Powrót do rzeczywistości. Nie wtrącałam się w sprawy Pedro,
dałam mu wolną rękę. A sama zajęłam się swoimi sprawami. Zdecydowałam, ze już
nie będę odpowiedzialna za filie w Madrycie. I wahałam się jeszcze czy czasem
nie zostawić też Londynu i po prostu zamieszkać w Paryżu i tam skupić całą
swoją uwagę. Tyle tylko, że to by się równało z tym, że nie będę przy Pedro,
który ma dalej aktualny kontrakt. Siedziałam właśnie w swoim gabinecie w Paryżu
skupiona na pracy, kiedy usłyszałam swój telefon. Zdziwiona za niego złapałam i
zobaczyłam, ze to Miguel.
- Taak?
- Hej piękna. Mam do ciebie pytanie, dosyć osobiste. Chociaż
wiem, nie powinienem się wtrącać.
- Słucham bo to chyba coś ważnego jeśli dzwonisz do mnie aż
z Madrytu.
- Co wy kurna odwalacie? Jesteście małżeństwem a załatwiacie
wszystko sami!
- Nie rozumiem…
- Byłem u ciebie w firmie, bo chciałem pogadać ale tam mi
miła pani oznajmiła, że ty już nie pracujesz w tej filii i z tego co słyszała,
to wybrałaś Paryż. I teraz tam mieszkasz. Co akurat może być prawdą bo nie
przypominam sobie, abyś była tu od jakiegoś czasu.
- To nie tak… - westchnęłam
- Nie przerywaj mi. Oczywiście domyśliłem się, że Pedro nic
o tym nie wie. Ale on też ma za uszami. Jakim cudem pozwoliłaś mu załatwić
sprawę z Estefanią sam na sam? Czyś ty zdurniała?
- Owszem nie pracuje już w Madrycie, a co do Pedro… to jego
dziecko i jej. Powinni załatwić to sami.
- A gówno prawda. Siedzisz teraz w domu i zapewne cholera
cię bierze bo nie masz od niego żadnego kontaktu. Ale powiem ci coś, jeśli się
nie pojawisz w Madrycie to możesz już szukać miejsca na swoje stare rzeczy.
- Czyli wybierze ją. – rzuciłam
- I ty mówisz to tak spokojnie? Co się z wami do cholery
stało? Bo na pewno nie przypominacie tej dwójki gołąbków, która jadła ze mną
kolację nie całe 3 miesiące temu!
- Mieliśmy ostrą kłótnię i od tego się zaczęło. I owszem,
nie jestem szczęśliwa z faktu, że mój mąż ma dziecko z inną kobietą, ale nic
nie mogę zrobić. Przecież nie mogę mu zabronić spotykania się z dzieckiem,
własnym dzieckiem.
- Ok masz rację, ale dając mu swobodę pchasz go w jej
ramiona. Zrozum, on oszalał na jej punkcie, a ona go zraniła. Od nowa się
pozbierał przy tobie. Wiem co mówię, bo
przez półtora miesiąca szukałem z nim idealnego pierścionka dla ciebie. Nic mu
nie pasowało, bo musiało być to coś delikatnego, idealnego do twojej
osobowości. Kryzys w związku nie jest miły, ale musicie porozmawiać. A ty
zdecydowanie powalczyć o swoje. Bo jeszcze chwila i nie będziesz miała do czego
wracać.
-Dzięki, pomyślę o tym.
- Mam nadzieję. Bo jak nie to się przejadę i ci nakopię do
tyłka. Jemu to mogę tutaj, na treningu. A teraz kończę bo mi dziecko wejdzie na
szafę. – wyłączył się na co się zaśmiałam, ale miał rację. dlatego napisałam
wiadomość do Pedro, że przyjadę w tym tygodniu
&&&
Przyleciałam do Madrytu i to były moje najlepsze dni, Pedro
naprawdę się postarał, aby między nami panowała dobra atmosfera. W dodatku nic
nie mówił o sprawie, więc sama tez nie wiedziałam jak mam poruszyć ten temat.
Właśnie odsypiałam zerwaną noc kiedy usłyszałam jak mój mąż rozmawia z kimś
przez telefon. Nie chciałam, ale nie dało się nie podsłuchać o czym. Nie
powiem, ale świadomość, że twój mąż mówi do innej kobiety takim głosem naprawdę
nie napawała entuzjazmem. I poczułam cholerną zazdrość… bo każdego dnia bałam
się, że jednak ona wygra, że odbierze mi Pedro. Bo zdecydowanie ma większe
szanse. Ja nie miałam go czym zatrzymać przy sobie. Bo w końcu z nią ma
stabilizację o jakiej marzył. A ja? Wiecznie w rozjazdach. Usłyszałam
skrzypnięcie drzwi więc udałam, że dopiero się budzę. Ale Pedro dał mi tylko
buziaka w czoło i powiedział, że ucieka na cały dzień. Ma dużo spraw do
załatwienia, dlatego nie powinnam na niego w ogóle czekać. Westchnęłam tylko,
bo nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić przez cały czas. Dlatego zamiast pójść
na zakupy, albo po prostu połazić po mieście, to postanowiłam posprzątać.
Ubrałam się w jakieś stare rzeczy i rozpoczęłam prace. Nie powiem, ale naprawdę
było brudno, zwłaszcza w papierach. Nie wiem po co on trzymał jakieś stare
ulotki knajp, które już nawet nie istniały. Tyle tylko, że w oczy rzuciła mi
się jedna koperta. Nie powiem, ale widok kancelarii prawniczej mnie
zaintrygował, dlatego szybko ją wyciągnęłam z szuflady i otworzyłam. Tyle
tylko, że kiedy zobaczyłam tam swoje dane jak i jego to od razu usiadłam na
fotelu. Tytuł na zawsze wrył mi się w pamięć: Pozew rozwodowy. Tylko nie
rozumiałam jednego… dlaczego spędził ze mną dwa najcudowniejsze dni, kiedy chce
ode mnie odejść. Na dodatek nie wiedziałam dlaczego, i kiedy zamierzał mi o tym
powiedzieć. W głowie panował mętlik i nie miałam nawet jak uzyskać jakiekolwiek
odpowiedzi. Dlatego zostawiłam to tak jak było i poszłam się spakować. Bo
dotarło do mnie… że jeśli mam przed sobą papiery rozwodowe… on spędzał czas z córką
i swoją byłą miłością, to wiadome już jest kogo wybrał. Po policzkach spływały
łzy i nie zamierzałam ich tamować. Kiedy wszystko było spakowane to tylko
zadzwoniłam do Miguela, bo wiedziałam, ze ma wolne z powodu kontuzji. Bez słowa
zgodził się przyjechać. Ale kiedy zobaczył moje walizki to był w niemałym
szoku.
- Ok powiesz mi w końcu co tu się dzieje?
- Daję Pedro wolną rękę, tak jak chce. – wzruszyłam
ramionami
- Nie rozumiem. – westchnął siadając na kanapie – Myślałem,
ze twój przyjazd dobrze na niego wpłynął. Chodził szczęśliwy.
- Owszem chodził, bo uszczęśliwia go jego była dziewczyna. –
rzuciłam rozglądając się po salonie czy coś jest godnego spakowania
- Isabelle uspokój się, i powiedź mi o co chodzi. Bo ja
naprawdę nie rozumiem.
- Pedro odchodzi ode mnie. Przypadkiem znalazłam papiery
rozwodowe w szufladzie. Więc jeśli chce stworzyć z nią rodzinę, to ja nie będę
mu stać na przeszkodzie. Podpisałam mu te pieprzone papiery i wyjeżdżam, na
zawsze.
- C-co?! Że co on zrobił?!
- To co słyszysz, już nie ma Isabelle i Pedro. Bajka się
skończyła, zanim się zaczęła. A teraz pomożesz mi wszystko zabrać? I
przetrzymasz kilka rzeczy, aż po nie przyjadę, bo na pewno nie zabiorę się z
wszystkim.
- A nie lepiej z nim jeszcze porozmawiać o tym?
- Nie mam zamiaru słuchać jego kłamstw. – warknęłam – I albo
mi pomożesz, albo możesz iść do siebie.
- Nie no pomogę ci, ale uważam, ze powinniście porozmawiać.
A on chociaż wytłumaczyć się z tych papierów.
- Ale co tu jest do tłumaczenia? Nagłówek papiery rozwodowe
mówi sam za siebie. – rzuciłam składając swój podpis na papierach – No to
możemy iść.
Miguel jedynie pokiwał głową, ale nie ma się co dziwić. Mi
samej to wszystko nie mieści się w głowie. Tyle tylko, że jeszcze zanim
wyszliśmy to usłyszałam telefon stacjonarny. Normalnie bym się tym nie
przejęła, gdyby nie to, że zobaczyłam na wyświetlaczu numer francuski.
Zdziwiona od razu odebrałam, bo to mogło być coś ważnego, ale takiej wiadomości
się nie spodziewałam. Nim mój tato skończył mówić, mój cały świat rozsypał się
na milion kawałeczków. Szepnęłam tylko, że zaraz tam będę i opuściłam
słuchawkę. Miguel, który stał w progu od razu do mnie podszedł i bez słowa mnie
przytulił. Ale nie ma się co dziwić, jeszcze chwila a bym się osunęła na
podłogę.
- Moja babcia…. – szepnęłam
- Co z nią? Wszystko w porządku?
- Umiera… - wypłakałam – Musze… do Paryża.
- Jasne, zawiozę cię na lotnisko. Może mają miejsce.
Tylko pokiwałam głową i wzięłam swoją walizkę wraz z torbą.
W tym momencie nic się dla mnie nie liczyło tylko to, aby zdążyć na czas. Po
odejściu matki, to właśnie babcia dla mnie i dla mojej siostry była kobietą,
która nas wychowywała. Wzięła na barki odpowiedzialność za nasze wykształcenie,
kiedy mój tato pracował na to, aby zapewnić nam to wszystko. Nie mogłam
uwierzyć, że mogę ją stracić… na zawsze.
&&&
Siedziałem właśnie w mieszkaniu Estefanii jedząc pyszny
obiad i wspominając dawne czasy. Blanca spała, a my mieliśmy czas dla siebie.
Tyle tylko, ze przerwał nam telefon. Westchnąłem tylko, ale kiedy zobaczyłem
zdjęcie mojego przyjaciela to od razu odebrałem.
- No nareszcie do mnie dzwonisz. – zaśmiałem się – Bo
myślałem, że już o mnie zapomniałeś.
- Jeśli ją kochasz to powinieneś w tym momencie być w drodze
do Paryża. – rzucił tylko a ja nie rozumiałem o co mu chodzi
- Nie rozumiem. Kogo niby i po co aż tam?
- Nie kogo niby, tylko twoją żonę idioto! Jeśli kochasz
Isabelle to powinieneś teraz być z nią, a nie z inną.
- Miguel. – westchnąłem i przeprosiłem Estefanię wychodząc
na balkon – Po pierwsze to Isabelle jest w Madrycie. A po drugie to nie takie
proste.
- Wszystko jest proste. I masz złe informacje, twoja żona
jest właśnie w samolocie do Paryża. A nie przepraszam, twoja była żona.
- Jak to była? – kompletnie nie wiedziałem o czym on mówi, i
już podejrzewałem, że podczas tej kontuzji za dużo pije
- Isabelle znalazła papiery rozwodowe. Masz tam jej piękny
autograf, tak samo jak obrączkę. – rzucił a ja aż oparłem się o balustradę – Po
ciszy wnioskuję, że to nie tak miało być.
- To są stare papiery… owszem spisałem je, ale nie byłem w
stanie ich odnieść do prawnika.
- No to już za późno, bo wyrok zapadł. Ona zrozumiała to
inaczej, zresztą się jej nie dziwie. Kurwa Pedro… nie pamiętasz już jak cierpiałeś?
Nie pamiętasz już słów swojej mamy, że to właśnie przy pięknej Francuzce świecą
ci się oczy?
- Pamiętam… ale mam dziecko…
- Owszem, ale masz też żonę, która w tym momencie potrzebuje
cię bardziej niż kiedykolwiek! Jej babcia właśnie leży w szpitalu i nie
wiadomo, czy Isabelle zdąży się z nią pożegnać! Jeśli chcesz wszystko odkręcić
to w tym momencie powinieneś być już w drodze.
- Nie dojadę tam, zresztą mam tu treningi. – od razu
zacząłem
- Nie wierzę… ty już zdecydowałeś. Dlatego nie wyrzuciłeś tych
papierów, w głębi duszy czułeś, że je znajdzie i ci to wszystko ułatwi.
- To nie tak, kocham Isabelle.
- Ale nie tak samo jak Estefanie. Tylko nie rozumiem
jednego… dlaczego tak bardzo ci zależało na Isabelle, dlaczego jeszcze nie tak
dawno nie widziałeś poza nią świata i kto mi mówił o tym, że chce zaproponować
jej aby porzuciła pracę w Madrycie, Paryżu i przeniosła się do Londynu, gdzie
chciałeś przyjąć propozycję wypożyczenia na rok? Chciałeś ją mieć przez cały
rok, przez 365 dni. Co się z wami stało do jasnej cholery? Bo nie tacy byli moi
przyjaciele. Moi przyjaciele są silni i walczą, a nie poddają się od razu na
starcie. A wy to robicie. Przekreślacie wszystko co was łączy w jeden dzień.
- Pedro chcesz deser? – usłyszałem Estefanie – Twoje ulubione
lody waniliowe.
- Migdałowe… twoje ulubione lody to migdałowe.
Rzucił Miguel i miał rację. Nigdy nie przepadałem za lodami
waniliowymi, tylko migdałowe były moimi ulubionymi. „Waniliowe są takie
pospolite, a trzeba czasem eksperymentować ze smakami” przypomniały mi się
słowa Isabelle, które wypowiedziała na naszym drugim spotkaniu. Kiedy poprosiła
mnie o pomoc. Nasz przyjaciel miał rację, za szybko się poddajemy. Dlatego od
razu wszedłem do mieszkania i zabrałem swoją kurtkę. Estefania zdziwiona na mnie
spojrzała, a ja tylko rzuciłem.
- Muszę powalczyć o swoje małżeństwo.
Wyszedłem z jej mieszkania od razu wsiadając w samochód.
Wykręciłem numer do swojego trenera, gdzie mu oznajmiłem, że potrzebuje dzień
wolny. Na szczęście kiedy usłyszał po co mi on, to nie robił żadnych problemów.
Tylko gorzej było na lotnisku. Bo nic już nie latało do Paryża. Więc brałem
pierwszy samolot do Francji. Stamtąd jakoś się dostanę dalej. Miałem tylko
nadzieję, że nic nie jest jeszcze stracone.
Ech, Isabell kompletnie nie wyciąga wniosków z popełnionych błędów. Znowu zareagowała zbyt pochopnie, zamiast zapytać Pedro o te papiery ^^ Przecież to logiczne, że gdyby chciał się z nią rozwieść to by jej o tym powiedział, a nie nadskakiwał. Zdecydowanie jest w gorącej wodzie kąpana ^^
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Pedro chce powalczyć o to małżeństwo. Mam nadzieję, że nareszcie porządnie ze sobą porozmawiają bez zbędnych fochów które do niczego nie prowadzą.