Pedro od tygodnia nie mógł się doczekać wyjścia rodzinnego.
Miał wszystko zaplanowane, a ja niekoniecznie miałam ochotę iść do parku
rozrywki gdzie zapewne będzie milion wrzeszczących dzieciaków. Ale umówił się z
nimi już na miejscu, więc wstałam rano i ubrałam się w wcześniej przygotowane
rzeczy. W trampkach, leginsach i szerokiej tunice stałam w przedpokoju i
wzięłam sweter. Pedro był już gotowy wiec wyszliśmy z mieszkania i zeszliśmy na
parking podziemny, wsiadłam do auta wrzucając rzeczy w nogach i nastawiałam się
psychicznie na dzień z jego była i dzieckiem. W sumie byłam ciekawa jakie są. I
dlaczego Pedro woli z nimi spędzać wolny czas niż ze mną. Ale dojechaliśmy na
miejsce i od razu widziałam Estefanie. Pedro zaparkował na jednym z wolnych
miejsc i westchnęłam na co poklepał mnie po kolanie. Wysiedliśmy z samochodu i
ruszyliśmy w ich stronę. Blanca od razu widząc tatusia wyrwała się i już była
na rękach Pedro.
- Mam nadzieję, że długo nie czekacie?
- Nie, nie dopiero co przyszłyśmy.
- To dobrze. Ale dziewczyny przedstawiam wam Isabelle.
- Hej. - powiedziałam tylko na co uśmiechnęła się do mnie Estefania - Tatusiu a kim jest ta pani? - szepnęła mała patrząc na mnie
- To moja żona. To właśnie ona nosi taki sam pierścionek jak ja.
- Nie, nie dopiero co przyszłyśmy.
- To dobrze. Ale dziewczyny przedstawiam wam Isabelle.
- Hej. - powiedziałam tylko na co uśmiechnęła się do mnie Estefania - Tatusiu a kim jest ta pani? - szepnęła mała patrząc na mnie
- To moja żona. To właśnie ona nosi taki sam pierścionek jak ja.
Nic nie skomentowała, ale widziałam, że patrzy na mnie
nieufnie. W sumie to przez cały czas ciągnęła Pedro na karuzelę i również brała
mamę, a ja raczej byłam jak piąte koło u wozu, albo raczej jako osioł bagażowy.
Bo trzymałam im torby. Ale w pewnym momencie kiedy stałam czekając aż tamci
skończą jechać usłyszałam swój telefon, a że nie znałam numeru to nie do końca
wiedziałam czy odebrać, ale kierunkowy wskazywał na Francję.
- Słucham?
- Dzień dobry, nazywam się Jaque Devolange. Jestem szefem firmy Co&Devoile. Pewnie Pani kojarzy.
- Tak, coś o niej słyszałam.
- Cieszę się, w sumie wiem, że nie powinno omawiać się interesów w sobotę. Jednak chciałem na spokojnie z Panią porozmawiać i przedstawić ofertę pracy. Jeśli oczywiście nie przeszkadzam.
- Nie, możemy rozmawiać.
- Bardzo się cieszę. Kiedy tylko usłyszałem, że rzuciła pani pracę to od razu wiedziałem że zaproponuje stanowisko managera w mojej firmie. Jest Pani idealna. Ma kwalifikacje jak mało kto i świetnie zna rynek.
- Nie wiem czy jestem gotowa na powrót.
- Oczywiście dam Pani czas na zastanowienie. Jeśli chodzi o obowiązki to niczym tak na prawdę nie będą się różnić od tych z poprzedniej pracy. Może tym, że jesteśmy firmą w jednym mieście. Więc nie będzie musiała Pani kursować między stolicami. - i usłyszałam jak Blanca pyta Pedro w jakim języku rozmawiam na co jej odpowiedział - W dodatku finansowo, możemy zaproponować większą stawkę.
- Mówi Pan o jakim mieście?
- Paryż. Jeśli trzeba będzie wynająć mieszkanie, nie będzie problemu.
- Rozumiem. A ile mam czasu na podjęcie decyzji?
- Nie ukrywam, że najchętniej bym Panią widział w poniedziałek w pracy. - zaśmiał się - Ale może umówmy się na telefon w przyszłym tygodniu.
- Dobrze. Przemyślę propozycje i dam znać.
- W takim razie czekam i mam nadzieję, że będzie to pozytywna odpowiedź.
- Dzień dobry, nazywam się Jaque Devolange. Jestem szefem firmy Co&Devoile. Pewnie Pani kojarzy.
- Tak, coś o niej słyszałam.
- Cieszę się, w sumie wiem, że nie powinno omawiać się interesów w sobotę. Jednak chciałem na spokojnie z Panią porozmawiać i przedstawić ofertę pracy. Jeśli oczywiście nie przeszkadzam.
- Nie, możemy rozmawiać.
- Bardzo się cieszę. Kiedy tylko usłyszałem, że rzuciła pani pracę to od razu wiedziałem że zaproponuje stanowisko managera w mojej firmie. Jest Pani idealna. Ma kwalifikacje jak mało kto i świetnie zna rynek.
- Nie wiem czy jestem gotowa na powrót.
- Oczywiście dam Pani czas na zastanowienie. Jeśli chodzi o obowiązki to niczym tak na prawdę nie będą się różnić od tych z poprzedniej pracy. Może tym, że jesteśmy firmą w jednym mieście. Więc nie będzie musiała Pani kursować między stolicami. - i usłyszałam jak Blanca pyta Pedro w jakim języku rozmawiam na co jej odpowiedział - W dodatku finansowo, możemy zaproponować większą stawkę.
- Mówi Pan o jakim mieście?
- Paryż. Jeśli trzeba będzie wynająć mieszkanie, nie będzie problemu.
- Rozumiem. A ile mam czasu na podjęcie decyzji?
- Nie ukrywam, że najchętniej bym Panią widział w poniedziałek w pracy. - zaśmiał się - Ale może umówmy się na telefon w przyszłym tygodniu.
- Dobrze. Przemyślę propozycje i dam znać.
- W takim razie czekam i mam nadzieję, że będzie to pozytywna odpowiedź.
Wyłączyłam się i chowając telefon do torby, już miałam
mętlik w głowie. Znałam tą firmę, była jedna z tych szybko rozwijających się.
Do której przeszło już kilka osób z mojej firmy. Tyle tylko, że praca tam równa
się z przeprowadzką na stałe do Paryża. Z tego wszystkiego aż mnie głowa
rozbolała, w dodatku miałam już dość wrzasków dzieciaków. Szłam z tyłu, aż
nagle przy mnie pojawił się Pedro.
- Wszystko gra?
- Yhym.
- Ojciec czy siostra?
- Oferta pracy.
- Rozumiem, porozmawiamy o tym w domu? Tutaj raczej się nie da.
- Ja chyba wrócę i tak do mieszkania. - westchnęłam
- Coś nie tak?
- Yhym, czuje się jak piąte koło u wozu, kompletnie zignorowaliście moją obecność. Ale w końcu jesteście rodziną. Mamusia, tatuś i ich oczko w głowie. W dodatku za głośno tu jak dla mnie.
- To dzieci. Maja prawo do tego, aby się cieszyć.
- Rozumiem to, ale i tak to nie miejsce dla mnie. Nie w waszym towarzystwie.
- A ty dalej to samo. Polubiłabyś Estefanie, ale ty masz jakieś halo. Do tego mówisz, że kto wie może za rok ci się zmieni i będziesz chciała dziecko. - zaśmiał się ironicznie - Ty nie masz w sobie za grosz instynktu macierzyńskiego, jesteś zimną egoistką.
- Jak możesz…
- Mówię prawdę. – od razu rzucił – Ale wiem, że prawda boli. Nigdy nie będziesz mieć dzieci i zastawiam się czy chcę być z tobą.
- W takim razie się wyprowadź. – szepnęłam mając łzy w oczach i wepchnęłam mu w ręce jego rzeczy
- Yhym.
- Ojciec czy siostra?
- Oferta pracy.
- Rozumiem, porozmawiamy o tym w domu? Tutaj raczej się nie da.
- Ja chyba wrócę i tak do mieszkania. - westchnęłam
- Coś nie tak?
- Yhym, czuje się jak piąte koło u wozu, kompletnie zignorowaliście moją obecność. Ale w końcu jesteście rodziną. Mamusia, tatuś i ich oczko w głowie. W dodatku za głośno tu jak dla mnie.
- To dzieci. Maja prawo do tego, aby się cieszyć.
- Rozumiem to, ale i tak to nie miejsce dla mnie. Nie w waszym towarzystwie.
- A ty dalej to samo. Polubiłabyś Estefanie, ale ty masz jakieś halo. Do tego mówisz, że kto wie może za rok ci się zmieni i będziesz chciała dziecko. - zaśmiał się ironicznie - Ty nie masz w sobie za grosz instynktu macierzyńskiego, jesteś zimną egoistką.
- Jak możesz…
- Mówię prawdę. – od razu rzucił – Ale wiem, że prawda boli. Nigdy nie będziesz mieć dzieci i zastawiam się czy chcę być z tobą.
- W takim razie się wyprowadź. – szepnęłam mając łzy w oczach i wepchnęłam mu w ręce jego rzeczy
Wściekła ruszyłam do wyjścia i nie zamierzałam nawet się
odwracać. Złapałam taksówkę i pojechałam do mieszkania. Słowa Pedro zraniły
mnie i przepłakałam prawie całą noc. W dodatku rano widziałam, że nie jest
zadowolony z czegoś, a raczej go coś dręczy. Siedziałam na kanapie z kubkiem
czekolady w ręce, kiedy Pedro stanął w futrynie i westchnął.
- Rozumiem, że twój późniejszy powrót miał przyczynę.
- Owszem… ale to był raczej wcześniejszy powrót. – westchnął podchodząc do mnie bliżej
- Nie rozumiem.
- Powinienem przeprosić, nawet jeśli jestem na ciebie zły to nie powinienem mówić czegoś takiego. – od razu zauważył – Ale masz rację… mam rodzinę, jest nią Blanca. To moja córka i mam ją z kobietą…
- Którą mimo wszystko kochasz. – szepnęłam – Dobrze widziałam w wesołym miasteczku gdzie moje miejsce, a gdzie jej. Doszło między wami do czegoś, to pewne. Ale nie chciałam tego do siebie dopuścić.
- To nie tak jak myślisz…
- Nie chce myśleć. Nie chce nawet wiedzieć co. Myślę, że to już pora aby powiedzieć dość. Nasze małżeństwo nie miało prawa wypalić. I nie ma powodu, aby ciągnąć to dalej. Sprzedamy mieszkanie i dostaniesz połowę, będziesz mógł kupić dom dla waszej trójki. A ja wrócę gdzie moje miejsce… do Francji.
- Nie…
- Pedro daj spokój. – westchnęłam – To nie jest już takie ważne. Chyba zdążyłam już przetrawić to, że będę rozwódką.
- Kocham cię… - od razu kucnął a ja tylko spojrzałam na niego z łzami w oczach
- Nie tak wystarczająco… To były dla mnie trzy lata szczęścia. Tyle mi wystarcza. Pozwolę ci się spakować… i od jutra szukam agenta.
- Isabelle…
- Nie Pedro, to koniec. Nie chce pewnego dnia się obudzić i życzyć ci naprawdę źle. Przykro mi, ale nie potrafię pogodzić się z faktem, że zawsze będę tą drugą.
Pedro tylko dał mi buziaka w czoło, i czekałam aż wyjdzie. Nie chciałam przebywać w tym samym pomieszczeniu co on, więc sama się wyszykowałam i wyszłam na cały dzień z domu. W dodatku miałam dzisiaj wizytę u lekarza, więc poszłam na nią. Chociaż najchętniej nie wychodziłabym z domu. Ale to co tam usłyszałam, wbiło mnie w siedzenie. Nie wiem nawet jakim cudem wróciłam do mieszkania, ale kiedy zobaczyłam pustki to usiadłam na łóżku i się rozpłakałam. Nie wiedziałam co zrobić i jak sobie poradzić, dlatego wykręciłam numer do jedynej osoby która w tym momencie była mi potrzebna. Przepłakałam całe dwa dni i usłyszałam pukanie do drzwi. Zwlekłam się z łóżka i widziałam moją siostrę więc jej otworzyłam i od razu znalazłam się w jej ramionach.
- Owszem… ale to był raczej wcześniejszy powrót. – westchnął podchodząc do mnie bliżej
- Nie rozumiem.
- Powinienem przeprosić, nawet jeśli jestem na ciebie zły to nie powinienem mówić czegoś takiego. – od razu zauważył – Ale masz rację… mam rodzinę, jest nią Blanca. To moja córka i mam ją z kobietą…
- Którą mimo wszystko kochasz. – szepnęłam – Dobrze widziałam w wesołym miasteczku gdzie moje miejsce, a gdzie jej. Doszło między wami do czegoś, to pewne. Ale nie chciałam tego do siebie dopuścić.
- To nie tak jak myślisz…
- Nie chce myśleć. Nie chce nawet wiedzieć co. Myślę, że to już pora aby powiedzieć dość. Nasze małżeństwo nie miało prawa wypalić. I nie ma powodu, aby ciągnąć to dalej. Sprzedamy mieszkanie i dostaniesz połowę, będziesz mógł kupić dom dla waszej trójki. A ja wrócę gdzie moje miejsce… do Francji.
- Nie…
- Pedro daj spokój. – westchnęłam – To nie jest już takie ważne. Chyba zdążyłam już przetrawić to, że będę rozwódką.
- Kocham cię… - od razu kucnął a ja tylko spojrzałam na niego z łzami w oczach
- Nie tak wystarczająco… To były dla mnie trzy lata szczęścia. Tyle mi wystarcza. Pozwolę ci się spakować… i od jutra szukam agenta.
- Isabelle…
- Nie Pedro, to koniec. Nie chce pewnego dnia się obudzić i życzyć ci naprawdę źle. Przykro mi, ale nie potrafię pogodzić się z faktem, że zawsze będę tą drugą.
Pedro tylko dał mi buziaka w czoło, i czekałam aż wyjdzie. Nie chciałam przebywać w tym samym pomieszczeniu co on, więc sama się wyszykowałam i wyszłam na cały dzień z domu. W dodatku miałam dzisiaj wizytę u lekarza, więc poszłam na nią. Chociaż najchętniej nie wychodziłabym z domu. Ale to co tam usłyszałam, wbiło mnie w siedzenie. Nie wiem nawet jakim cudem wróciłam do mieszkania, ale kiedy zobaczyłam pustki to usiadłam na łóżku i się rozpłakałam. Nie wiedziałam co zrobić i jak sobie poradzić, dlatego wykręciłam numer do jedynej osoby która w tym momencie była mi potrzebna. Przepłakałam całe dwa dni i usłyszałam pukanie do drzwi. Zwlekłam się z łóżka i widziałam moją siostrę więc jej otworzyłam i od razu znalazłam się w jej ramionach.
- Matko co się stało? – głaskała mnie po plecach
- Wszystko się wali. – wypłakałam i usiadłam znowu na łóżku
a ona tylko się rozejrzała
- Gdzie są rzeczy Pedro?
- Wyprowadził się. Powiedział, że jestem egoistyczną świnią,
która nie chce dzieci i mnie zostawił. Odszedł do córki i swojej byłej
dziewczyny.
- C-co? – szepnęła siadając obok mnie
- Chciał abym je poznała. Ale czułam się jak piąte koło u
wozu. To oni tworzą rodzinę, nie ja. Ja jestem ta obca. – wypłakałam – Więc
powiedział mi, że jestem egoistką, która nie ma dzieci. I ich nie chce. W
dodatku zdradził mnie… doszło między nimi do czegoś, ale to akurat nie jest nic
co by mnie mogło zdziwić. – dalej
płakałam – Więc muszę znaleźć agenta, który sprzeda mieszkanie i wyjeżdżam. A
przynajmniej taki miałam plan.
- Jak on mógł?! Po tym jak dałaś mu drugą szansę i wróciłaś
do niego?
- Widocznie nigdy mnie nie kochał, tak jak jej. – wytarłam
policzek
- Idiota. – przytuliła mnie mocno – Wrócisz ze mną do
Paryża. Tam kupisz mieszkanie.
- Nie mogę. – wypłakałam jeszcze bardziej – Muszę zostać
tutaj na jakiś czas…
- Nie rozumiem, możesz przecież być w…
- Jestem chora. – wypłakałam – Muszę poddać się operacji.
- C-co? O matko! – i sama miała łzy w oczach
- Mogę naprawdę nigdy nie być matką. – wytarłam policzki –
Jeśli pójdzie coś nie tak, mogę nigdy nie zaznać tego uczucia…
- Kochanie, nie możesz być złej myśli. Na pewno wszystko
pójdzie dobrze. Pójdę z tobą do szpitala.
- Naprawdę chciałam mieć dziecko. – wypłakałam kładąc się na
łóżku od razu się kuląc
- Wiem o tym, i uwierz mi, że jeszcze będziesz mieć. Z kimś
kto jest ciebie wart. – pogłaskała mnie po głowie i w sumie jakoś się
uspokajałam
Minęły trzy dni i już leżałam w szpitalu. Musiałam mieć
szybką operację i bałam się niemiłosiernie, zwłaszcza, że lekarze nie do końca
chcieli mi powiedzieć prawdy. Ostatnią twarz jaką widziałam była moja siostra,
która od razu pokazała na zaciśnięte kciuki. Chociaż jedna była pozytywnej
myśli.
***
Siedziałem na ławce w szatni i słuchałem kawałów chłopaków.
Miguel o dziwo dzisiaj nie odzywał się do mnie i nie wiedziałem w sumie o co mu
chodzi. Ale kiedy spojrzał na mnie to wiedziałem, że wieści się rozchodzą naprawdę
szybko i już wie, że nie jestem z Isabelle. Dzisiaj w sumie był jeden z
ostatnich treningów i mogłem już cieszyć się wakacjami na które zabierałem
Blancę do domu. Wszystko już było w sumie przygotowane, nawet mama wiedziała,
że przywiozę ze sobą gościa. Miguel wyszedł jako pierwszy z szatni więc nie
miałem nawet szansy z nim porozmawiać. Chociaż może sam ma problemy w
małżeństwie. Na co sam nie mogłem mu pomóc, kiedy moje się rozpada. W dodatku
Isabelle się do mnie nie odzywała, i nie wiedziałem czy faktycznie zamierza
sprzedać nasze mieszkanie. Spojrzałem na obrączkę na palcu i westchnąłem, bo to
był chyba moment aby sam do niej zadzwonić. Dlatego podjechałem pod nasze
mieszkanie, ale kiedy wszedłem do środka panowała cisza i wyglądało to tak,
jakby przyjechała do niej siostra. Ale niestety nie ma się co dziwić, w końcu
to najlepsze przyjaciółki. Ruszyłem w drugą stronę miasta, aby spędzić
dzisiejszy dzień z córką. I stojąc na światłach w korku wykręciłem numer do
Isabelle. Jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty. Już chciałem się wyłączyć kiedy
usłyszałem Clemence.
- Pedro to nie jest najlepsza pora na telefon. – westchnęła
- Wiem, że Isabelle nie chce ze mną rozmawiać. Jest
zraniona, rozumiem to. Ale chciałbym znać jakiekolwiek jej plany. Co z
mieszkaniem, co z nami.
- Wiesz co, myślałam, że faktycznie jesteś ideałem. Ale nie,
ty jesteś kolejnym co myśli tylko tym co ma w spodniach. A moja biedna siostra
musiała akurat na ciebie trafić. Nie jesteś jej wart. – warknęła
- Rozumiem, ale chcę z nią porozmawiać.
- To w takim razie musisz poczekać bo twoja była żona
obecnie jest pod nożem. Kiedy się obudzi i będzie w stanie utrzymać długopis w
ręce to sama jej podsunę wszystkie papiery.
- Jak to pod nożem?! – od razu gwałtowanie zachamowałem i o mało co sam nie spowodowałem wypadku. – Clemence?!
- To już nie powinno cię w ogóle interesować. – warknęła i
się wyłączyła
W tym momencie naprawdę się zdenerwowałem. Bo jak to nie
powinno mnie to interesować?! Kompletnie nie wiedziałem co zrobić i w sumie
jedyną osobą, która powinna wiedzieć co się dzieje to chyba był właśnie Miguel
i Maria. Od razu wykręciłem numer do mojego przyjaciela, ale on był równie
tajemniczy. Wyłączył się, a ja tylko zakląłem pod nosem. Już nie wiedziałem co mam robić i odchodziłem
od zmysłów, Estefania kazała mi odwołać wyjazd do mojej mamy, albo chociaż
opóźnić. I kiedy zadzwoniłem do domu, to nie potrafiłem okłamać mamy. Dlatego
powiedziałem jej prawdę i od razu zaoferowała, że przyjedzie do Madrytu. Ale z
drugiej strony nie było w tym sensu, jeśli ja sam nie wiedziałem co się dzieje
z Isabelle. Oczywiście moja mama na mnie nawrzeszczała, ale sam się jej nie
dziwiłem. Miała w końcu do tego pełne prawo. Ale o dziwo pomoc przyszła do mnie
od kogoś po kim bym się nigdy nie spodziewał. Maria – żona Miguela po prostu do
mnie zadzwoniła i wyjaśniła mi wszystko. Dała namiary na szpital i salę.
Pojechałem tam z ulubionymi kwiatami Isabelle, ale pod drzwiami widziałem moja
szwagierkę, która jak tylko mnie zobaczyła to od razu wstała ze swojego
miejsca.
- Ona nie chce cię widzieć.
- Clemence, to moja żona. – od razu się oburzyłem
- Czyżby? Bo jakoś nie traktowałeś jej jak żony, kiedy
leciałeś jak piesek do swojej byłej.
- Boże to matka.
- Tak, tak. Matka twojej córki. Mam nadzieję, ze jedynej. –
warknęła
- Proszę, powiedź mi chociaż co jej jest. Martwię się. –
westchnąłem a ona od razu spuściła głowę – Proszę.
- Sama jeszcze do końca nie wiem. Lekarze niby mi mówią, ale
nie znam na tyle hiszpańskiego. A żaden nie mówi po francusku. – jęknęła –
Jedyne co mi Isabelle powiedziała, to to, że może nie mieć nigdy dzieci. Nie
chciała mi nic więcej mówić, od razu nastawiła się na najgorsze. – usiadła na
krzesełku a ja nie wiedziałem czy mówi prawdę
- C-co? – sam zrobiłem to samo
- No cóż egoistyczna Francuzka może faktycznie nigdy nie
mieć dzieci. – mruknęła
- Nie wiedziałem… i żałuję, że to powiedziałem.
- Nikt nie wiedział, nawet ona. Ale jest załamana, i ja to
wiem. Od razu nastawiła się na najgorsze. Boję się, że operacja może faktycznie
dać taki wynik. Ona sobie nie poradzi sama. – westchnęła a ja sam spuściłem
głowę
- Porozmawiam z lekarzem. W końcu jestem jej mężem, mam do
tego prawo i ja szybciej zrozumiem. Poczekaj tutaj.
Od razu ją zostawiłem samą i ruszyłem do pokoju lekarzy.
Musiałem dowiedzieć się co jej dolega.
Od samego początku było wiadome, że ten wypad okaże się kompletnym niewypałem. To normalne, że Blanca była wobec Isabelle nie ufna, w końcu to obca dla niej osoba. Pedro powinien zaangażować spotkanie we trójkę, a skoro wybrał taką opcję, to powinien zrobić wszystko, aby wszyscy czuli się komfrotowo. I znów doszło pomiędzy nimi do spięcia, co raczej staje się być tradycją. Jak nie jedno, to znów drugie powie o jedno słowo za dużo. Ja nadal twierdzę, że wina za kryzys w ich małżeństwie leży na samym środeczku. Na dodatek Isabelle ZNOWU zataiła przed Pedro ważną rzecz. Ech ^^ Niby się kochają, a z premedytacją pchają ten związek na samo dno.
OdpowiedzUsuń