8. Migdałowe… twoje ulubione lody to migdałowe.

Powrót do rzeczywistości. Nie wtrącałam się w sprawy Pedro, dałam mu wolną rękę. A sama zajęłam się swoimi sprawami. Zdecydowałam, ze już nie będę odpowiedzialna za filie w Madrycie. I wahałam się jeszcze czy czasem nie zostawić też Londynu i po prostu zamieszkać w Paryżu i tam skupić całą swoją uwagę. Tyle tylko, że to by się równało z tym, że nie będę przy Pedro, który ma dalej aktualny kontrakt. Siedziałam właśnie w swoim gabinecie w Paryżu skupiona na pracy, kiedy usłyszałam swój telefon. Zdziwiona za niego złapałam i zobaczyłam, ze to Miguel.

- Taak?
- Hej piękna. Mam do ciebie pytanie, dosyć osobiste. Chociaż wiem, nie powinienem się wtrącać.
- Słucham bo to chyba coś ważnego jeśli dzwonisz do mnie aż z Madrytu.
- Co wy kurna odwalacie? Jesteście małżeństwem a załatwiacie wszystko sami!
- Nie rozumiem…
- Byłem u ciebie w firmie, bo chciałem pogadać ale tam mi miła pani oznajmiła, że ty już nie pracujesz w tej filii i z tego co słyszała, to wybrałaś Paryż. I teraz tam mieszkasz. Co akurat może być prawdą bo nie przypominam sobie, abyś była tu od jakiegoś czasu.
- To nie tak… - westchnęłam
- Nie przerywaj mi. Oczywiście domyśliłem się, że Pedro nic o tym nie wie. Ale on też ma za uszami. Jakim cudem pozwoliłaś mu załatwić sprawę z Estefanią sam na sam? Czyś ty zdurniała?
- Owszem nie pracuje już w Madrycie, a co do Pedro… to jego dziecko i jej. Powinni załatwić to sami.
- A gówno prawda. Siedzisz teraz w domu i zapewne cholera cię bierze bo nie masz od niego żadnego kontaktu. Ale powiem ci coś, jeśli się nie pojawisz w Madrycie to możesz już szukać miejsca na swoje stare rzeczy.
- Czyli wybierze ją. – rzuciłam
- I ty mówisz to tak spokojnie? Co się z wami do cholery stało? Bo na pewno nie przypominacie tej dwójki gołąbków, która jadła ze mną kolację nie całe 3 miesiące temu!
- Mieliśmy ostrą kłótnię i od tego się zaczęło. I owszem, nie jestem szczęśliwa z faktu, że mój mąż ma dziecko z inną kobietą, ale nic nie mogę zrobić. Przecież nie mogę mu zabronić spotykania się z dzieckiem, własnym dzieckiem.
- Ok masz rację, ale dając mu swobodę pchasz go w jej ramiona. Zrozum, on oszalał na jej punkcie, a ona go zraniła. Od nowa się pozbierał przy tobie.  Wiem co mówię, bo przez półtora miesiąca szukałem z nim idealnego pierścionka dla ciebie. Nic mu nie pasowało, bo musiało być to coś delikatnego, idealnego do twojej osobowości. Kryzys w związku nie jest miły, ale musicie porozmawiać. A ty zdecydowanie powalczyć o swoje. Bo jeszcze chwila i nie będziesz miała do czego wracać.
-Dzięki, pomyślę o tym.
- Mam nadzieję. Bo jak nie to się przejadę i ci nakopię do tyłka. Jemu to mogę tutaj, na treningu. A teraz kończę bo mi dziecko wejdzie na szafę. – wyłączył się na co się zaśmiałam, ale miał rację. dlatego napisałam wiadomość do Pedro, że przyjadę w tym tygodniu

&&&

Przyleciałam do Madrytu i to były moje najlepsze dni, Pedro naprawdę się postarał, aby między nami panowała dobra atmosfera. W dodatku nic nie mówił o sprawie, więc sama tez nie wiedziałam jak mam poruszyć ten temat. Właśnie odsypiałam zerwaną noc kiedy usłyszałam jak mój mąż rozmawia z kimś przez telefon. Nie chciałam, ale nie dało się nie podsłuchać o czym. Nie powiem, ale świadomość, że twój mąż mówi do innej kobiety takim głosem naprawdę nie napawała entuzjazmem. I poczułam cholerną zazdrość… bo każdego dnia bałam się, że jednak ona wygra, że odbierze mi Pedro. Bo zdecydowanie ma większe szanse. Ja nie miałam go czym zatrzymać przy sobie. Bo w końcu z nią ma stabilizację o jakiej marzył. A ja? Wiecznie w rozjazdach. Usłyszałam skrzypnięcie drzwi więc udałam, że dopiero się budzę. Ale Pedro dał mi tylko buziaka w czoło i powiedział, że ucieka na cały dzień. Ma dużo spraw do załatwienia, dlatego nie powinnam na niego w ogóle czekać. Westchnęłam tylko, bo nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić przez cały czas. Dlatego zamiast pójść na zakupy, albo po prostu połazić po mieście, to postanowiłam posprzątać. Ubrałam się w jakieś stare rzeczy i rozpoczęłam prace. Nie powiem, ale naprawdę było brudno, zwłaszcza w papierach. Nie wiem po co on trzymał jakieś stare ulotki knajp, które już nawet nie istniały. Tyle tylko, że w oczy rzuciła mi się jedna koperta. Nie powiem, ale widok kancelarii prawniczej mnie zaintrygował, dlatego szybko ją wyciągnęłam z szuflady i otworzyłam. Tyle tylko, że kiedy zobaczyłam tam swoje dane jak i jego to od razu usiadłam na fotelu. Tytuł na zawsze wrył mi się w pamięć: Pozew rozwodowy. Tylko nie rozumiałam jednego… dlaczego spędził ze mną dwa najcudowniejsze dni, kiedy chce ode mnie odejść. Na dodatek nie wiedziałam dlaczego, i kiedy zamierzał mi o tym powiedzieć. W głowie panował mętlik i nie miałam nawet jak uzyskać jakiekolwiek odpowiedzi. Dlatego zostawiłam to tak jak było i poszłam się spakować. Bo dotarło do mnie… że jeśli mam przed sobą papiery rozwodowe… on spędzał czas z córką i swoją byłą miłością, to wiadome już jest kogo wybrał. Po policzkach spływały łzy i nie zamierzałam ich tamować. Kiedy wszystko było spakowane to tylko zadzwoniłam do Miguela, bo wiedziałam, ze ma wolne z powodu kontuzji. Bez słowa zgodził się przyjechać. Ale kiedy zobaczył moje walizki to był w niemałym szoku.

- Ok powiesz mi w końcu co tu się dzieje?
- Daję Pedro wolną rękę, tak jak chce. – wzruszyłam ramionami
- Nie rozumiem. – westchnął siadając na kanapie – Myślałem, ze twój przyjazd dobrze na niego wpłynął. Chodził szczęśliwy.
- Owszem chodził, bo uszczęśliwia go jego była dziewczyna. – rzuciłam rozglądając się po salonie czy coś jest godnego spakowania
- Isabelle uspokój się, i powiedź mi o co chodzi. Bo ja naprawdę nie rozumiem.
- Pedro odchodzi ode mnie. Przypadkiem znalazłam papiery rozwodowe w szufladzie. Więc jeśli chce stworzyć z nią rodzinę, to ja nie będę mu stać na przeszkodzie. Podpisałam mu te pieprzone papiery i wyjeżdżam, na zawsze.
- C-co?! Że co on zrobił?!
- To co słyszysz, już nie ma Isabelle i Pedro. Bajka się skończyła, zanim się zaczęła. A teraz pomożesz mi wszystko zabrać? I przetrzymasz kilka rzeczy, aż po nie przyjadę, bo na pewno nie zabiorę się z wszystkim.
- A nie lepiej z nim jeszcze porozmawiać o tym?
- Nie mam zamiaru słuchać jego kłamstw. – warknęłam – I albo mi pomożesz, albo możesz iść do siebie.
- Nie no pomogę ci, ale uważam, ze powinniście porozmawiać. A on chociaż wytłumaczyć się z tych papierów.
- Ale co tu jest do tłumaczenia? Nagłówek papiery rozwodowe mówi sam za siebie. – rzuciłam składając swój podpis na papierach – No to możemy iść.

Miguel jedynie pokiwał głową, ale nie ma się co dziwić. Mi samej to wszystko nie mieści się w głowie. Tyle tylko, że jeszcze zanim wyszliśmy to usłyszałam telefon stacjonarny. Normalnie bym się tym nie przejęła, gdyby nie to, że zobaczyłam na wyświetlaczu numer francuski. Zdziwiona od razu odebrałam, bo to mogło być coś ważnego, ale takiej wiadomości się nie spodziewałam. Nim mój tato skończył mówić, mój cały świat rozsypał się na milion kawałeczków. Szepnęłam tylko, że zaraz tam będę i opuściłam słuchawkę. Miguel, który stał w progu od razu do mnie podszedł i bez słowa mnie przytulił. Ale nie ma się co dziwić, jeszcze chwila a bym się osunęła na podłogę.

- Moja babcia…. – szepnęłam
- Co z nią? Wszystko w porządku?
- Umiera… - wypłakałam – Musze… do Paryża.
- Jasne, zawiozę cię na lotnisko. Może mają miejsce.

Tylko pokiwałam głową i wzięłam swoją walizkę wraz z torbą. W tym momencie nic się dla mnie nie liczyło tylko to, aby zdążyć na czas. Po odejściu matki, to właśnie babcia dla mnie i dla mojej siostry była kobietą, która nas wychowywała. Wzięła na barki odpowiedzialność za nasze wykształcenie, kiedy mój tato pracował na to, aby zapewnić nam to wszystko. Nie mogłam uwierzyć, że mogę ją stracić… na zawsze.

&&&

Siedziałem właśnie w mieszkaniu Estefanii jedząc pyszny obiad i wspominając dawne czasy. Blanca spała, a my mieliśmy czas dla siebie. Tyle tylko, ze przerwał nam telefon. Westchnąłem tylko, ale kiedy zobaczyłem zdjęcie mojego przyjaciela to od razu odebrałem.

- No nareszcie do mnie dzwonisz. – zaśmiałem się – Bo myślałem, że już o mnie zapomniałeś.
- Jeśli ją kochasz to powinieneś w tym momencie być w drodze do Paryża. – rzucił tylko a ja nie rozumiałem o co mu chodzi
- Nie rozumiem. Kogo niby i po co aż tam?
- Nie kogo niby, tylko twoją żonę idioto! Jeśli kochasz Isabelle to powinieneś teraz być z nią, a nie z inną.
- Miguel. – westchnąłem i przeprosiłem Estefanię wychodząc na balkon – Po pierwsze to Isabelle jest w Madrycie. A po drugie to nie takie proste.
- Wszystko jest proste. I masz złe informacje, twoja żona jest właśnie w samolocie do Paryża. A nie przepraszam, twoja była żona.
- Jak to była? – kompletnie nie wiedziałem o czym on mówi, i już podejrzewałem, że podczas tej kontuzji za dużo pije
- Isabelle znalazła papiery rozwodowe. Masz tam jej piękny autograf, tak samo jak obrączkę. – rzucił a ja aż oparłem się o balustradę – Po ciszy wnioskuję, że to nie tak miało być.
- To są stare papiery… owszem spisałem je, ale nie byłem w stanie ich odnieść do prawnika.
- No to już za późno, bo wyrok zapadł. Ona zrozumiała to inaczej, zresztą się jej nie dziwie. Kurwa Pedro… nie pamiętasz już jak cierpiałeś? Nie pamiętasz już słów swojej mamy, że to właśnie przy pięknej Francuzce świecą ci się oczy?
- Pamiętam… ale mam dziecko…
- Owszem, ale masz też żonę, która w tym momencie potrzebuje cię bardziej niż kiedykolwiek! Jej babcia właśnie leży w szpitalu i nie wiadomo, czy Isabelle zdąży się z nią pożegnać! Jeśli chcesz wszystko odkręcić to w tym momencie powinieneś być już w drodze.
- Nie dojadę tam, zresztą mam tu treningi. – od razu zacząłem
- Nie wierzę… ty już zdecydowałeś. Dlatego nie wyrzuciłeś tych papierów, w głębi duszy czułeś, że je znajdzie i ci to wszystko ułatwi.
- To nie tak, kocham Isabelle.
- Ale nie tak samo jak Estefanie. Tylko nie rozumiem jednego… dlaczego tak bardzo ci zależało na Isabelle, dlaczego jeszcze nie tak dawno nie widziałeś poza nią świata i kto mi mówił o tym, że chce zaproponować jej aby porzuciła pracę w Madrycie, Paryżu i przeniosła się do Londynu, gdzie chciałeś przyjąć propozycję wypożyczenia na rok? Chciałeś ją mieć przez cały rok, przez 365 dni. Co się z wami stało do jasnej cholery? Bo nie tacy byli moi przyjaciele. Moi przyjaciele są silni i walczą, a nie poddają się od razu na starcie. A wy to robicie. Przekreślacie wszystko co was łączy w jeden dzień.
- Pedro chcesz deser? – usłyszałem Estefanie – Twoje ulubione lody waniliowe.
- Migdałowe… twoje ulubione lody to migdałowe.

Rzucił Miguel i miał rację. Nigdy nie przepadałem za lodami waniliowymi, tylko migdałowe były moimi ulubionymi. „Waniliowe są takie pospolite, a trzeba czasem eksperymentować ze smakami” przypomniały mi się słowa Isabelle, które wypowiedziała na naszym drugim spotkaniu. Kiedy poprosiła mnie o pomoc. Nasz przyjaciel miał rację, za szybko się poddajemy. Dlatego od razu wszedłem do mieszkania i zabrałem swoją kurtkę. Estefania zdziwiona na mnie spojrzała, a ja tylko rzuciłem.

- Muszę powalczyć o swoje małżeństwo.


Wyszedłem z jej mieszkania od razu wsiadając w samochód. Wykręciłem numer do swojego trenera, gdzie mu oznajmiłem, że potrzebuje dzień wolny. Na szczęście kiedy usłyszał po co mi on, to nie robił żadnych problemów. Tylko gorzej było na lotnisku. Bo nic już nie latało do Paryża. Więc brałem pierwszy samolot do Francji. Stamtąd jakoś się dostanę dalej. Miałem tylko nadzieję, że nic nie jest jeszcze stracone. 

1 komentarz:

  1. Ech, Isabell kompletnie nie wyciąga wniosków z popełnionych błędów. Znowu zareagowała zbyt pochopnie, zamiast zapytać Pedro o te papiery ^^ Przecież to logiczne, że gdyby chciał się z nią rozwieść to by jej o tym powiedział, a nie nadskakiwał. Zdecydowanie jest w gorącej wodzie kąpana ^^
    Cieszę się, że Pedro chce powalczyć o to małżeństwo. Mam nadzieję, że nareszcie porządnie ze sobą porozmawiają bez zbędnych fochów które do niczego nie prowadzą.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga