Pobudka po narkozie nie należy do najlepszych. Byłam
naprawdę zakręcona i nigdy bym nie życzyła tego uczucia innym. Lekarz coś do
mnie mówił, ale nie wiedziałam o co mu chodzi. Naprawdę nie rozumiałam nic i
chciałam po prostu spać. Właśnie była moja trzecia doba w szpitalu i czułam się
w końcu wyspana. Byłam już po wizycie lekarza, więc po prostu sobie leżałam na
łóżku i patrzyłam w sufit. Miałam książki, laptop ale nie miałam sił nawet tego
trzymać. W dodatku nie posiadałam swojego telefonu, bo zabrała mi go moja
siostra. Dlatego leżałam na łóżku, sama w Sali i się nudziłam. Ale usłyszałam
dźwięk otwieranych drzwi, więc spojrzałam na nie i nie przypuszczałam, że
zobaczę tam Pedro.
- Nie wstawaj. – od razu rzucił podchodząc do łóżka – Lekarz
mówił, że nie możesz się przemęczać. Miesiąc zwolnienia lekarskiego. To coś
mówi samo za siebie.
- Chciałam się jedynie poprawić. – westchnęłam i opadłam na
poduszkę
- Już, pomogę ci. – i delikatnie poprawił mi poduszkę wyżej
– Lepiej?
- Tak. Ale co ty tu robisz? Nie powinieneś być już w domu?
- Powinienem. – przysunął sobie krzesło bliżej i w sumie
zachowywał się tutaj tak jakby nie był pierwszy raz – Ale opóźniłem wyjazd,
zresztą mama sama chciała tutaj przyjechać. Ale jej to odradziłem. Zapewne nie
chcesz najazdu gości.
- Nie bardzo. Nie jestem jeszcze na siłach, aby odpowiadać
wszystkim na pytania jak się czuję. – westchnęłam
- Więc się nie zapytam. W sumie chyba czujesz się lepiej jak
już się obudziłaś.
- Powiedź mi prawdę. Dlaczego nie pojechałeś na wakacje? Nie
mogłeś się doczekać, aż twoi rodzice poznają wnuczkę.
- Nie mogłem pojechać na drugi koniec kraju, kiedy ty leżysz
tutaj sama. Nie ukrywajmy, ale Clemence nie jest dobrym pośrednikiem z
lekarzami. Potrzebuje tłumacza. Trafiłaś akurat na takich co nie mówią nawet po
angielsku. – zaśmiał się a ja tylko spojrzałam na niego – Przepraszam. Staram
się po prostu jakoś to wszystko przetrawić.
- Aż tak źle jest ze mną? Mów prawdę.
- Operacja udała się. Tyle tylko, że będziesz miała
ograniczony czas na zajście w ciążę. Nie chcę nic wypominać, ale…
- Mój wiek nie pomaga. – westchnęłam – Jestem stara to wiem.
Ale, czy mogę na nowo wrócić na stół?
- Nie wiem. Lekarz nie chciał tego jasno określić.
- Rozumiem. – westchnęłam – Więc będę mieć to co chciałam,
prawda? – rzuciłam żartem a on przysunął się bliżej i delikatnie dotknął mojej
dłoni
- Nie udawaj. Wiem, że się boisz. Nie tylko ty, bo od kiedy
dowiedziałem się, że jesteś w szpitalu odchodziłem od zmysłów. W dodatku nie
wiedziałem gdzie leżysz, co ci jest. To mnie dobijało najbardziej.
- Bo teraz już tak będzie. Odejdziemy w dwie różne strony.
Dziękuje ci, że pomogłeś mojej siostrze, ale teraz możesz już wrócić do domu.
Zabrać córkę na wakacje. A ja jak tylko wyjdę ze szpitala, to zajmę się
sprzedażą mieszkania, rozwodem.
- Przykro mi, ale nie podpiszę papierów. – a ja tylko
westchnęłam i chciałam już coś powiedzieć – Proszę cię, nie przerywaj mi. Masz
rację, oddaliliśmy się od siebie i to głownie z mojej winy. Stoję po środku… i
sam nie wiem którą połowę wybrać, z którą kobietą żyć. Wiem, że nie jest łatwo
to słyszeć. I zrozumiałem o czym mówiłaś. Owszem czułaś się jak piąte koło u
wozu… bo z Estefanią mam córkę. Byłem z nią szczęśliwy, wiesz jak zakochany
szczeniak. A teraz im dłużej z nią spędzałem czas, to odkrywałem na nowo to, co
mi się w niej podobało, co pokochałem. Ona się nie zmieniła, dalej chce
naprawiać świat, pracuje w dwóch wolontariatach. I mimo wszystko, ma czas dla
córki. Poradziła sobie beze mnie. To mi imponuje. – przetarł zmęczona twarz i
dopiero teraz zauważyłam jaki jest zagubiony – Ale z drugiej strony jesteś ty.
- To akurat się może zmienić niebawem.
- Isabelle, to nie tak, że będąc twoim mężem mnie
wstrzymuje. Kiedy cię poznałem w samolocie byłem załamany, w końcu pojechałem
za nią do Afryki, a ona mnie rzuciła po raz kolejny. A ty po prostu siedziałaś
przy oknie, zagubiona i miła. Dwadzieścia minut ci zajęło, aby się do mnie
odezwać, widziałem jak się czaiłaś. – uśmiechnął się pod nosem – To, że dałem
ci swój numer wyszło jakoś samo z siebie. I w końcu po dwóch miesiącach do mnie
zadzwoniłaś. Potrzebowałaś pomocy, i tak się zaczęło. Wspólne kawy, lunche,
kolacje, noce. Już wtedy wiedziałem jaką masz pracę, że musisz podróżować
między stolicami, ale to świadczyło o tym, że jesteś dobra w tym co robisz. Ale
nie zmienia to faktu, że tęskniłem za tobą, nawet kiedy nie byliśmy ze sobą.
- Myślałam, że kiedy z przyjacielskich obiadów przeszliśmy
do namiętnych nocy to równało się tym, że byliśmy razem. – zauważyłam a on się
jedynie zaśmiał – Myślałam, że na tym to polegało.
- Jeśli mam być szczery to nie wiedziałem jak mam cię wtedy
traktować. Owszem, tęskniłem za tobą, czekałem jak głupi na twój powrót do
Madrytu i z wyprzedzeniem wymyślałem motyw naszych nocy. Ale bałem się przyznać
do tego, że przy tobie odnalazłem spokój, zapomniałem o Estefanii i co
najważniejsze, zakochałem się w tobie. Zostaliśmy parą, oświadczyłem ci się,
powiedziałaś tak i przyćmiłaś białą suknią wszystkie medale, które zdobyłem.
- Ale po latach nie jestem w stanie dać ci tego o czym
marzyłeś i kiedy pojawia się była, nie jestem w stanie przyćmić swoją osobą
twoje uczucia do niej.
- Mylisz się. – powiedział i usłyszeliśmy jak otwierają się
drzwi i pojawiła się pielęgniarka
- Przepraszam, ale pora na zmianę kroplówki. – uśmiechnęła
się do mnie co odwzajemniłam od razu wyciągając dłoń – Już jutro się Pani jej
pozbędzie. I może lekarz wypuści Panią już za dwa dni.
- To dobrze, mam już dość szpitalnej Sali.
- Jutro pojawi się nowa koleżanka na Sali. – a ja się
jedynie uśmiechnęłam – W takim razie jakby coś bolało to proszę nas wezwać.
- Oczywiście. – powiedziałam i zostaliśmy sami.
- Jak mówiłem, mylisz się. Nie jestem w stanie od ciebie
odejść. – pogłaskał mnie po dłoni – Zmieniłem się, dorosłem. Już nie kocham jej
jak wtedy, kiedy byłem szczeniakiem. Właściwie to dopiero teraz dotarło do
mnie, że zachowywałem się tak tylko z sentymentu. Owszem, doszło między nami do
czegoś, ale to nie było to. Niczego nie poczułem. Dlatego wróciłem do domu. Owszem,
mam z nią dziecko, córkę którą kocham. I Estefania zawsze będzie ze mną, w
moich myślach bo mamy kilka miłych wspomnień. Ale zmieniłem się, tworzę nową
historię z tobą. To dlatego poprosiłem cię o rękę. Nie wahałem się ani przez
chwilę. Znalazłem odpowiedni pierścionek i praktycznie na drugi dzień ci się
oświadczyłem. Kiedy Estefania powiedziała mi, że wyjeżdża do Afryki, od razu
wiedziałem, że nam nie wyjdzie. To dlatego pozwoliłem jej wyjechać i nie
zadałem pytania czy mimo wyjazdu zostanie moją żoną. Jeśli się kogoś kocha taka
powinna być kolejność prawda?
- Nie rozumiem w czym rzecz. – westchnęłam bo naprawdę byłam
zagubiona
- Pół roku, tylko tyle potrzebowałem aby ci się oświadczyć.
Oczywiście w zrozumieniu moich uczuć ktoś mi pomógł. Ale tylko tyle
potrzebowałem aby zmienić stan cywilny. Aby mimo tego, że kobieta, którą kocham
spędza ze mną tylko krótkie chwile, została moją żoną. – powiedział siadając na
łóżku – W nadziei, że pewnego dnia uda nam się zamieszkać razem, na co dzień.
Nigdy ci tego nie mówiłem… ale chciałem zaproponować ci, abyś pracowała tylko w
Londynie i w sumie o to prosiłem swojego managera, aby szukał mi tam klubu.
Londyn, blisko Londynu. Tak abyśmy mogli to wszystko pogodzić.
- Naprawdę to zrobiłeś? Szukałeś klubu w Anglii?
- Dokładnie, ale nie miałem odwagi aby cię aż tak
ograniczać. Kochałaś tą pracę, dawała ci dużo radości mimo ciągłego stresu i
ciągłych podróży. Ale po śmieci babci, kiedy ją rzuciłaś. Wiedziałem, że jesteś
zagubiona. Dalej jesteś. Tyle rzeczy zwaliło ci się na głowę i dlatego
zaproponowałem, abyś w końcu zamieszkała tutaj ze mną. Tak jak małżeństwo
powinno. I jak na męża przystało, będę z tobą przez cały miesiąc.
- Nie możesz. – westchnęłam – Masz plany na wakacje. Musisz
jechać z Blancą, nie możesz zawieść dwóch najważniejszych kobiet w twoim życiu.
– pogłaskałam go po udzie
- Nie chce zawieść po raz kolejny ciebie. – szepnął – Powinienem
być przy tobie kiedy twoja babcia znalazła się w szpitalu, powinienem być przy
tobie kiedy podejmowałaś decyzję o odejściu. Powinienem zrobić wiele rzeczy,
aby nie było takich sytuacji.
- Wypiszą mnie ze szpitala, wracam do mieszkania i nic mi
nie będzie. Jestem dużą kobietą, nie potrzebuje niani.
- Ale potrzebujesz kogoś. Lekarz mi o tym mówił, poczytałem
trochę. Uwierz mi, nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. No i jeśli ja pojadę na
wakacje z córką do mojej mamy, to uwierz mi, ale teściowa szybciej przyjedzie
do ciebie. – zaśmiał się a ja lekko uśmiechnęłam
- Twoja mama zawsze była dla mnie….
- Wiem o tym. Dlatego chciała przyjechać. Kiedy jej
powiedziałem o Tobie, o twojej historii rodzinnej, naprawdę się przejęła i
myślę, że dlatego traktuje cię jak córkę. Ale taka już jest moja mama.
