6. A i jeszcze jedno... kocham cię.

Wyjechałam zanim Pedro wrócił do mieszkania i ciężko pracowałam, udając szczęśliwą i że nic się nie dzieje w moim życiu osobistym, tylko sama rutyna. Tyle tylko, że nie było to łatwe, kiedy nie miałam żadnego znaku życia od Pedro. Dlatego odwlekałam jak mogłam przylot do Madrytu i wysyłałam tam inne osoby. Ale musiałam ponownie lecieć do hiszpańskiej fili i napisałam wiadomość do mojego kolegi, czy nie poleci za mnie. Zdziwiony zaraz do mnie przyszedł i usiadł jakby nigdy nic na krześle i na mnie patrzył.

- No co? – westchnęłam odrywając wzrok od laptopa
- Ty mi to powiedź. W biurze zaczynają już plotkować, dlaczego nie jeździsz do Madrytu.
- Mam problemy osobiste.
- Które tak bardzo trzymają cię w Paryżu? – podniósł jedną brew więc tylko oparłam się o oparcie fotela
- W Madrycie…
- Coś nie tak w małżeństwie?
-  Jesteśmy w separacji. Jeśli już do mnie nie idą papiery rozwodowe. – mruknęłam i poczułam pierwszą łzę
- Isabel co się stało? – podał mi chusteczkę na co westchnęłam i mu wszystko opowiedziałam – Idiota, jak mógł ci powiedzieć coś takiego? Rozumiem wszystko, ale nigdy się nie mówi kobiecie, że była na zastępstwo.
- Ja już sama nie wiem co się dzieje. Pedro się do mnie nie odzywa od miesiąca i nie wiem na czym stoję. A boję się pojechać do niby mojego domu.
- Powinnaś, musisz z nim porozmawiać. Słuchaj kobieto, zerwałaś nasz luźny związek dla niego, to on cię uszczęśliwia i daję ci poczucie stabilizacji. To był twój argument, z nim wiesz jak będzie wyglądał kolejny dzień. I wiem, ze pewnie odbierzesz to źle bo w sumie jesteśmy rywalami, ale… powinnaś porzucić tryb koczowniczy. Wróć do niego.
- Tylko jak mam do niego wrócić kiedy nie wiem nic.
- Zadzwoń do niego, i ty jedziesz do Madrytu. Uporządkuj tam swoje sprawy.
- Dzięki Jaime, i przepraszam, ze cię…
- Daj spokój, było nam dobrze tylko w łóżku a teraz jesteśmy dobrymi kumplami. Zawalcz teraz o swoje małżeństwo.

Jaime wyszedł, a ja i tak już nie miałam co robić w pracy więc wszystko pozamykałam i zebrałam swoje rzeczy. Wyszłam z firmy i zamiast taksówką wrócić do domu, to poszłam na spacer. Miał rację, powinnam zawalczyć o swoje małżeństwo, więc wróciłam do mieszkania i z lampką wina usiadłam na tarasie. Zegar wskazywał godzinę dziewiątą wieczór. Więc wzięłam głęboki oddech i wykręciłam numer do domu. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci… nikt nie odbierał na co westchnęłam, ale kiedy usłyszałam nasze radosne głosy, powiadamiające o tym, że nas nie ma w domu i prosimy o nagranie to od razu poczułam łzy. Pamiętam to dokładnie, tak jakby to się stało wczoraj, kiedy siedząc na podłodze staraliśmy się nagrać najlepszy tekst. Kiedy usłyszałam dźwięk to westchnęłam i zaczęłam swój monolog, chociaż wolałabym z nim porozmawiać.

&&&

Dzisiaj bawiłem się z moim przyjacielem na kolacji. Miguel jako jedyny wiedział co się dzieje w moim życiu i starał się jak mógł podnieść mnie jakoś na duchu. Dlatego co drugi dzień praktycznie wychodziliśmy, chociaż wiedziałem, że to nie pasuje Marii. Nie ma się co dziwić, była z dzieckiem sama. Ale wracałem właśnie do mieszkania i po raz kolejny westchnąłem. Nikt na mnie nie czekał, i tego właśnie zazdrościłem Miguelowi. Na niego zawsze ktoś czekał… ale spojrzałem na telefon stacjonarny, który zresztą miałem zlikwidować, i zauważyłem, że świeci się lampka na czerwono, więc włączyłem przycisk i poszedłem do kuchni aby nalać sobie soku. Ale usłyszałem głos Isabel.

- Hej… wiem, ze mam ograniczony czas, ale muszę za trzy dni być w Madrycie, aby uporządkować swoje wszystkie sprawy i chciałabym wiedzieć co jest między nami. Czy mogę zatrzymać się w mieszkaniu, czy też mogę zabrać swoje rzeczy jeśli… - usłyszałem jak płacze – Po prostu daj mi znać na czym stoję, abym się wcześniej przygotowała. – wyłączyła się i byłem pewny, że pewnie tylko dlatego, że się rozpłakała bardziej

Zamknąłem oczy i wyciągnąłem swój telefon. Owszem, nie odzywałem się do niej od miesiąca, byłem już nawet pod kancelarią prawniczą… ale nie wszedłem do środka. Nie chciałem tak szybko przekreślić naszego związku. I w dodatku dotarł do mnie sens jej słów: Muszę uporządkować swoje wszystkie sprawy. Nie rozumiałem o co tu chodzi, bo nie mówiła o firmie, ale o sobie. Westchnąłem tylko i wykręciłem tak dobrze mi znany numer. Jeden sygnał, drugi, trzeci. Już miałem tracić cierpliwość kiedy nie było tego denerwującego sygnału, ale nikt się nie odzywał więc oderwałem telefon od ucha, i widziałem, że połączenie zostało nawiązane więc od razu powiedziałem.

- Tęsknie za tobą. I przepraszam… za to co mówiłem.
- Nie przepraszaj za prawdę. – szepnęła
- Ale poniosło mnie, nie powinienem na ciebie tak krzyczeć. Po prostu wróć do mnie, do naszego mieszkania. Porozmawiamy na spokojnie i coś wymyślimy razem.
- Dobrze.
- I proszę cię… nie płacz. Napisz mi wiadomość o której dokładnie będziesz na lotnisku i cię odbiorę, jak za dawnych czasów. Będę czekać z kwiatami.
- Nie chce kwiatów. – wypłakała – Chcę, aby wszystko było jak dawniej. Chcę być szczęśliwa.
- Wiem o tym. – westchnąłem – I będziesz, ale musimy porozmawiać. Bez krzyków.
- Yhym.
- Nie martw się, nie ma papierów rozwodowych. I nie zamierzam ich wysyłać.
- Dobrze, w takim razie napisze ci o której będę.
- W takim razie czekam na ciebie. – a ona chciała się już wyłączyć – A i jeszcze jedno… kocham cię. – powiedziałem i się wyłączyłem


Teraz musiałem przygotować się na poważną rozmowę z żoną. 

5. Jak zawsze podejmujesz decyzje za szybko.

Moja siostrzyczka wyjechała zostawiając nas samych i coraz bliżej zbliżał się mój wyjazd. Ale był weekend i Pedro pauzował za kartki, dlatego postanowiłam to wykorzystać. Dlatego w pracy wszystko przygotowałam i zadowolona rano wstałam wcześniej niż zazwyczaj i wcześniej od niego. Torba była spakowana i ubrana w ciepłe ciuchy usiadłam okrakiem na Pedro. Na co zamruczał i wtulił się w poduszkę.

- Kochanie musisz wstać. – szepnęłam mu do ucha
- Nie, mi tu dobrze. – zamruczał
- Nawet jeśli siedzę ci na plecach nago?
- Taak? – podniósł lekko głowę na co się zaśmiałam – Ej nie bawię się tak. Wychodzisz?
- Wychodzimy. Tylko musisz wstać i wrzucić do mojej torby same najpotrzebniejsze rzeczy.
- Ale jak to? Albo raczej po co?
- Ponieważ zamierzam porwać mojego męża na romantyczny weekend. Wiem, wiem wolałbyś być na boisku. Ale zamówiłam nam już hotel z dala od wszystkiego.
- Dlaczego? – i chciał wstać, więc usiadłam na łóżku obok
- Co dlaczego?
- No to wszystko, nie lepiej zostać w mieszkaniu? Pójść do kina, albo kolację?
- Oj Pedro, psujesz mi całą zabawę. Kino to takie oklepane, a chciałabym zrobić dla ciebie coś więcej. Ale jak widać tylko ja mam na to ochotę.
- Po prosto nie rozumiem po co.
- No dobrze. W takim razie zadzwonię i odwołam rezerwację. – westchnęłam wstając z łóżka i ściągając z siebie płaszcz
- Isabell…
- Nic się nie stało, śpij dalej. – wyszłam z sypialni i od razu złapałam za telefon, gdzie szukałam numeru do hotelu

Szybko się z nim połączyłam i odwołałam rezerwację, ale niestety nie odzyskałam już kaucji, wiec tylko westchnęłam. Bo naprawdę chciałam wyjechać na dwa dni, ale musiałam obejść się smakiem. I zostały mi zaledwie kilka dni w Madrycie. Siedziałam w kuchni z kubkiem kawy i bawiłam się obrączką kiedy z sypialni wyszedł Pedro w pełni ubrany.

- Przepraszam, masz rację.
- Nic nie szkodzi. Śniadanie już jest gotowe, smacznego. – rzuciłam wstając z krzesła  - A ja za ten czas wrzucę pranie. Masz coś?
- Kochanie daj spokój. Pojedziemy.
- Nie, Pedro. Nie pojedziemy. Odwołałam naszą rezerwację, więc nie ma weekendu, nie ma już niczego.
- Jak zawsze podejmujesz decyzje za szybko. – mruknął
- Tak bo cieszyłam się jak głupia z tego weekendu. Chciałam zrobić coś dla ciebie, dla nas. Bo mimo tego, że jestem tutaj to i tak się nie widujemy. Ale nie, ty nie chcesz. Ok, rozumiem to. Zostajemy w Madrycie w mieszkaniu, gdzie razem po prostu obejrzymy mecz późnym wieczorem. A teraz zjedź, a ja zajmę się przygotowaniami do wyjazdu.
- Yhym, zajebiście po prostu. Teraz jesteś na mnie zła.
- Tak, jestem na ciebie zła. Bo staram się jak mogę, ale to nic nie daje. – rzuciłam wychodząc
- A obrączka? – zawołał  za mną
- Niech leży, nie mam ochoty jej dzisiaj nosić!
- Może w ogóle nie masz ochoty być moją żoną?! – przyszedł za mną do sypialni – Chociaż nie, dla ciebie tak wygodnie. Przyjedziesz raz na jakiś czas na gotowe i później dalej cię nie ma. Wygodniej jest nie wiedzieć co się dzieje w życiu innych. Bo najważniejsza jest Isabelle i jej praca! A tak naprawdę to gówno prawda, bo mnie nie interesuje to jak musisz ratować hiszpańską filię. Nie ratujesz świata!
- Ciężko zarabiam na nas!
- Gówno prawda! Świetnie radze sobie bez ciebie! To, że się dorzucasz do mieszkania to jeszcze o niczym nie świadczy! Byłaś ze mną tylko raz na zakupach do tego mieszkania. I od tamtej pory nic nie robisz, nawet nie kupiłaś pieprzonego kwiatka!
- To w takim razie dlaczego nie wniosłeś pozwu o rozwód?!
- Właśnie się nad tym zastanawiam! I wiesz co, chyba to zrobię. Bo mam dosyć ciebie, i tego co niby jest między nami. Chcę żonę, owszem ale tutaj, na pieprzonym miejscu! A nie tylko przelotnie.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś tego wcześniej?  - spojrzałam na niego z łzami w oczach
- Bo wiem, ze nigdy nie porzucisz pracy dla mnie! Nie jestem dla ciebie aż tak ważny. I chcesz znać prawdę? To nie tak, że mi się od razu spodobałaś. Po prostu chciałem zapomnieć o poprzednim związku! Akurat ty się pojawiłaś.
- Pedro… - szepnęłam siadając na łóżku
- Nie ma Pedro, mam dość! Chcę być szczęśliwy, z kimś przy moim boku a ty mi tego nie zagwarantujesz.
- Wystarczyło powiedzieć.
- Powiedziałem, a teraz najlepiej będzie jak po prostu szybciej polecisz do Londynu czy gdziekolwiek masz teraz być. Potrzebuje samotności i przemyśleć kilka spraw.
- Jeśli wyjdę to będzie dla nas zapewne koniec.
- Więc będzie. Co się stało, to się nie odstanie. – rzucił – Wychodzę, więc jak wrócę mam nadzieję, że już ciebie nie będzie.


Usłyszałam tylko trzask drzwi i po prostu się rozpłakałam. Nie jest miło usłyszeć tyle przykrych słów. I myślałam, że naprawdę się mu spodobałam, a on mnie po prostu wykorzystał i teraz rzuca. Ale wzięłam się w garść i spakowałam wszystkie rzeczy, i pojechałam na dworzec. Musiałam dostać się do Barcelony, a później pociągiem do Paryża. Tyle tylko, ze nie było mi łatwo, bo w głębi duszy czułam, że dostanę papiery rozwodowe. I będzie to koniec mojego małżeństwa… po pierwszej kłótni. 

4. Każdy człowiek w pewnym sensie jest samotny.

Dzisiaj miała do nas przylecieć moja młodsza siostra, Clemence, dlatego dzień wcześniej już wszystko przygotowaliśmy, pokój a nawet zrobiliśmy porządne zakupy. Na dodatek pojechałam po nią na lotnisko wraz z Pedro, który musiał mnie najpierw odebrać z pracy. Kiedy mnie zobaczył to tylko pokiwał głową, ale nie ma się co dziwić. W końcu mieliśmy ostatnio mały problem z widywaniem się, a kiedy wsiadłam do auta, byłam załadowana rzeczami.

- Pół firmy zniesiesz do domu.
- Wiem.  – westchnęłam – Ale tak już jest, a teraz lotnisko. Myślę, że się zmieści na tyle.
- To na pewno. – zaśmiał się – Pasy.
- Oj tam. – westchnęłam, ale zapięłam pasy
- Dbam o ciebie, i twoje bezpieczeństwo. Zresztą nie wiem dlaczego cała twoja rodzina nie zapina pasów.
- Oj tam. I z tego co mi pisała to wyleciała punktualnie, oby też wylądowała na czas.
- Więc mówisz, że przylatuję do nas prosto z Rzymu. A tutaj, czym się będzie zajmować?
- Nie wiem, ale pewnie nam powie.

Pedro się jedynie do mnie uśmiechnął i całkowicie skupił na jeździe, a ja w spokoju mogłam jeszcze trochę popracować. Dlatego kiedy zaparkował na parkingu to schowałam do torby swój laptop i zadowolona wysiadłam z auta. Od razu kiedy go zamknął, to ruszyliśmy w stronę lotniska. Oczywiście on szybciej znalazł terminal i czekaliśmy na moją młodszą siostrzyczkę. Kiedy ją zobaczyłam to od razu się szeroko uśmiechnęłam i zaraz ją miałam w ramionach.

- Kochana jak miło, że jesteście obydwoje.
- No wiesz, tylko Pedro ma prawo jazdy.
- No tak, a ty szwagrze jesteś coraz przystojniejszy. Świetne uczesanie. – zauważyła i zaraz była w jego ramionach – I jak miło, że mam takie powitanie.
- No cóż, musimy przywitać gościa. – zaśmiał się Pedro – I dziękuje za komplement, twoja siostra mi nie prawiła komplementów.
- Bo ona już taka jest, mi też nigdy nie powiedziała nic miłego.
- Ej jestem tutaj. – od razu się oburzyłam, a oni się tylko zaśmiali – To akurat nie jest miłe.
- Oj tam. I tak wiemy, że nas kochasz. – przytuliła mnie Clemence i ruszyliśmy do samochodu – Ale dzięki, że mnie przygarniecie na chwilę chociaż. Tym razem będzie sesja w gazecie.
- Dla dorosłych? – spojrzałam na nią a ona tylko pokiwała głową, że nie – No, bo ostatnio musiałam Pedro wyciągnąć z dłoni i zabrać ze sobą.
- Już mówiłem dostałem gazetę od kumpla.
- Pierwsza zasada, nie tłumacz się. – zauważyła moja siostrzyczka na co się uśmiechnęłam pod nosem – Nie z takich rzeczy. Każdy facet musi pooglądać co nie co.
- No, ale dawaj walizkę i pakuj się na tył jak się zmieścisz. Isabelle wyniosła chyba pół firmy.
- No tak, powinnaś kochana zająć się sobą i małżeństwem. A kto wie może już niedługo będzie mały brzdąc w rodzinie, co zawsze powtarza babcia. Że nie może już się doczekać wnuków. – wsiadła do auta, więc zaraz zrobiłam to samo
- Milcz jeśli chodzi o rodzinę. Nie rozmawiałam z Pedro na temat dzieci więc nie chce, aby nagle mi z tym wyskoczył.
- Nie rozumiem dlaczego ty się boisz bardziej zaangażować w to małżeństwo i w końcu widywać go na co dzień. To w sumie cud, że jeszcze cię nie zdradził albo nie zostawił.
- No to co dziewczyny, do domu?
- Tak, mam nadzieję, że macie coś dobrego do jedzenia. Nie jadłam nic od rana i mam po prostu ochotę na kanapkę.
- Dostaniesz coś więcej niż kanapkę, bo mam dla was obiad.
- Kochany. Nic tylko wpadać do was w odwiedziny częściej.

Tylko się zaśmiałam i w sumie dojechaliśmy do naszego mieszkania i wjechaliśmy na górę. Clemence poszła się odświeżyć, więc my zajęliśmy się obiadem i nie powiem, ale kiedy poczułam zapach to od razu zgłodniałam. Więc jako pierwsza dorwałam się do talerza.

- Ale co robiłaś w Rzymie? – zapytał Pedro bawiąc się kieliszkiem wina
- Sesja, a co innego. – westchnęła – Czasem naprawdę zastanawiam się nad zmianą zawodu.
- Chciałabyś robić coś innego niż modeling? – zdziwiłam się bo od dziecka chciała być modelką
- No tak. W końcu nie zawsze będę modelką. Przytyję, będę starsza.
- Ale wy macie problemy. – zaśmiał się – Musicie być idealne? Nie wystarczy wam to, że jesteście ładne i inteligentne?
- Jej to już nic nie zaszkodzi, ale mnie? Jestem sama, a to uczucie jest do kitu.
- Każdy człowiek w pewnym sensie jest samotny. – rzuciłam

W sumie byliśmy zmęczeni, więc poszliśmy spać. Chociaż widziałam, ze Pedro chce mnie o coś zapytać, ale nie poruszył żadnego tematu. Kiedy wstałam, to nie było go w łóżku. Ale nie ma się co dziwić, wstałam w końcu o dziesiątej. Ubrałam się w bluzę Pedro i wyszłam z pokoju, gdzie we dwójkę się z czegoś śmiali siedząc na kanapie.

- No wstała księżniczka. Siostra miałyśmy razem spędzić weekend a ty śpisz.
- Oj tam, nie wybierasz się dzisiaj chyba nigdzie?
- Nie. – zaśmiała się – Odmówiłam koleżankom. Ale musisz ze mną iść na zakupy.
- Na nie mogę iść. – od razu się uśmiechnęłam
- W takim razie śniadanie już masz. Wyszykuj się, a ja dalej będę namawiana przez Pedro na mecz.
- Nawet nie chce słuchać, że ją wezmę na dół i przedstawię chłopakom. Woli siedzieć w mieszkaniu na kanapie z kapciami.
- I z kubkiem kakao. – zamruczałam bardziej owijając się bluzą
- Więc rozumiem, że nie będziecie na meczu?
- Nie? – zaśmiała się – Wypijemy za ciebie wino i pokomentujemy zadki przystojnych piłkarzy w samotności. Bez krzyku kibiców.
- Szkoda. – westchnął – No ale ok lecę na trening i do zobaczenia po meczu.

Szybko się zebrał i nawet nie dał mi całusa tylko po prostu pojechał. Na co westchnęłam, i w sumie tak samo westchnęła Clemence i kiedy zajadałam rogaliki to pytała się mnie czy Pedro będzie zły, ale miałam nadzieje, że nie. Wyszykowałyśmy się i zadowolone pojechałyśmy na zakupy, ale tego było bardzo dużo. Aż mnie stopy bolały, i kiedy przyjechałyśmy do mieszkania to pierwsze co to rzuciłyśmy się na kanapę.

- Moje stopy! – zamruczała – To był maraton.
- Dokładnie, a Pedro pewnie jest na mnie zły więc nie zrobi masażu. Zresztą to ja powinnam mu ten masaż zagwarantować.
- Mam dobre słuchawki więc możecie szaleć.
- No właśnie w tym problem, że między nami ostatnio nie ma tej namiętności jak zawsze nam towarzyszyła. To tak jakbym była to już za długo.
- No cóż widujecie się raz na jakiś czas i to tylko na kilka dni. Nikt z nas nie rozumie jak tak możecie żyć. W sumie może to już czas na to, aby poważnie porozmawiać.
- Boję się tego. – westchnęłam siadając na kanapie z kieliszkami i winem – Nie wiem dlaczego, ale boję się.
- Czego?
- No wiesz… a co jeśli zdecyduję się zostać tu z nim i wtedy nam nie wyjdzie a ja będę zbyt bardzo przytłoczona i nieszczęśliwa?
- Dlaczego ty masz takie myśli? Czego ty się boisz? Bo Pedro gdyby chciał to by odszedł już dawno.
- A co jeśli powiem mu, że zostaję w Madrycie, postaramy się o dziecko i…
- Isabelle! Pedro to nie nasza matka, nie odejdzie od ciebie bo urodzisz dziecko! Zostawiła nas, ale wychował nas ojciec i babcia. Jesteście małżeństwem, chcesz tak do końca życia wędrować z jednego miasta do drugiego i spędzać z mężem tydzień? Omijasz wiele ważnych chwil z jego życia! Tak jak dzisiaj omijasz jego mecz. W ogóle nie żyjesz w jego życiu, od wczoraj nie usłyszałam nic o jego zawodzie, tylko Isabelle wyniosła pół firmy, Isabelle za dużo pracuje. Może ty nie chcesz tego widzieć, ale od razu rzuca się w oczy, że on za tobą tęskni i traci po woli cierpliwość. Bo ile można czekać na żonę?
- Naprawdę tak źle to wygląda?
- No tak, zrób coś dla niego. Nie wiem, ugotuj mu coś, pomasuj i nie gadaj o sobie.
- Może masz rację. i prawdą jest, że dostałam propozycję pozostania tylko w jednym mieście. Tyle tylko, że był to Paryż. A wiem, że Pedro nie rzuci piłki dla mnie.
- W takim razie musicie obydwoje porządnie się zastanowić nad waszym związkiem. Jesteście małżeństwem już trzy lata, gdzie tak naprawdę razem spędzacie tylko święta i wakacje. A to w ciągu roku zaledwie 17 dni.
- Też za nim tęsknie. – szepnęłam
- I bardzo dobrze! Nie pamiętasz już jak się jarałaś przystojnym i bardzo sympatycznym Hiszpanem, którego poznałaś w samolocie?
- Pamiętam. – i na samo wspomnienie się uśmiechnęłam szeroko – To, że dał mi swój numer było dla mnie zaskoczeniem. No i później pomógł mi podczas tego kryzysu i jakoś tak zostało.
- No widzisz, to twój ideał, więc o niego zadbaj.

- Dzięki siostrzyczko. – uśmiechnęłam się do niej na co poklepała mnie po kolanie 

3. Stary, ale ty się już jej oświadczyłeś.

Pierwszy tydzień w pracy nie należał do udanych. Miałam naprawdę dużo rzeczy do zrobienia i prawie się nie widywałam z Pedro. On wychodził na trening wcześniej ode mnie i wracał wcześniej, a ja dopiero późnym wieczorem i dalej pracowałam. Dlatego zgodnie stwierdziliśmy, że z przyjaciółmi spotkamy się dopiero jak się wszystko unormuje u mnie w pracy. Mój drugi tydzień w Madrycie na to zapowiadał, więc Pedro umówił się z naszymi przyjaciółmi na kolacje w środę. Wróciłam do domu wcześniej i wszystko sobie przygotowałam. Potrzebowałam choć chwili dla siebie, dlatego wzięłam długa kąpiel i akurat wyszłam z wanny kiedy do domu wpadł Pedro. Z uśmiechem go przywitałam i poszłam do sypialni, gdzie na łóżku czekały na mnie świeże ciuchy. Niestety w Madrycie pogoda nam nie dopisywała, więc miałam na sobie jeansy, ciepły sweter, zimową marynarkę, torba, workery i byłam gotowa na szaleństwo. A raczej na kolację w miłej atmosferze, z okazji moich urodzin jak się okazało. Bo Pedro dopiero w drodze mi zdradził sekret. Kiedy dotarliśmy do restauracji to już wszyscy na nas czekali i dostałam mnóstwo prezentów. Akurat jestem z tych osób, które uwielbiają niespodzianki i prezenty, jak również lubię nimi obdarzać moich bliskich. Jednak dzisiaj to ja cieszyłam się jak dziecko, rozpakowując każdą rzecz z osobna. Myślałam, że to już wszystko, kiedy przede mną pojawiło się ostatnie pudełeczko od Pedro. Tylko spojrzałam na niego zdziwiona, a Miguel od razu rzucił.

- Stary, ale ty się już jej oświadczyłeś. – wszyscy się zaśmiali, a ja je otworzyłam
- Może i tak, ale prezent od męża też musi być.
- Jej. – od razu się uśmiechnęłam – Skąd wiedziałeś, że akurat chce taką bransoletkę?
- No cóż, ktoś mi o tym powiedział. I nie łatwo było ją namierzyć. Przyszła do mnie prosto z Paryża.
- Kocham cię i dziękuje. – szepnęłam dając mu całusa, na co nam zagwizdali
- No gołąbki, czas zamówić coś do jedzenia. I co najważniejsze coś do picia.
- Pozwólcie, ze ja wybiorę nam wino. – od razu zaoferowałam – Na mój koszt.
- W takim razie nie będziemy protestować. – zaśmiała się Alba na co się do niej uśmiechnęłam i podszedł do nas młody kelner, który stanął obok mnie i zbierał zamówienia i widziałam, ze zapisywał sobie po francusku i w sumie dwa razy się dopytywał o potrawę, więc kiedy przyszedł na mnie czas to zamówiłam w swoim rodowitym języku
- Uwielbiam jak mówisz po francusku. Chociaż nie rozumiem ani słowa, to coś w tym jest. – zauważyła Maria
- Ba, Pedro pewnie dlatego się nią zainteresował.
- Nie dlatego. – złapał mnie za dłoń – Zresztą ze mną rozmawiała po hiszpańsku.
- Byłeś pierwszą osobą, którą spotkałam w drodze do Madrytu. Musiałam na kimś poćwiczyć, przed szkoleniem nowych pracowników. No i poznałam moją bratnią duszę.
- Ahh jacy słodcy. I kto by pomyślał, ponoć po trzech lata dopada kryzys.

Kolacja przebiegła nam naprawdę w miłej atmosferze. Przez cały czas się śmiałam i rozmawialiśmy na każdy możliwy temat. I wtedy czułam się jak w domu, tyle tylko, że tak samo bawiłam się w Londynie z znajomymi jak i w Paryżu. Więc tu był problem i jak to mój tato uważał. Ma dwie córki, które nie potrafią usiedzieć choć w jednym miejscu. Bo moja młodsza siostra, również żyła w samolocie. Ale wracaliśmy właśnie taksówką do domu i sprawdzałam swój telefon, na którym widniało nieodebrane połączenie i wiadomość od Clemence. Od razu się przestraszyłam, więc do niej oddzwoniłam.

- Coś się stało?
- Nie, nie. – zaśmiała się, a ja odetchnęłam z ulgą – Jestem właśnie w Rzymie i na dniach lecę do Madrytu, więc potrzebuję noclegu.
- Myślałam, ze zapewniają wam noclegi. – od razu rzuciłam
- Owszem, ale pomyślałam sobie, że jak mam tam na miejscu siostrę i szwagra to się u nich zatrzymam. Ostatnio widziałyśmy się na świętach!
- No tak, ale to się zapytam Pedro.
- Co jest? – odezwał się do mnie
- Clemence potrzebuje noclegu w tym tygodniu.
- Jasne, niech wpadnie. – uśmiechnął się do mnie
- Słyszałaś? Możesz przenocować, ale na jak długo?
- Spoko siostra, nawet nie zauważycie i będziecie mogli robić to co dorośli.
- Też jesteś dorosła.
- Tak, ale samotna. – zaśmiała się – W takim razie przylecę w piątek. W weekend nie pracujesz więc możesz mnie odebrać z lotniska. Będę dopiero późnym wieczorem.
- Zobaczę czy Pedro ma wolne to cię odbierzemy.
- Jasne, do piątku. – rzuciła wyłączając się od razu na co westchnęłam
- Nie cieszysz się z przyjazdu siostry?
- Cieszę i prosiła nas o odebranie jej z lotniska w piątek. Będzie późnym wieczorem.
- Pojedziemy. I masz wolny weekend, to sobie z nią posiedzisz i kto wie, może namówisz ją na mecz?
- Doping od dwóch Francuzek? Nie za dobrze ci kochanie? – zaśmiałam się wtulając w jego ramię
- Eee tam. Ale powiem ci, że trochę zmęczyła mnie dzisiejsza kolacja. No i biedna Maria się wstawiła, i gadała naprawdę głupoty.
- Każdy ma gorszy dzień. – zaśmiałam się, a kierowca zaparkował pod naszym mieszkaniem – Ja tam dobrze się bawiłam, no i ile prezentów dostałam.
- No tak, ale ja nie wiem skąd Miguel wie jaki rozmiar bielizny nosisz.
- Zapewne to ten rodzaj bielizny, który trzeba szybko ściągnąć bo jest bardzo, ale to bardzo nie wygodny. – wystawiłam mu język na co się zaśmiał – Jak chcesz możemy to sprawdzić.
- Niestety padam z nóg, więc raczej musimy to przełożyć.
- W takim razie do łóżka, i proszę cię, zmień sobie melodię na budzik bo zaczyna mnie dobijać.
- Ale nie ma nic fajnego. Mi się ta piosenka bardzo podoba. Zresztą trochę minie jak się przyzwyczaję do nowej, a ty i tak wyjedziesz. – a ja od razu spuściłam głowę – Isabelle przepraszam, nie chciałem.
- Powiedziałeś prawdę. – rzuciłam i zamknęłam się w łazience 

2. Witaj w domu.

Madryt 2014

Siedziałem na boisku i jak zawsze wygłupiałem się z chłopakami. Dzisiaj humor dopisywał nam bardziej niż zawsze. W dodatku szykował się mecz Ligi Mistrzów, więc umawiali się na wieczór w domu Pablo, jednak musiałem odmówić. Dzisiaj miała przyjechać Isabella z Londynu, i miała zostać na jakiś czas, więc już nie mogłem się doczekać aż w końcu będzie tutaj, ze mną w naszym mieszkaniu. Po ślubie postanowiliśmy przenieść się do czegoś nowego, i naszego a nie wynajmowanego. Tyle tylko, że częściej w nim ja przebywałem. Moja żona miała niestety pracę, w której większą część czasu spędzała albo w Paryżu, albo w Londynie. A ja jako piłkarz, nie mogłem się przeprowadzić do innego kraju, bo trzymał mnie tu kontrakt. Była cały czas na walizkach i czasem naprawdę żałowałem, że nie może się w końcu ustatkować i być w jednym miejscu. Niektórzy to się nawet z nas śmiali. I zastanawiali się jak możemy żyć w takim związku i jeszcze ani razu nie skoczyliśmy w bok. Byliśmy małżeństwem przez trzy lata i tak wyglądało nasze życie, i w ogóle nie pomyślałem o innej kobiecie. Nadal kochałem Isabelle tak samo jak w dniu kiedy powiedziałem tak przed ołtarzem. Miałem ją odebrać z lotniska, więc po zakończonym treningu jako pierwszy znalazłem się pod prysznicem, i pod ostrzałem docinków ze strony chłopaków szykowałem się na spotkanie z żoną. Kiedy byłem gotowy to tylko pożegnałem się ze wszystkimi i uciekłem do samochodu. Zatrzymałem się jeszcze w kwiaciarni, gdzie kupiłem kwiaty, jej ulubione i zadowolony obrałem kierunek – lotnisko. Miałem nadzieję, że jej lot nie jest opóźniony, ale nic nie napisała więc powinien raczej być na czas na płycie. Stałem pod bramą i czekałem, aż zjedzie schodami z góry. Ale jak na złość nie mogła się pojawić, tylko widziałem jak inni witali się z bliskimi. Ale w końcu zobaczyłem ją, jak zjeżdżała z walizką i ogromną torbą i z najładniejszym uśmiechem jakim kiedykolwiek ktoś mnie obdarzył. Sam się uśmiechnąłem i pomachałem jej bukietem kwiatów.

- Witaj w domu. – uśmiechnąłem się do niej kiedy pojawiła się przy mnie
- Nareszcie. – szepnęła rzucając mi się na szyję – Tęskniłam. – zamruczała dając mi całusa, którego odwzajemniłem
- Wracamy. W domu czeka na ciebie kosz twoich ulubionych owoców. Moja mama ci przysłała na urodziny. – podałem jej kwiaty, na co z uśmiechem je powąchała – Samochód jest blisko, ale mogą być korki.
- Eee tam. Korki z tobą to sama przyjemność.
- Miło mi to słyszeć. Ale na jak długo mam cię dla siebie?
- Miesiąc? – uśmiechnęła się do mnie niewinnie, i aż przystanąłem na środku ulicy w szoku – Pedro, chodź bo trochę zimno jest i jeszcze zaraz cię ktoś przejedzie.
- A tak, tak. I zapomniałem ci napisać, że u nas chłodno jest. – westchnąłem od razu ją obejmując ramieniem – Masz kurtkę co?
- Jeśli nie wyrzuciłeś to wisi w szafie. – wystawiła mi język i wsiadła do auta
- Nic nie wyrzucam, a raczej chomikuję i przechowuję. W takim razie do domu, i co się stało, że tak długo będziesz?
- Potrzebuję trochę odpoczynku, a z drugiej strony potrzebują mnie tutaj. Dlatego zostaje miesiąc, albo i dłużej. Jeśli oczywiście mnie nie wyrzucisz z domu.
- Oj na pewno nie. – pogłaskałem ją po kolanie – Nawet nie wiesz jak się cieszę, że w końcu jesteś.
- Wiem, i kiedy ja będę się wieczorem rozpakowywać to ty będziesz mógł w spokoju sobie obejrzeć mecz. Bo wiem, że dzisiaj leci w telewizji i zapewne wszyscy twoi koledzy będą oglądać.
- Kochana. – dałem jej całusa, kiedy zatrzymaliśmy się na światłach – Idealna żona.

&&&

Pedro w ciszy prowadził auto i skupił się na ruchu, a ja zadowolona, że w końcu jestem tutaj, z nim delektowałam się hiszpańskim radiem. Mimo tego, że władałam nim biegle, to i tak czasem mnie zaskakiwali jakimiś zwrotami, zwłaszcza Pedro. Kiedy przeplatał swoje galicyjskie powiedzonka. Spojrzałam na swojego męża i dopiero teraz do mnie dotarło jak bardzo za nim tęskniłam. Nie widzieliśmy się dwa miesiące, i jednak skype i telefony nie zastępują kontaktu fizycznego. Kiedy mogę siedzieć obok niego i po prostu posiedzieć w ciszy. Wjechał do podziemnego parkingu i od razu ruszyliśmy do naszego mieszkania, które otworzyłam własnym kluczem. Włożyłam kwiaty do wazonu i zadowolona postawiłam je na komodzie w salonie. Oczywiście nie było posprzątane, ale nie przeszkadzało mi to, bo wiedziałam, że ktoś tu mieszka i nie miałam powodów do zazdrości. Pedro przytulił się do moich pleców, więc pogłaskałam go po dłoniach i zaśmiałam, kiedy poczułam jego usta na moim karku.

- Twoja mama przeszła samą siebie. – szepnęłam spoglądając na kosz
- No cóż, nie na co dzień ma się urodziny. Ciekawe co nam na rocznice przyśle.
- Ty tylko chcesz prezenty. – zaśmiałam się odwracając do niego tyłem – Więc… myślę, że spodoba ci się mój prezent. W sumie to już nie wiem co ci przywozić.
- Mi wystarczysz tylko ty. I nie mogłaś przyjechać w spódnicy? – mruknął dając mi całusa na co się zaśmiałam

Od razu na niego wskoczyłam i nie przestawaliśmy się całować. Aż swoje kroki skierował w stronę sypialni, i niestety odbiłam się od framugi na co jęknęłam bo trochę mocne to było uderzenie. Aż w końcu wylądowaliśmy na łóżku. Pedro zapytał tylko czy bolało, ale machnęłam na to ręką. Dosyć szybko pozbywaliśmy się ubrań i chcieliśmy jak najszybciej ponownie poczuć fizyczną miłość. Po wszystkim leżałam zadowolona na łóżku i delektowałam się masażem.

- Tego mi brakowało. – zamruczałam – I rozumiem, że nie mogę zaszyć się tutaj każdego wieczora?
- Raczej nie, już dostaliśmy zaproszenie na kolację i to nie jedną. Każdy chce z tobą zjeść. Z tą uroczą i seksowną francuską.
- Która wolałaby spędzić każdy wieczór przy tobie na kanapie. Ale wiem, że musimy się pojawić na kolacji z przyjaciółmi.
- Ja się nigdzie nie ruszam, więc nie masz co narzekać. Jestem przy tobie. – dał mi całusa na co zamruczałam – Mecz jest za dwie godziny, więc jestem teraz cały twój.
- Zamierzam ten fakt wykorzystać, skarbie.

Odsypiałam po dosyć intensywnym wieczorze i kiedy się przebudziłam to słyszałam odgłosy dobiegające z salonu, tylko się uśmiechnęłam i wstałam z łóżka. Założyłam na siebie bieliznę i szlafrok, który leżał na fotelu. Pedro siedział w samych bokserkach z piwem i co chwile podnosił się z kanapy, więc na sam widok się uśmiechnęłam. Ale jednak mnie zauważył, więc od razu się do mnie uśmiechnął.

- Wyspałaś się?
- Tak, ale jak mecz?
- A daj mi spokój. Ten sędzia nie powinien sędziować tak ważnego meczu.
- Kochanie i tak się nie znam. – zaśmiałam się – Ale mniej nerwów a będziesz dłużej młody i seksowny.
- Bez tego będę. Ale co będziesz robić?
- Rozpakuję się, bo jutro wracam do pracy. Nie dali mi nawet dnia wolnego. Więc musi być ciężko.
- W takim razie idź się rozpakuj i do łóżka. Bo widać, że oprócz lotu ktoś jeszcze cię zmęczył.
- Ale to drugie akurat było przyjemne. – puściłam mu oczko – Miłego meczu skarbie.


Z uśmiechem poszłam do przedpokoju gdzie leżała dalej moja walizka i wróciłam z rzeczami do sypialni po woli wszystko wyciągałam i chowałam do szafy. To wolałam bardziej niż pakowanie, albo przepakowywanie. Schowałam walizkę pod łóżko i zadowolona ubrałam się w świeżą piżamę. Położyłam się do łóżka i mimo tego, że spałam dwie godziny, to jednak sen dalej mnie trzymał. Dlatego po przyłożeniu głowy do poduszki od razu zasnęłam, wtulona w Pedro poduszkę. 

1. Mam nadzieję, że on kocha mnie tak samo jak ja jego.

Paryż 2010

- Pokaż siostra to cudo. – zawołała blondynka delektując się ciszą w SPA
- Oj no. – zaśmiałam się i pokazałam jej pierścionek
- Więc jaki jest plan? Ślub we Francji czy w Hiszpanii? Zamieszkacie gdzie? I co on na twoją pracę? A dzieci?
- Siostra, uspokój się. – od razu rzuciłam – Jeszcze nic nie wiemy. Pedro dopiero co mi się oświadczył. I od razu musiałam lecieć do Paryża, wracam do Madrytu dopiero za tydzień.
- I co? Zamierzasz rzucić pracę? Bo w końcu co chwilę jesteś w rozjazdach.
- Lubię moją pracę. Więc nie chciałabym z niej zrezygnować, tylko dlatego, że wychodzę za mąż. I mężczyzna moich marzeń jest w Madrycie. Na pewno to jakoś rozwiążemy. W końcu możemy być jednym z tych małżeństw co widuję się kilka razy w roku. I chyba mu nie przeszkadza to jaki mam tryb życia, bo mi się oświadczył.
- Ahh muszę znaleźć partnera na ślub! – zawołała na co się zaśmiałam serdecznie i jeszcze raz spojrzałam na swój pierścionek zaręczynowy

&&&

Amiens 2011

Stałam po środku ogrodu w pięknej białej sukni i cieszyłam się śliczną pogodą. W tym roku lato nam dopisywało, i w dodatku musiałam odpocząć. Przygotowania mnie trochę zmęczyły, zwłaszcza piskliwe głosy moich druhen. Dlatego chodziłam między pięknymi różami mojej babci i delektowałam się ciszą. Dzisiaj był najważniejszy dzień dla mnie, w końcu mieliśmy z Pedro powiedzieć tak, na ślubnym kobiercu. Dotknęłam jeszcze raz mój pierścionek zaręczynowy i na samo wspomnienie się uśmiechnęłam.

- A ty kochanie co tu robisz? Nie powinnaś czasem jechać już do kościoła? – usłyszałam za sobą i zobaczyłam moją babcię
- Powinnam, ale chciałam pobyć choć trochę sama.
- Boisz się?
- Trochę. – uśmiechnęłam się – Kocham Pedro, ale boję się jak to będzie. Już nie będzie moim chłopakiem, tylko mężem. A to już zmienia postać rzeczy.
- Jeśli go kochasz, a on kocha ciebie to nic nie zmienia. Dalej będziesz z Pedro, i nic was nie zmieni, ani waszego związku.
- Mam nadzieję, że on kocha mnie tak samo jak ja jego. – zaśmiałam się
- Zobaczysz to, w kościele kiedy będzie stał naprzeciwko ciebie i ślubował ci miłość, wierność. I nie opuści cię aż do śmierci. Zobaczysz to w jego oczach. A teraz uciekaj do kościoła, nie  każ mu dłużej czekać.


Tylko się uśmiechnęłam do niej szeroko i od razu we dwie poszłyśmy do środka. Gdzie w domu czekał na nas mój tato. Jak tylko nas zobaczył to od razu wziął kluczyki od auta i pojechaliśmy do kościoła. Gdzie czekali na nas już wszyscy, i kiedy wysiadłam to od razu widziałam moją siostrę, która co chwilę spoglądała na telefon jakby bała się, że ucieknę. Więc kiedy mnie zobaczyła, to odetchnęła z widoczną ulgą. Dała znać, że już jestem i o to rozpoczęła się ceremonia. W moich oczach od samego początku były widoczne łzy, ale kiedy Pedro wypowiadał słowa przysięgi również miał łzy w oczach. W tym momencie byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie i nic się dla mnie nie liczyło, tylko ja i Pedro. 


&&&

Ha i mamy 1 rozdział... przed nami jeszcze 25 rozdziałów z życia Isabelle i Pedro. Jakoś tak zawsze mam sentyment do tej postaci... w końcu to od Pedro się wszystko tak na prawdę zaczęło, chodzi mi o piłkę i mimo upływu lat dalej miło jest o nim pisać... choć zapewne w każdym opowiadaniu ma zbliżony do siebie charakter więc mam nadzieję, że to opowiadanie przypadnie wam do gustu. Od razu mówię, nic o piłce nie będzie... bardziej o ich życiu, jako małżeństwo. W takim razie zostawiam was z początkiem... i widzimy się już niebawem :) 

Archiwum bloga