Pierwszy tydzień w pracy nie należał do udanych. Miałam
naprawdę dużo rzeczy do zrobienia i prawie się nie widywałam z Pedro. On
wychodził na trening wcześniej ode mnie i wracał wcześniej, a ja dopiero późnym
wieczorem i dalej pracowałam. Dlatego zgodnie stwierdziliśmy, że z przyjaciółmi
spotkamy się dopiero jak się wszystko unormuje u mnie w pracy. Mój drugi
tydzień w Madrycie na to zapowiadał, więc Pedro umówił się z naszymi
przyjaciółmi na kolacje w środę. Wróciłam do domu wcześniej i wszystko sobie przygotowałam.
Potrzebowałam choć chwili dla siebie, dlatego wzięłam długa kąpiel i akurat
wyszłam z wanny kiedy do domu wpadł Pedro. Z uśmiechem go przywitałam i poszłam
do sypialni, gdzie na łóżku czekały na mnie świeże ciuchy. Niestety w Madrycie
pogoda nam nie dopisywała, więc miałam na sobie jeansy, ciepły sweter, zimową
marynarkę, torba, workery i byłam gotowa na szaleństwo. A raczej na kolację w
miłej atmosferze, z okazji moich urodzin jak się okazało. Bo Pedro dopiero w
drodze mi zdradził sekret. Kiedy dotarliśmy do restauracji to już wszyscy na
nas czekali i dostałam mnóstwo prezentów. Akurat jestem z tych osób, które
uwielbiają niespodzianki i prezenty, jak również lubię nimi obdarzać moich
bliskich. Jednak dzisiaj to ja cieszyłam się jak dziecko, rozpakowując każdą
rzecz z osobna. Myślałam, że to już wszystko, kiedy przede mną pojawiło się
ostatnie pudełeczko od Pedro. Tylko spojrzałam na niego zdziwiona, a Miguel od
razu rzucił.
- Stary, ale ty się już jej oświadczyłeś. – wszyscy się
zaśmiali, a ja je otworzyłam
- Może i tak, ale prezent od męża też musi być.
- Jej. – od razu się uśmiechnęłam – Skąd wiedziałeś, że
akurat chce taką bransoletkę?
- No cóż, ktoś mi o tym powiedział. I nie łatwo było ją
namierzyć. Przyszła do mnie prosto z Paryża.
- Kocham cię i dziękuje. – szepnęłam dając mu całusa, na co
nam zagwizdali
- No gołąbki, czas zamówić coś do jedzenia. I co
najważniejsze coś do picia.
- Pozwólcie, ze ja wybiorę nam wino. – od razu zaoferowałam
– Na mój koszt.
- W takim razie nie będziemy protestować. – zaśmiała się
Alba na co się do niej uśmiechnęłam i podszedł do nas młody kelner, który
stanął obok mnie i zbierał zamówienia i widziałam, ze zapisywał sobie po
francusku i w sumie dwa razy się dopytywał o potrawę, więc kiedy przyszedł na
mnie czas to zamówiłam w swoim rodowitym języku
- Uwielbiam jak mówisz po francusku. Chociaż nie rozumiem
ani słowa, to coś w tym jest. – zauważyła Maria
- Ba, Pedro pewnie dlatego się nią zainteresował.
- Nie dlatego. – złapał mnie za dłoń – Zresztą ze mną
rozmawiała po hiszpańsku.
- Byłeś pierwszą osobą, którą spotkałam w drodze do Madrytu.
Musiałam na kimś poćwiczyć, przed szkoleniem nowych pracowników. No i poznałam
moją bratnią duszę.
- Ahh jacy słodcy. I kto by pomyślał, ponoć po trzech lata
dopada kryzys.
Kolacja przebiegła nam naprawdę w miłej atmosferze. Przez
cały czas się śmiałam i rozmawialiśmy na każdy możliwy temat. I wtedy czułam
się jak w domu, tyle tylko, że tak samo bawiłam się w Londynie z znajomymi jak
i w Paryżu. Więc tu był problem i jak to mój tato uważał. Ma dwie córki, które
nie potrafią usiedzieć choć w jednym miejscu. Bo moja młodsza siostra, również
żyła w samolocie. Ale wracaliśmy właśnie taksówką do domu i sprawdzałam swój
telefon, na którym widniało nieodebrane połączenie i wiadomość od Clemence. Od
razu się przestraszyłam, więc do niej oddzwoniłam.
- Coś się stało?
- Nie, nie. – zaśmiała się, a ja odetchnęłam z ulgą – Jestem
właśnie w Rzymie i na dniach lecę do Madrytu, więc potrzebuję noclegu.
- Myślałam, ze zapewniają wam noclegi. – od razu rzuciłam
- Owszem, ale pomyślałam sobie, że jak mam tam na miejscu
siostrę i szwagra to się u nich zatrzymam. Ostatnio widziałyśmy się na
świętach!
- No tak, ale to się zapytam Pedro.
- Co jest? – odezwał się do mnie
- Clemence potrzebuje noclegu w tym tygodniu.
- Jasne, niech wpadnie. – uśmiechnął się do mnie
- Słyszałaś? Możesz przenocować, ale na jak długo?
- Spoko siostra, nawet nie zauważycie i będziecie mogli
robić to co dorośli.
- Też jesteś dorosła.
- Tak, ale samotna. – zaśmiała się – W takim razie przylecę
w piątek. W weekend nie pracujesz więc możesz mnie odebrać z lotniska. Będę
dopiero późnym wieczorem.
- Zobaczę czy Pedro ma wolne to cię odbierzemy.
- Jasne, do piątku. – rzuciła wyłączając się od razu na co
westchnęłam
- Nie cieszysz się z przyjazdu siostry?
- Cieszę i prosiła nas o odebranie jej z lotniska w piątek.
Będzie późnym wieczorem.
- Pojedziemy. I masz wolny weekend, to sobie z nią
posiedzisz i kto wie, może namówisz ją na mecz?
- Doping od dwóch Francuzek? Nie za dobrze ci kochanie? –
zaśmiałam się wtulając w jego ramię
- Eee tam. Ale powiem ci, że trochę zmęczyła mnie dzisiejsza
kolacja. No i biedna Maria się wstawiła, i gadała naprawdę głupoty.
- Każdy ma gorszy dzień. – zaśmiałam się, a kierowca
zaparkował pod naszym mieszkaniem – Ja tam dobrze się bawiłam, no i ile
prezentów dostałam.
- No tak, ale ja nie wiem skąd Miguel wie jaki rozmiar
bielizny nosisz.
- Zapewne to ten rodzaj bielizny, który trzeba szybko
ściągnąć bo jest bardzo, ale to bardzo nie wygodny. – wystawiłam mu język na co
się zaśmiał – Jak chcesz możemy to sprawdzić.
- Niestety padam z nóg, więc raczej musimy to przełożyć.
- W takim razie do łóżka, i proszę cię, zmień sobie melodię
na budzik bo zaczyna mnie dobijać.
- Ale nie ma nic fajnego. Mi się ta piosenka bardzo podoba.
Zresztą trochę minie jak się przyzwyczaję do nowej, a ty i tak wyjedziesz. – a
ja od razu spuściłam głowę – Isabelle przepraszam, nie chciałem.
Pedro i Isabelle to szczęśliwe małżeństwo, przynajmniej wszystko na ten moment na to wskazuje :) Tyle że ... to małżeństwo na odległość. Z jednej strony to dobrze, bo nigdy się sobą nie znudzą, ale z drugiej ... tak na prawdę nie wiedzą jak to jest żyć ze sobą. Miesiąc czy tydzień to bardzo mało. W takim trybie w końcu któreś będzie musiało pójść na kompromis ^^
OdpowiedzUsuń