- Jesteś do niej podobny. – zauważyłam – Tak samo uparci,
tak samo troszczycie się o innych.
- Isabelle, wiem że to nie jest odpowiedni moment. –
pogłaskał mnie po policzku – Masz już podjętą decyzję, a niestety nie zmieniasz
zdania. W dodatku pewnie pomyślisz, że robię to z litości. Ale daj mi kolejną
szansę… nie przekreślaj tego co mamy.
- Pedro, a co my tak naprawdę mamy? – szepnęłam czując łzy w
oczach – Mieszkanie, w którym ty więcej zrobiłeś, kupiłeś niż ja. Kiedy byłam
na zakupach w Ikei, okazało się, że moje zakupy nie pasują do twojego wystroju.
– westchnęłam - Pokłóciliśmy się raz i od tamtej pory nie potrafimy przestać.
Co chwilę wychodzi coś grubszego i to już drugi raz kiedy chcemy się rozwieść. I
czy jest sens ciągnąć to dalej, zważając na fakt, że lezę obecnie na
ginekologii po operacji, która mogła spowodować, że nigdy nie będę mogła mieć
dzieci.
- Może to dlatego, że zawsze byliśmy idealni. Zero kłótni,
bo nie żyliśmy razem na co dzień. Sama przyznasz, że kiedy się pojawiałaś to
albo spędzaliśmy czas na seksie, albo na kolacjach z przyjaciółmi. Tak
naprawdę, nigdy nie żyliśmy tak jak inni. Nie mieliśmy tej codzienności. Nie
tak jak Miguel z Marią. Kochają się, ale nie raz słyszałem o ich kłótniach bez
powodu. Ale im wystarczają kwiaty, bo wiedzą, że żyją razem i to rozwiążą po
kilku dniach rozmów. My się pokłóciliśmy, ty wyjechałaś. I tak naprawdę nie
mamy kiedy tego rozwiązać bo na nowo pojawia się coś co powoduje, że nasz gniew
po pierwszej kłótni rośnie do ogromnych rozmiarów. I na twoje pytanie co my
mamy. Mamy trzy lata szczęścia, a teraz może i jesteśmy podczas kryzysu, ale
nie uważasz, że jesteśmy mądrymi ludźmi, którzy potrafią to rozwiązać? W końcu
potrafimy rozmawiać, więc chyba pora usiąść i wygarnąć sobie wszystko.
- A nie robimy tego od jakiejś godziny? Wytłumaczyłeś się
chyba już ze wszystkich grzechów. – zauważyłam – Spałeś z nią?
- Nie. To był tylko pocałunek. Owszem, byłem na ciebie zły,
myślałem, że będzie coś znaczył ale okazało się, że nie. Myślę, że dzięki temu
zrozumiałem, że ten rozdział mojego życia jest skończony. Ona naprawdę cię
lubi, i cieszy się tym, że znalazłem kogoś takiego jak ty. I nie wyprowadziłem
się do niej, wynająłem sobie pokój w hotelu. A resztę rzeczy wożę w aucie.
- Naprawdę mi brakowało ciebie kiedy potrzebowałam kogoś
przy mnie.
- Wiem o tym, ale teraz jestem przy tobie. I w sumie, może
kiedy wyjdziesz ze szpitala i poczujesz się na tyle dobrze, to pojedziemy w
trójkę do moich rodziców?
- Trójkę?
- Owszem, ja, ty i Blanca. Mama będzie pewnie spokojna mając
cię koło siebie. – wytarł mi łzę z policzka – A ja przy okazji pokażę małej
moje rodzinne miasto. Wiem, nie powinniśmy rozwiązywać problemów w otoczeniu
bliskich, ale obiecałem jej wycieczkę. Owszem, możemy pojechać sami ale…
- To dziecko, powinieneś z nią jechać. A ja ci powiem jak
wyjdę ze szpitala i jak będę się czuć. Nie chce nic obiecywać. – zauważyłam a
on pokiwał głową, że rozumie
- Ale pod jednym warunkiem. – zauważył – Pojadę dopiero
wtedy kiedy będę wiedzieć na 100 procent, że jesteś w razie czego zdolna do
tego, aby zostać sama w mieszkaniu. Do tego czasu, będziesz musiała sobie
radzić z tym, że będę w mieszkaniu i o ciebie dbał.
- Jeszcze nie powiedziałam, że chcę dać ci szansę. –
szepnęłam a on spuścił głowę – Zresztą gdzie Clemence?
- W mieszkaniu, musiała odpocząć a i tak stara się
zagospodarować nasze mieszkanie tak, abyś miała wszystko pod ręką. I owszem
musiałem najpierw przejść jej gniew i jej wytłumaczyć wszystko. w sumie dzięki
temu mnie tu wpuściła. Mimo tego, że mam do tego prawo. – i usłyszeliśmy jego
telefon na co westchnął wyciągając go z kieszeni i widziałam tam jej imię, ale
o dziwo nie odebrał jak zawsze, tylko wyłączył
- Nie musiałeś. Mogłeś odebrać. – od razu zauważyłam
- Obecnie jestem w środku czegoś ważnego. Tamto może
poczekać. – a ja jedynie pokazałam palcem aby się schylił, więc to zrobił
Delikatnie pocałowałam go w usta, w nadziei, że zrozumie o
co mi chodzi i że odwzajemni. Na szczęście zaraz sam pogłębił, więc tak siedzieliśmy
na łóżku się całując, coraz bardziej namiętniej. Poczułam jego dłoń na swoim
policzku i się lekko odsunęłam, a on przyłożył swoje czoło do mojego.
- Pamiętasz nasz pierwszy pocałunek? – szepnęłam – Czaiłam
się aby cię pocałować.
- Wtedy ja wyszedłem z inicjatywą. – zaśmiał się – Zrobiłem
tak. – pocałował mnie co odwzajemniłem – I się odwróciłem, odchodząc do
samochodu.
- Przez dwa dni zastanawiałam się co to miało znaczyć.
- Kolejne pocałunki były również miłe. Teraz też nie
będziemy się spieszyć. – złączył nasze dłonie na co się lekko uśmiechnęłam – W
takim razie jakie masz zachcianki? Mam dzisiaj zrobić zakupy. Twoja siostra już
dała mi długą listę.
- Sernik z polewą malinową? – szepnęłam bawiąc się jego
koszulką na co się zaśmiał
- Pojadę na drugi koniec miasta za twoim ulubionym kawałkiem
ciasta, które jadłaś będąc na szalonej pogawędce z Marią. W sumie do tej pory
nie wiem jakim cudem się tak spiłyście, że nie wiedziałaś nawet gdzie jesteś.
- Ale mnie znalazłeś i to pyszne ciasto.
- Myślę, że zawsze cię znajdę. – dał mi całusa – W takim
razie będę uciekać. Zamykają to miejsce szybko. Jutro będziesz mieć ciasto.
- Jedź i poprosisz Clemence, aby przyniosła mi coś mniejszego
niż książka i laptop?
- Jasne. Wszystko załatwię. A ty odpoczywaj i się nie martw.
– dał mi całusa w czoło wstając z łóżka – Wpadnę jutro, tak samo jak każdego
dnia. A i… - rzucił stojąc już w drzwiach, więc na niego spojrzałam – Dziękuje.
Za wszystko.
No i co? Bolało? ^^ Nareszcie doczekałam się szczerej kłótni w ich wykonaniu! Normalnie aż mam ochotę otworzyć szampana. Czaili się wokół siebie, warczeli bez powodu zachowując jak dwoje naburmuszonych dzieciaków. A wystarczyło być ze sobą szczerym, aby odbudować to, co zostało zachwiane :) Normalnie jestem dumna!
OdpowiedzUsuń