6. A i jeszcze jedno... kocham cię.

Wyjechałam zanim Pedro wrócił do mieszkania i ciężko pracowałam, udając szczęśliwą i że nic się nie dzieje w moim życiu osobistym, tylko sama rutyna. Tyle tylko, że nie było to łatwe, kiedy nie miałam żadnego znaku życia od Pedro. Dlatego odwlekałam jak mogłam przylot do Madrytu i wysyłałam tam inne osoby. Ale musiałam ponownie lecieć do hiszpańskiej fili i napisałam wiadomość do mojego kolegi, czy nie poleci za mnie. Zdziwiony zaraz do mnie przyszedł i usiadł jakby nigdy nic na krześle i na mnie patrzył.

- No co? – westchnęłam odrywając wzrok od laptopa
- Ty mi to powiedź. W biurze zaczynają już plotkować, dlaczego nie jeździsz do Madrytu.
- Mam problemy osobiste.
- Które tak bardzo trzymają cię w Paryżu? – podniósł jedną brew więc tylko oparłam się o oparcie fotela
- W Madrycie…
- Coś nie tak w małżeństwie?
-  Jesteśmy w separacji. Jeśli już do mnie nie idą papiery rozwodowe. – mruknęłam i poczułam pierwszą łzę
- Isabel co się stało? – podał mi chusteczkę na co westchnęłam i mu wszystko opowiedziałam – Idiota, jak mógł ci powiedzieć coś takiego? Rozumiem wszystko, ale nigdy się nie mówi kobiecie, że była na zastępstwo.
- Ja już sama nie wiem co się dzieje. Pedro się do mnie nie odzywa od miesiąca i nie wiem na czym stoję. A boję się pojechać do niby mojego domu.
- Powinnaś, musisz z nim porozmawiać. Słuchaj kobieto, zerwałaś nasz luźny związek dla niego, to on cię uszczęśliwia i daję ci poczucie stabilizacji. To był twój argument, z nim wiesz jak będzie wyglądał kolejny dzień. I wiem, ze pewnie odbierzesz to źle bo w sumie jesteśmy rywalami, ale… powinnaś porzucić tryb koczowniczy. Wróć do niego.
- Tylko jak mam do niego wrócić kiedy nie wiem nic.
- Zadzwoń do niego, i ty jedziesz do Madrytu. Uporządkuj tam swoje sprawy.
- Dzięki Jaime, i przepraszam, ze cię…
- Daj spokój, było nam dobrze tylko w łóżku a teraz jesteśmy dobrymi kumplami. Zawalcz teraz o swoje małżeństwo.

Jaime wyszedł, a ja i tak już nie miałam co robić w pracy więc wszystko pozamykałam i zebrałam swoje rzeczy. Wyszłam z firmy i zamiast taksówką wrócić do domu, to poszłam na spacer. Miał rację, powinnam zawalczyć o swoje małżeństwo, więc wróciłam do mieszkania i z lampką wina usiadłam na tarasie. Zegar wskazywał godzinę dziewiątą wieczór. Więc wzięłam głęboki oddech i wykręciłam numer do domu. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci… nikt nie odbierał na co westchnęłam, ale kiedy usłyszałam nasze radosne głosy, powiadamiające o tym, że nas nie ma w domu i prosimy o nagranie to od razu poczułam łzy. Pamiętam to dokładnie, tak jakby to się stało wczoraj, kiedy siedząc na podłodze staraliśmy się nagrać najlepszy tekst. Kiedy usłyszałam dźwięk to westchnęłam i zaczęłam swój monolog, chociaż wolałabym z nim porozmawiać.

&&&

Dzisiaj bawiłem się z moim przyjacielem na kolacji. Miguel jako jedyny wiedział co się dzieje w moim życiu i starał się jak mógł podnieść mnie jakoś na duchu. Dlatego co drugi dzień praktycznie wychodziliśmy, chociaż wiedziałem, że to nie pasuje Marii. Nie ma się co dziwić, była z dzieckiem sama. Ale wracałem właśnie do mieszkania i po raz kolejny westchnąłem. Nikt na mnie nie czekał, i tego właśnie zazdrościłem Miguelowi. Na niego zawsze ktoś czekał… ale spojrzałem na telefon stacjonarny, który zresztą miałem zlikwidować, i zauważyłem, że świeci się lampka na czerwono, więc włączyłem przycisk i poszedłem do kuchni aby nalać sobie soku. Ale usłyszałem głos Isabel.

- Hej… wiem, ze mam ograniczony czas, ale muszę za trzy dni być w Madrycie, aby uporządkować swoje wszystkie sprawy i chciałabym wiedzieć co jest między nami. Czy mogę zatrzymać się w mieszkaniu, czy też mogę zabrać swoje rzeczy jeśli… - usłyszałem jak płacze – Po prostu daj mi znać na czym stoję, abym się wcześniej przygotowała. – wyłączyła się i byłem pewny, że pewnie tylko dlatego, że się rozpłakała bardziej

Zamknąłem oczy i wyciągnąłem swój telefon. Owszem, nie odzywałem się do niej od miesiąca, byłem już nawet pod kancelarią prawniczą… ale nie wszedłem do środka. Nie chciałem tak szybko przekreślić naszego związku. I w dodatku dotarł do mnie sens jej słów: Muszę uporządkować swoje wszystkie sprawy. Nie rozumiałem o co tu chodzi, bo nie mówiła o firmie, ale o sobie. Westchnąłem tylko i wykręciłem tak dobrze mi znany numer. Jeden sygnał, drugi, trzeci. Już miałem tracić cierpliwość kiedy nie było tego denerwującego sygnału, ale nikt się nie odzywał więc oderwałem telefon od ucha, i widziałem, że połączenie zostało nawiązane więc od razu powiedziałem.

- Tęsknie za tobą. I przepraszam… za to co mówiłem.
- Nie przepraszaj za prawdę. – szepnęła
- Ale poniosło mnie, nie powinienem na ciebie tak krzyczeć. Po prostu wróć do mnie, do naszego mieszkania. Porozmawiamy na spokojnie i coś wymyślimy razem.
- Dobrze.
- I proszę cię… nie płacz. Napisz mi wiadomość o której dokładnie będziesz na lotnisku i cię odbiorę, jak za dawnych czasów. Będę czekać z kwiatami.
- Nie chce kwiatów. – wypłakała – Chcę, aby wszystko było jak dawniej. Chcę być szczęśliwa.
- Wiem o tym. – westchnąłem – I będziesz, ale musimy porozmawiać. Bez krzyków.
- Yhym.
- Nie martw się, nie ma papierów rozwodowych. I nie zamierzam ich wysyłać.
- Dobrze, w takim razie napisze ci o której będę.
- W takim razie czekam na ciebie. – a ona chciała się już wyłączyć – A i jeszcze jedno… kocham cię. – powiedziałem i się wyłączyłem


Teraz musiałem przygotować się na poważną rozmowę z żoną. 

1 komentarz:

  1. No nareszcie się obydwoje ogarnęli i chcą poważnie porozmawiać. Muszą jasno określić, jak ma wyglądać ich małżeństwo i dalsze życie. W końcu się kochają, a Pedro powiedział te wszystkie słowa w szale złości i na pewno ich żałuje ... bo wątpię aby były prawdziwe. Już wszyscy zauważyli i mówią Isabell że powinna porzucić ten styl życia. Koczownicy to dobre słowo :) Jest coś o wiele ważniejszego niż praca ^^

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga