2. Witaj w domu.

Madryt 2014

Siedziałem na boisku i jak zawsze wygłupiałem się z chłopakami. Dzisiaj humor dopisywał nam bardziej niż zawsze. W dodatku szykował się mecz Ligi Mistrzów, więc umawiali się na wieczór w domu Pablo, jednak musiałem odmówić. Dzisiaj miała przyjechać Isabella z Londynu, i miała zostać na jakiś czas, więc już nie mogłem się doczekać aż w końcu będzie tutaj, ze mną w naszym mieszkaniu. Po ślubie postanowiliśmy przenieść się do czegoś nowego, i naszego a nie wynajmowanego. Tyle tylko, że częściej w nim ja przebywałem. Moja żona miała niestety pracę, w której większą część czasu spędzała albo w Paryżu, albo w Londynie. A ja jako piłkarz, nie mogłem się przeprowadzić do innego kraju, bo trzymał mnie tu kontrakt. Była cały czas na walizkach i czasem naprawdę żałowałem, że nie może się w końcu ustatkować i być w jednym miejscu. Niektórzy to się nawet z nas śmiali. I zastanawiali się jak możemy żyć w takim związku i jeszcze ani razu nie skoczyliśmy w bok. Byliśmy małżeństwem przez trzy lata i tak wyglądało nasze życie, i w ogóle nie pomyślałem o innej kobiecie. Nadal kochałem Isabelle tak samo jak w dniu kiedy powiedziałem tak przed ołtarzem. Miałem ją odebrać z lotniska, więc po zakończonym treningu jako pierwszy znalazłem się pod prysznicem, i pod ostrzałem docinków ze strony chłopaków szykowałem się na spotkanie z żoną. Kiedy byłem gotowy to tylko pożegnałem się ze wszystkimi i uciekłem do samochodu. Zatrzymałem się jeszcze w kwiaciarni, gdzie kupiłem kwiaty, jej ulubione i zadowolony obrałem kierunek – lotnisko. Miałem nadzieję, że jej lot nie jest opóźniony, ale nic nie napisała więc powinien raczej być na czas na płycie. Stałem pod bramą i czekałem, aż zjedzie schodami z góry. Ale jak na złość nie mogła się pojawić, tylko widziałem jak inni witali się z bliskimi. Ale w końcu zobaczyłem ją, jak zjeżdżała z walizką i ogromną torbą i z najładniejszym uśmiechem jakim kiedykolwiek ktoś mnie obdarzył. Sam się uśmiechnąłem i pomachałem jej bukietem kwiatów.

- Witaj w domu. – uśmiechnąłem się do niej kiedy pojawiła się przy mnie
- Nareszcie. – szepnęła rzucając mi się na szyję – Tęskniłam. – zamruczała dając mi całusa, którego odwzajemniłem
- Wracamy. W domu czeka na ciebie kosz twoich ulubionych owoców. Moja mama ci przysłała na urodziny. – podałem jej kwiaty, na co z uśmiechem je powąchała – Samochód jest blisko, ale mogą być korki.
- Eee tam. Korki z tobą to sama przyjemność.
- Miło mi to słyszeć. Ale na jak długo mam cię dla siebie?
- Miesiąc? – uśmiechnęła się do mnie niewinnie, i aż przystanąłem na środku ulicy w szoku – Pedro, chodź bo trochę zimno jest i jeszcze zaraz cię ktoś przejedzie.
- A tak, tak. I zapomniałem ci napisać, że u nas chłodno jest. – westchnąłem od razu ją obejmując ramieniem – Masz kurtkę co?
- Jeśli nie wyrzuciłeś to wisi w szafie. – wystawiła mi język i wsiadła do auta
- Nic nie wyrzucam, a raczej chomikuję i przechowuję. W takim razie do domu, i co się stało, że tak długo będziesz?
- Potrzebuję trochę odpoczynku, a z drugiej strony potrzebują mnie tutaj. Dlatego zostaje miesiąc, albo i dłużej. Jeśli oczywiście mnie nie wyrzucisz z domu.
- Oj na pewno nie. – pogłaskałem ją po kolanie – Nawet nie wiesz jak się cieszę, że w końcu jesteś.
- Wiem, i kiedy ja będę się wieczorem rozpakowywać to ty będziesz mógł w spokoju sobie obejrzeć mecz. Bo wiem, że dzisiaj leci w telewizji i zapewne wszyscy twoi koledzy będą oglądać.
- Kochana. – dałem jej całusa, kiedy zatrzymaliśmy się na światłach – Idealna żona.

&&&

Pedro w ciszy prowadził auto i skupił się na ruchu, a ja zadowolona, że w końcu jestem tutaj, z nim delektowałam się hiszpańskim radiem. Mimo tego, że władałam nim biegle, to i tak czasem mnie zaskakiwali jakimiś zwrotami, zwłaszcza Pedro. Kiedy przeplatał swoje galicyjskie powiedzonka. Spojrzałam na swojego męża i dopiero teraz do mnie dotarło jak bardzo za nim tęskniłam. Nie widzieliśmy się dwa miesiące, i jednak skype i telefony nie zastępują kontaktu fizycznego. Kiedy mogę siedzieć obok niego i po prostu posiedzieć w ciszy. Wjechał do podziemnego parkingu i od razu ruszyliśmy do naszego mieszkania, które otworzyłam własnym kluczem. Włożyłam kwiaty do wazonu i zadowolona postawiłam je na komodzie w salonie. Oczywiście nie było posprzątane, ale nie przeszkadzało mi to, bo wiedziałam, że ktoś tu mieszka i nie miałam powodów do zazdrości. Pedro przytulił się do moich pleców, więc pogłaskałam go po dłoniach i zaśmiałam, kiedy poczułam jego usta na moim karku.

- Twoja mama przeszła samą siebie. – szepnęłam spoglądając na kosz
- No cóż, nie na co dzień ma się urodziny. Ciekawe co nam na rocznice przyśle.
- Ty tylko chcesz prezenty. – zaśmiałam się odwracając do niego tyłem – Więc… myślę, że spodoba ci się mój prezent. W sumie to już nie wiem co ci przywozić.
- Mi wystarczysz tylko ty. I nie mogłaś przyjechać w spódnicy? – mruknął dając mi całusa na co się zaśmiałam

Od razu na niego wskoczyłam i nie przestawaliśmy się całować. Aż swoje kroki skierował w stronę sypialni, i niestety odbiłam się od framugi na co jęknęłam bo trochę mocne to było uderzenie. Aż w końcu wylądowaliśmy na łóżku. Pedro zapytał tylko czy bolało, ale machnęłam na to ręką. Dosyć szybko pozbywaliśmy się ubrań i chcieliśmy jak najszybciej ponownie poczuć fizyczną miłość. Po wszystkim leżałam zadowolona na łóżku i delektowałam się masażem.

- Tego mi brakowało. – zamruczałam – I rozumiem, że nie mogę zaszyć się tutaj każdego wieczora?
- Raczej nie, już dostaliśmy zaproszenie na kolację i to nie jedną. Każdy chce z tobą zjeść. Z tą uroczą i seksowną francuską.
- Która wolałaby spędzić każdy wieczór przy tobie na kanapie. Ale wiem, że musimy się pojawić na kolacji z przyjaciółmi.
- Ja się nigdzie nie ruszam, więc nie masz co narzekać. Jestem przy tobie. – dał mi całusa na co zamruczałam – Mecz jest za dwie godziny, więc jestem teraz cały twój.
- Zamierzam ten fakt wykorzystać, skarbie.

Odsypiałam po dosyć intensywnym wieczorze i kiedy się przebudziłam to słyszałam odgłosy dobiegające z salonu, tylko się uśmiechnęłam i wstałam z łóżka. Założyłam na siebie bieliznę i szlafrok, który leżał na fotelu. Pedro siedział w samych bokserkach z piwem i co chwile podnosił się z kanapy, więc na sam widok się uśmiechnęłam. Ale jednak mnie zauważył, więc od razu się do mnie uśmiechnął.

- Wyspałaś się?
- Tak, ale jak mecz?
- A daj mi spokój. Ten sędzia nie powinien sędziować tak ważnego meczu.
- Kochanie i tak się nie znam. – zaśmiałam się – Ale mniej nerwów a będziesz dłużej młody i seksowny.
- Bez tego będę. Ale co będziesz robić?
- Rozpakuję się, bo jutro wracam do pracy. Nie dali mi nawet dnia wolnego. Więc musi być ciężko.
- W takim razie idź się rozpakuj i do łóżka. Bo widać, że oprócz lotu ktoś jeszcze cię zmęczył.
- Ale to drugie akurat było przyjemne. – puściłam mu oczko – Miłego meczu skarbie.


Z uśmiechem poszłam do przedpokoju gdzie leżała dalej moja walizka i wróciłam z rzeczami do sypialni po woli wszystko wyciągałam i chowałam do szafy. To wolałam bardziej niż pakowanie, albo przepakowywanie. Schowałam walizkę pod łóżko i zadowolona ubrałam się w świeżą piżamę. Położyłam się do łóżka i mimo tego, że spałam dwie godziny, to jednak sen dalej mnie trzymał. Dlatego po przyłożeniu głowy do poduszki od razu zasnęłam, wtulona w Pedro poduszkę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga