14. Więc będę mieć to co chciałam, prawda?

Pobudka po narkozie nie należy do najlepszych. Byłam naprawdę zakręcona i nigdy bym nie życzyła tego uczucia innym. Lekarz coś do mnie mówił, ale nie wiedziałam o co mu chodzi. Naprawdę nie rozumiałam nic i chciałam po prostu spać. Właśnie była moja trzecia doba w szpitalu i czułam się w końcu wyspana. Byłam już po wizycie lekarza, więc po prostu sobie leżałam na łóżku i patrzyłam w sufit. Miałam książki, laptop ale nie miałam sił nawet tego trzymać. W dodatku nie posiadałam swojego telefonu, bo zabrała mi go moja siostra. Dlatego leżałam na łóżku, sama w Sali i się nudziłam. Ale usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, więc spojrzałam na nie i nie przypuszczałam, że zobaczę tam Pedro.

- Nie wstawaj. – od razu rzucił podchodząc do łóżka – Lekarz mówił, że nie możesz się przemęczać. Miesiąc zwolnienia lekarskiego. To coś mówi samo za siebie.
- Chciałam się jedynie poprawić. – westchnęłam i opadłam na poduszkę
- Już, pomogę ci. – i delikatnie poprawił mi poduszkę wyżej – Lepiej?
- Tak. Ale co ty tu robisz? Nie powinieneś być już w domu?
- Powinienem. – przysunął sobie krzesło bliżej i w sumie zachowywał się tutaj tak jakby nie był pierwszy raz – Ale opóźniłem wyjazd, zresztą mama sama chciała tutaj przyjechać. Ale jej to odradziłem. Zapewne nie chcesz najazdu gości.
- Nie bardzo. Nie jestem jeszcze na siłach, aby odpowiadać wszystkim na pytania jak się czuję. – westchnęłam
- Więc się nie zapytam. W sumie chyba czujesz się lepiej jak już się obudziłaś.
- Powiedź mi prawdę. Dlaczego nie pojechałeś na wakacje? Nie mogłeś się doczekać, aż twoi rodzice poznają wnuczkę.
- Nie mogłem pojechać na drugi koniec kraju, kiedy ty leżysz tutaj sama. Nie ukrywajmy, ale Clemence nie jest dobrym pośrednikiem z lekarzami. Potrzebuje tłumacza. Trafiłaś akurat na takich co nie mówią nawet po angielsku. – zaśmiał się a ja tylko spojrzałam na niego – Przepraszam. Staram się po prostu jakoś to wszystko przetrawić.
- Aż tak źle jest ze mną? Mów prawdę.
- Operacja udała się. Tyle tylko, że będziesz miała ograniczony czas na zajście w ciążę. Nie chcę nic wypominać, ale…
- Mój wiek nie pomaga. – westchnęłam – Jestem stara to wiem. Ale, czy mogę na nowo wrócić na stół?
- Nie wiem. Lekarz nie chciał tego jasno określić.
- Rozumiem. – westchnęłam – Więc będę mieć to co chciałam, prawda? – rzuciłam żartem a on przysunął się bliżej i delikatnie dotknął mojej dłoni
- Nie udawaj. Wiem, że się boisz. Nie tylko ty, bo od kiedy dowiedziałem się, że jesteś w szpitalu odchodziłem od zmysłów. W dodatku nie wiedziałem gdzie leżysz, co ci jest. To mnie dobijało najbardziej.
- Bo teraz już tak będzie. Odejdziemy w dwie różne strony. Dziękuje ci, że pomogłeś mojej siostrze, ale teraz możesz już wrócić do domu. Zabrać córkę na wakacje. A ja jak tylko wyjdę ze szpitala, to zajmę się sprzedażą mieszkania, rozwodem.
- Przykro mi, ale nie podpiszę papierów. – a ja tylko westchnęłam i chciałam już coś powiedzieć – Proszę cię, nie przerywaj mi. Masz rację, oddaliliśmy się od siebie i to głownie z mojej winy. Stoję po środku… i sam nie wiem którą połowę wybrać, z którą kobietą żyć. Wiem, że nie jest łatwo to słyszeć. I zrozumiałem o czym mówiłaś. Owszem czułaś się jak piąte koło u wozu… bo z Estefanią mam córkę. Byłem z nią szczęśliwy, wiesz jak zakochany szczeniak. A teraz im dłużej z nią spędzałem czas, to odkrywałem na nowo to, co mi się w niej podobało, co pokochałem. Ona się nie zmieniła, dalej chce naprawiać świat, pracuje w dwóch wolontariatach. I mimo wszystko, ma czas dla córki. Poradziła sobie beze mnie. To mi imponuje. – przetarł zmęczona twarz i dopiero teraz zauważyłam jaki jest zagubiony – Ale z drugiej strony jesteś ty.
- To akurat się może zmienić niebawem.
- Isabelle, to nie tak, że będąc twoim mężem mnie wstrzymuje. Kiedy cię poznałem w samolocie byłem załamany, w końcu pojechałem za nią do Afryki, a ona mnie rzuciła po raz kolejny. A ty po prostu siedziałaś przy oknie, zagubiona i miła. Dwadzieścia minut ci zajęło, aby się do mnie odezwać, widziałem jak się czaiłaś. – uśmiechnął się pod nosem – To, że dałem ci swój numer wyszło jakoś samo z siebie. I w końcu po dwóch miesiącach do mnie zadzwoniłaś. Potrzebowałaś pomocy, i tak się zaczęło. Wspólne kawy, lunche, kolacje, noce. Już wtedy wiedziałem jaką masz pracę, że musisz podróżować między stolicami, ale to świadczyło o tym, że jesteś dobra w tym co robisz. Ale nie zmienia to faktu, że tęskniłem za tobą, nawet kiedy nie byliśmy ze sobą.
- Myślałam, że kiedy z przyjacielskich obiadów przeszliśmy do namiętnych nocy to równało się tym, że byliśmy razem. – zauważyłam a on się jedynie zaśmiał – Myślałam, że na tym to polegało.
- Jeśli mam być szczery to nie wiedziałem jak mam cię wtedy traktować. Owszem, tęskniłem za tobą, czekałem jak głupi na twój powrót do Madrytu i z wyprzedzeniem wymyślałem motyw naszych nocy. Ale bałem się przyznać do tego, że przy tobie odnalazłem spokój, zapomniałem o Estefanii i co najważniejsze, zakochałem się w tobie. Zostaliśmy parą, oświadczyłem ci się, powiedziałaś tak i przyćmiłaś białą suknią wszystkie medale, które zdobyłem.
- Ale po latach nie jestem w stanie dać ci tego o czym marzyłeś i kiedy pojawia się była, nie jestem w stanie przyćmić swoją osobą twoje uczucia do niej.
- Mylisz się. – powiedział i usłyszeliśmy jak otwierają się drzwi i pojawiła się pielęgniarka
- Przepraszam, ale pora na zmianę kroplówki. – uśmiechnęła się do mnie co odwzajemniłam od razu wyciągając dłoń – Już jutro się Pani jej pozbędzie. I może lekarz wypuści Panią już za dwa dni.
- To dobrze, mam już dość szpitalnej Sali.
- Jutro pojawi się nowa koleżanka na Sali. – a ja się jedynie uśmiechnęłam – W takim razie jakby coś bolało to proszę nas wezwać.
- Oczywiście. – powiedziałam i zostaliśmy sami.
- Jak mówiłem, mylisz się. Nie jestem w stanie od ciebie odejść. – pogłaskał mnie po dłoni – Zmieniłem się, dorosłem. Już nie kocham jej jak wtedy, kiedy byłem szczeniakiem. Właściwie to dopiero teraz dotarło do mnie, że zachowywałem się tak tylko z sentymentu. Owszem, doszło między nami do czegoś, ale to nie było to. Niczego nie poczułem. Dlatego wróciłem do domu. Owszem, mam z nią dziecko, córkę którą kocham. I Estefania zawsze będzie ze mną, w moich myślach bo mamy kilka miłych wspomnień. Ale zmieniłem się, tworzę nową historię z tobą. To dlatego poprosiłem cię o rękę. Nie wahałem się ani przez chwilę. Znalazłem odpowiedni pierścionek i praktycznie na drugi dzień ci się oświadczyłem. Kiedy Estefania powiedziała mi, że wyjeżdża do Afryki, od razu wiedziałem, że nam nie wyjdzie. To dlatego pozwoliłem jej wyjechać i nie zadałem pytania czy mimo wyjazdu zostanie moją żoną. Jeśli się kogoś kocha taka powinna być kolejność prawda?
- Nie rozumiem w czym rzecz. – westchnęłam bo naprawdę byłam zagubiona
- Pół roku, tylko tyle potrzebowałem aby ci się oświadczyć. Oczywiście w zrozumieniu moich uczuć ktoś mi pomógł. Ale tylko tyle potrzebowałem aby zmienić stan cywilny. Aby mimo tego, że kobieta, którą kocham spędza ze mną tylko krótkie chwile, została moją żoną. – powiedział siadając na łóżku – W nadziei, że pewnego dnia uda nam się zamieszkać razem, na co dzień. Nigdy ci tego nie mówiłem… ale chciałem zaproponować ci, abyś pracowała tylko w Londynie i w sumie o to prosiłem swojego managera, aby szukał mi tam klubu. Londyn, blisko Londynu. Tak abyśmy mogli to wszystko pogodzić.
- Naprawdę to zrobiłeś? Szukałeś klubu w  Anglii?
- Dokładnie, ale nie miałem odwagi aby cię aż tak ograniczać. Kochałaś tą pracę, dawała ci dużo radości mimo ciągłego stresu i ciągłych podróży. Ale po śmieci babci, kiedy ją rzuciłaś. Wiedziałem, że jesteś zagubiona. Dalej jesteś. Tyle rzeczy zwaliło ci się na głowę i dlatego zaproponowałem, abyś w końcu zamieszkała tutaj ze mną. Tak jak małżeństwo powinno. I jak na męża przystało, będę z tobą przez cały miesiąc.
- Nie możesz. – westchnęłam – Masz plany na wakacje. Musisz jechać z Blancą, nie możesz zawieść dwóch najważniejszych kobiet w twoim życiu. – pogłaskałam go po udzie
- Nie chce zawieść po raz kolejny ciebie. – szepnął – Powinienem być przy tobie kiedy twoja babcia znalazła się w szpitalu, powinienem być przy tobie kiedy podejmowałaś decyzję o odejściu. Powinienem zrobić wiele rzeczy, aby nie było takich sytuacji.
- Wypiszą mnie ze szpitala, wracam do mieszkania i nic mi nie będzie. Jestem dużą kobietą, nie potrzebuje niani.
- Ale potrzebujesz kogoś. Lekarz mi o tym mówił, poczytałem trochę. Uwierz mi, nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. No i jeśli ja pojadę na wakacje z córką do mojej mamy, to uwierz mi, ale teściowa szybciej przyjedzie do ciebie. – zaśmiał się a ja lekko uśmiechnęłam
- Twoja mama zawsze była dla mnie….
- Wiem o tym. Dlatego chciała przyjechać. Kiedy jej powiedziałem o Tobie, o twojej historii rodzinnej, naprawdę się przejęła i myślę, że dlatego traktuje cię jak córkę. Ale taka już jest moja mama.
- Jesteś do niej podobny. – zauważyłam – Tak samo uparci, tak samo troszczycie się o innych.
- Isabelle, wiem że to nie jest odpowiedni moment. – pogłaskał mnie po policzku – Masz już podjętą decyzję, a niestety nie zmieniasz zdania. W dodatku pewnie pomyślisz, że robię to z litości. Ale daj mi kolejną szansę… nie przekreślaj tego co mamy.
- Pedro, a co my tak naprawdę mamy? – szepnęłam czując łzy w oczach – Mieszkanie, w którym ty więcej zrobiłeś, kupiłeś niż ja. Kiedy byłam na zakupach w Ikei, okazało się, że moje zakupy nie pasują do twojego wystroju. – westchnęłam - Pokłóciliśmy się raz i od tamtej pory nie potrafimy przestać. Co chwilę wychodzi coś grubszego i to już drugi raz kiedy chcemy się rozwieść. I czy jest sens ciągnąć to dalej, zważając na fakt, że lezę obecnie na ginekologii po operacji, która mogła spowodować, że nigdy nie będę mogła mieć dzieci.
- Może to dlatego, że zawsze byliśmy idealni. Zero kłótni, bo nie żyliśmy razem na co dzień. Sama przyznasz, że kiedy się pojawiałaś to albo spędzaliśmy czas na seksie, albo na kolacjach z przyjaciółmi. Tak naprawdę, nigdy nie żyliśmy tak jak inni. Nie mieliśmy tej codzienności. Nie tak jak Miguel z Marią. Kochają się, ale nie raz słyszałem o ich kłótniach bez powodu. Ale im wystarczają kwiaty, bo wiedzą, że żyją razem i to rozwiążą po kilku dniach rozmów. My się pokłóciliśmy, ty wyjechałaś. I tak naprawdę nie mamy kiedy tego rozwiązać bo na nowo pojawia się coś co powoduje, że nasz gniew po pierwszej kłótni rośnie do ogromnych rozmiarów. I na twoje pytanie co my mamy. Mamy trzy lata szczęścia, a teraz może i jesteśmy podczas kryzysu, ale nie uważasz, że jesteśmy mądrymi ludźmi, którzy potrafią to rozwiązać? W końcu potrafimy rozmawiać, więc chyba pora usiąść i wygarnąć sobie wszystko.
- A nie robimy tego od jakiejś godziny? Wytłumaczyłeś się chyba już ze wszystkich grzechów. – zauważyłam – Spałeś z nią?
- Nie. To był tylko pocałunek. Owszem, byłem na ciebie zły, myślałem, że będzie coś znaczył ale okazało się, że nie. Myślę, że dzięki temu zrozumiałem, że ten rozdział mojego życia jest skończony. Ona naprawdę cię lubi, i cieszy się tym, że znalazłem kogoś takiego jak ty. I nie wyprowadziłem się do niej, wynająłem sobie pokój w hotelu. A resztę rzeczy wożę w aucie.
- Naprawdę mi brakowało ciebie kiedy potrzebowałam kogoś przy mnie.
- Wiem o tym, ale teraz jestem przy tobie. I w sumie, może kiedy wyjdziesz ze szpitala i poczujesz się na tyle dobrze, to pojedziemy w trójkę do moich rodziców?
- Trójkę?
- Owszem, ja, ty i Blanca. Mama będzie pewnie spokojna mając cię koło siebie. – wytarł mi łzę z policzka – A ja przy okazji pokażę małej moje rodzinne miasto. Wiem, nie powinniśmy rozwiązywać problemów w otoczeniu bliskich, ale obiecałem jej wycieczkę. Owszem, możemy pojechać sami ale…
- To dziecko, powinieneś z nią jechać. A ja ci powiem jak wyjdę ze szpitala i jak będę się czuć. Nie chce nic obiecywać. – zauważyłam a on pokiwał głową, że rozumie
- Ale pod jednym warunkiem. – zauważył – Pojadę dopiero wtedy kiedy będę wiedzieć na 100 procent, że jesteś w razie czego zdolna do tego, aby zostać sama w mieszkaniu. Do tego czasu, będziesz musiała sobie radzić z tym, że będę w mieszkaniu i o ciebie dbał.
- Jeszcze nie powiedziałam, że chcę dać ci szansę. – szepnęłam a on spuścił głowę – Zresztą gdzie Clemence?
- W mieszkaniu, musiała odpocząć a i tak stara się zagospodarować nasze mieszkanie tak, abyś miała wszystko pod ręką. I owszem musiałem najpierw przejść jej gniew i jej wytłumaczyć wszystko. w sumie dzięki temu mnie tu wpuściła. Mimo tego, że mam do tego prawo. – i usłyszeliśmy jego telefon na co westchnął wyciągając go z kieszeni i widziałam tam jej imię, ale o dziwo nie odebrał jak zawsze, tylko wyłączył
- Nie musiałeś. Mogłeś odebrać. – od razu zauważyłam
- Obecnie jestem w środku czegoś ważnego. Tamto może poczekać. – a ja jedynie pokazałam palcem aby się schylił, więc to zrobił

Delikatnie pocałowałam go w usta, w nadziei, że zrozumie o co mi chodzi i że odwzajemni. Na szczęście zaraz sam pogłębił, więc tak siedzieliśmy na łóżku się całując, coraz bardziej namiętniej. Poczułam jego dłoń na swoim policzku i się lekko odsunęłam, a on przyłożył swoje czoło do mojego.

- Pamiętasz nasz pierwszy pocałunek? – szepnęłam – Czaiłam się aby cię pocałować.
- Wtedy ja wyszedłem z inicjatywą. – zaśmiał się – Zrobiłem tak. – pocałował mnie co odwzajemniłem – I się odwróciłem, odchodząc do samochodu.
- Przez dwa dni zastanawiałam się co to miało znaczyć.
- Kolejne pocałunki były również miłe. Teraz też nie będziemy się spieszyć. – złączył nasze dłonie na co się lekko uśmiechnęłam – W takim razie jakie masz zachcianki? Mam dzisiaj zrobić zakupy. Twoja siostra już dała mi długą listę.
- Sernik z polewą malinową? – szepnęłam bawiąc się jego koszulką na co się zaśmiał
- Pojadę na drugi koniec miasta za twoim ulubionym kawałkiem ciasta, które jadłaś będąc na szalonej pogawędce z Marią. W sumie do tej pory nie wiem jakim cudem się tak spiłyście, że nie wiedziałaś nawet gdzie jesteś.
- Ale mnie znalazłeś i to pyszne ciasto.
- Myślę, że zawsze cię znajdę. – dał mi całusa – W takim razie będę uciekać. Zamykają to miejsce szybko. Jutro będziesz mieć ciasto.
- Jedź i poprosisz Clemence, aby przyniosła mi coś mniejszego niż książka i laptop?
- Jasne. Wszystko załatwię. A ty odpoczywaj i się nie martw. – dał mi całusa w czoło wstając z łóżka – Wpadnę jutro, tak samo jak każdego dnia. A i… - rzucił stojąc już w drzwiach, więc na niego spojrzałam – Dziękuje. Za wszystko.


Wyszedł z Sali na co się lekko uśmiechnęłam i dotarło do mnie, że coś mam w dłoni. Zdziwiona ją otworzyłam i widziałam obrączkę. Przed pójściem do szpitala zostawiłam ją w mieszkaniu, więc teraz założyłam ją na odpowiedni palec. 

1 komentarz:

  1. No i co? Bolało? ^^ Nareszcie doczekałam się szczerej kłótni w ich wykonaniu! Normalnie aż mam ochotę otworzyć szampana. Czaili się wokół siebie, warczeli bez powodu zachowując jak dwoje naburmuszonych dzieciaków. A wystarczyło być ze sobą szczerym, aby odbudować to, co zostało zachwiane :) Normalnie jestem dumna!

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga