłumaczę.

Dzisiaj był dzień mojego przyjazdu do Madrytu, dlatego sprawdziłam jeszcze raz swoje bagaże i pojechałam taksówką na lotnisko. Mój lot był opóźniony, więc tylko westchnęłam, ale napisałam o tym Pedro, aby na mnie nie czekał zbyt długo. Tylko wyjechał później. Sama poszłam na zakupy i kupiłam sobie jakąś kanapkę i gazetę, aby się nie nudzić. Dlatego z wielką ulgą przyjęłam wiadomość o samolocie i jako pierwsza wsiadłam. Tyle tylko, że kiedy wylądowałam na lotnisku to nigdzie nie widziałam Pedro, nawet jak dzwoniłam to nie odbierał. Nie powiem, ale zdziwiło mnie to. Dlatego wzięłam taksówkę i pojechałam do mieszkania. W którym również nikogo nie było, więc zostawiłam swoje torby w przedpokoju i weszłam dalej. Ale panowała cisza, więc znowu złapałam za telefon bo byłam ciekawa gdzie jest mój mąż, ale zobaczyłam jakiś film zaadresowany do niego. Nie był w kopercie, więc chcąc nie chcąc za niego złapałam i zaczęłam czytać.

Hey Pedro,
Wiem, że ten list jest dla ciebie ogromnym zaskoczeniem, ale nie mogłam do ciebie po prostu przyjść i oznajmić to, co zamierzam. Nasze rozstanie nie należało do tych szczęśliwych. Kiedy wyleciałeś z Afryki, od razu wiedziałam, że źle postąpiłam. Nie powinnam ci pozwolić odejść, zwłaszcza kiedy byłeś na mnie tak wściekły. Specjalnie przyleciałeś do mnie, aby pobyć ze mną choć chwilę, nie chciałeś abyśmy ze sobą zerwali. Ale nie dałam nam szansy i teraz żałuję. Minęły cztery lata i tyle się pozmieniało. Ty dalej grasz w Madrycie, robisz to co kochasz. A ja powróciłam do miasta i pomagam tutaj. Tyle tylko, że zapomniałam ci powiedzieć o jednej ważnej rzeczy… ta noc, przed naszym rozstaniem pozostawiła nie tylko miłe wspomnienia, ale również czas powiedzieć prawdę… jesteś ojcem, Pedro. Mamy kochaną i bardzo mądrą dziewczynkę, która każdego dnia chce cię poznać bardziej. Dlatego jeśli chcesz znać wszystkie odpowiedzi na twoje pytania, to będę dzisiaj wieczorem w naszym miejscu.
Estefania

Kiedy skończyłam czytać to aż usiadłam z wrażenia. Mój mąż ma dziecko, dziewczynkę i to z inną kobietą. Z kobietą dla której pojechał do Afryki i teraz doszedł do mnie sens jego słów. Wracał z Afryki po spotkaniu z nią, z kobietą którą kochał, i spotkał w samolocie mnie. Nalałam sobie wódki do kubka, bo inaczej nie mogłam tego przetrawić. Więc kiedy zobaczyłam Pedro w drzwiach to tylko przysunęłam w jego stronę list.

 - Wszystko ci wytłumaczę.
- A co tu jest do tłumaczenia?! Masz pieprzone dziecko z inną kobietą! Wszystko jasne.
- Isabelle, uspokój się. – westchnął siadając na stoliku przede mną – Co się stało, to się nie odstanie.
- Dokładnie! Gdybym wiedziała, to nigdy w życiu bym się nie zgodziła na ślub z tobą!
- Ale nie wiedziałaś, tak samo jak ja.
- Pieprzę takie wyjaśnienie! – od razu wstałam – Masz dziecko z inną kobietą! Zerwałeś z nią na krótko przed tym jak mnie poznałeś.
- Owszem, wracałem od niej.
- I jak widać powinieneś z nią być! Kochasz ją prawda?!
- Ona na zawsze pozostanie w moich wspomnieniach. A teraz mam córkę.
- Zajebiście! Po prostu kurwa zajebiście!
- To też dla mnie coś nowego, sam jestem w szoku, ale nie panikuje jak ty!
- Nie panikuje tylko powiedź mi teraz, jak to sobie wyobrażasz? Ona sama w liście przyznaje się do tego, że cię dalej kocha i żałuje waszego rozstania! Teraz tworzyłbyś z nią cudowny związek z dzieckiem o którym marzysz!
- Owszem bo wtedy wiem, że mam do kogo wracać! – sam wstał ze swojego miejsca – Miguel ma dobrze, po treningu wraca do żony i dziecka. Ma dla kogo trenować, zdobywać gole. A ty po prostu nie chcesz dzieci, jesteś egoistką, która
- Po prostu boję się, że będę taka sama jak moja matka, która nas zostawiła bo nie dała rady!
- C-co?
- Nie ważne. – mruknęłam
- To jest ważne! Isabelle, byłabyś wspaniałą matką. Nie zawsze popełniamy te same błędy co nasi rodzice.
- Ale to i tak już bez znaczenia. – wypłakałam – Już masz dziecko, z inną kobietą.
- Nie odchodzę od ciebie. Nie wiń Blanci, to nie jej wina, ze urodziła się już po naszym zerwaniu.
- Już wiesz jak ma na imię… co spotkanie tatusia z córeczką też już było?
- Nie, dopiero co poznałem prawdę. Dla mnie to też nie jest łatwe. Z dnia na dzień dowiaduję się, że mam dziecko. Jeszcze do tego, to wszystko co się dzieje między nami. Wszystko się pieprzy. – mruknął siadając na kanapę – Wiem, że jesteś zła. Ale to nie ja cię okłamałem. Gdybym wiedział, że mam dziecko to…
- To byś był z nią. Już mi powiedziałeś jaka jest moja rola w tej historii. To dlatego jestem zła. – westchnęłam – Nie winie dziecka, to nie jej wina. Tylko winie siebie. Bo oddałam serce komuś kto miał przede mną tajemnice. W małżeństwie nie ma się żadnych tajemnic.
- Miałem ci powiedzieć o tym, że rzuciła mnie laska dla której zrobiłbym wszystko? Że pojechałem za nią do Afryki, gdzie pomagała dzieciakom?
- Ja nie pomagam. Dlatego to powiedziałeś wtedy… za każdym razem mnie do niej porównujesz, prawda? – spojrzałam na niego a on tylko westchnął spuszczając głowę – Przykro mi, ale nie będę nią. Jestem zupełnie inna, i wiedziałeś jaka jestem naprawdę.
- Wiem o tym, tyle tylko, że mi też nie jest łatwo. Jestem ojcem… to coś zupełnie nowego dla mnie.
- W takim razie… jaka jest moja rola? – szepnęłam
- Chciałbym to wszystko załatwić po swojemu, samemu.
- Rozumiem, w takim razie dam ci swobodę. A sama zajmę się czymś innym. W sumie i tak jestem w Madrycie tylko na kilka dni i wracam do Paryża.
- Myślałem, ze zostajesz na trochę dłużej. – od razu na mnie spojrzał a ja pokiwałam głową, że nie – Więc co między nami? Rozstaliśmy się w niezgodzie…
- Nie wiem Pedro, nie wiem. – westchnęłam siadając obok niego – Nie odzywałeś się do mnie przez miesiąc. Nie wiedziałam na czym stoję i tak naprawdę wysyłałam tutaj innych. I nie wiem, może te głupie przesądy, ze po trzech latach jest kryzys to wcale nie głupoty.
- Moje uczucia się nie zmieniły wobec ciebie.
- Po prostu nie wiem… sama potrzebuje czasu, aby sobie to wszystko poukładać.
- Rozumiem… i mam spać na kanapie?
- Nie, Pedro przecież mnie nie zdradziłeś. Nie brzydzę się tobą, tylko świadomość, że twój mąż ma dziecko z inną kobietą to tak jakby ktoś przywalił ci młotem. Muszę zastanowić się co dalej i dać ci swobodę.
- Przepraszam. – i delikatnie dotknął mojej dłoni – I naprawdę za tobą tęskniłem.

- Załatw wszystko. Bo chcę wiedzieć na czym stoję. Jeśli dalej ją kochasz i chcesz do niej wrócić to zrozumiem. A jeśli jednak nie, to będziemy musieli zastanowić się jak odbudować to, co straciliśmy. 

&&&

Także ten... zaskoczenie? :) 

Archiwum bloga