Po pogrzebie spakowałam swoją torbę podróżna i tato myślał,
że wróciłam do Madrytu z Pedro. Ale prawda była zupełnie inna. Prawdę znała tak
naprawdę moja młodsza siostra. Która sama poleciła mi miejscowość do której się
udawałam. Pożegnałam Pedro na lotnisku i obiecałam się odezwać, kiedy się ze
wszystkim uporam. Tyle tylko, że minął już miesiąc. Prace rzuciłam, byłam na
bezrobociu, ale przynajmniej mogłam uspokoić swoje myśli. I się wyciszyć. A
tego potrzebowałam. Na dodatek miasteczko w którym się schowałam, bardzo mi w
tym pomagało. Cassis, małe miasteczko portowe dobrze na mnie wpływało.
Codziennie chodziłam na spacery, i opalałam się na plaży. Pogoda nam
dopisywała, ale nie ma się co dziwić, w końcu za niedługo miało nadejść lato.
&&&
Siedziałem w domu i zastanawiałem się od czego zacząć.
Miałem ochotę na jakieś zmiany, dlatego kupiłem farby i postanowiłem pomalować
mieszkanie. Chciałem zrobić to sam, ale kiedy otworzyłem pierwsze wiaderko to
usłyszałem pukanie do drzwi. Zdziwiony, bo nikogo się nie spodziewałem
poszedłem otworzyć. Ale jakie było moje zdziwienie, kiedy za drzwiami
zobaczyłem Clemence.
- No co szwagrze, wiem, wiem. Nie spodziewałeś się mnie, ale
postanowiłam odwiedzić bliskich jak już jestem w Madrycie.
- Wchodź. Chociaż od razu mówię, że zaczynam remontować.
- Zmiany? No, no. I to samemu się za to zabierasz? Dasz
radę? – zaśmiała się a ja pokiwałem głową, że tak – To przez Isabelle?
- No cóż, nie odzywała się do mnie od miesiąca.
- Jeśli cię to pocieszy to nie odzywała się do nikogo.
Ojciec sam się martwi, bo nic nie wie.
- Nie tylko on się martwi. Ja również, i tęsknie za nią. –
westchnąłem podając jej picie – Ale rozumiem, że potrzebuje tego i mam
nadzieję, że do mnie wróci. A ty coś od niej wiesz?
- Nie, do mnie też się nie odzywa. To tak jakby chciała po
prostu od nas odpocząć.
- Rozumiem, ze o wszystkim wiesz. – a ona pokiwała głową, że
tak – Więc pewnie wiesz, że mam córkę.
- Wiem, wiem. Chociaż nie powiem dziwnie tak, masz dziecko z
inną kobietą. Zawsze myślałam, że będę ciocią dzieci mojej siostry.
- Twoja siostra ma inne podejście odnośnie macierzyństwa.
- Dziwisz się jej? Nawet nie poznała twojej córki. Jak może
być twoją żoną kiedy nie zna najważniejszych faktów z twojego życia.
- Rozumiem to, ale nie jest łatwo kiedy jej nie ma przy
mnie. Jak ma poznać Blance, jeśli jej tu nie ma?
- A jeśli będzie to co? Dopuścisz ją do siebie i swoich
spraw z poprzedniego związku? Wiem, że nie jest łatwo rozdrapywać starych ran,
ale czasem warto jest na nowo przeżyć to wszystko, spojrzeć chłodnym okiem
gdzie popełniło się błędy.
- Masz rację, Isabelle zawsze mówiła o tym, że jej
siostrzyczka jest jedną z najmądrzejszych.
- O nie, ona mówi jakieś komplementy. – zaśmiała się tak
samo jak ja – No, ale ok ja uciekam. Praca wzywa.
- Dzięki za odwiedziny, i jak odezwie się do ciebie siostra.
To powiedź jej, że za nią tęsknie.
- Jasne.
&&&
Wiadomość od Pedro dotarła do mnie i nie wiedziałam co
zrobić. Było mi tu dobrze, zdala od problemów, obowiązków. Ale jednak trzeba
było stanąć twarzą w twarz z tym co nieuniknione. Dlatego poleciałam do
Madrytu. Nie powiadomiłam Pedro o tym, chciałam zrobić mu niespodziankę, albo
uciec jeśli stchórzę. Weszłam do naszej klatki i otworzyłam drzwi. Torbę
zostawiłam w korytarzu i nie powiem, ale kiedy weszłam dalej to zdziwiło mnie
to, że w pomieszczeniach znajdują się zupełnie inne kolory niż wcześniej i
nawet meble są przestawione. Poczułam się dziwnie, bo to zupełnie nie
przypominało mieszkania w którym mieszkałam. Zostawiłam torebkę na kanapie,
kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Zdziwiona bo nie wiedziałam kogo można się
spodziewać, poszłam otworzyć.
- Eee czy zastałam Pedro?
- Nie, nie ma go. Coś przekazać? – i przyjrzałam się
dokładniej kobiecie, która przede mną stała
- Właściwie to nie, umówił się tutaj ze mną. – zaśmiała się
– Pewnie zapomniał, cały Pedro.
- W takim razie wejdź. Jeśli jesteście umówieni. – od razu
zauważyłam wpuszczając ją do środka
- A tak poza tym to jestem Estefania, nie przedstawiłam się.
– i już miałam się przedstawić – Ale ty pewnie jesteś Isabelle. – wskazała na
zdjęcie, na którym byłam wraz z Pedro – Jeśli tu jesteś to rozumiem, że między
wami się układa. To dobrze. – uśmiechnęła się do mnie
- Słucham?
- Pedro co nie co mi powiedział o waszym związku i waszych
problemach. I nie miej mu tego za złe. – od razu zauważyła – Po prostu musiał z
kimś o tym porozmawiać. A kiedy mała śpi to mamy czas na rozmowę.
- Heloł jest tu kto? – usłyszałyśmy wołanie od drzwi więc
się obydwie odwróciłyśmy w stronę drzwi – Isabelle? Estefania?
- Hej, a ty co spóźniony? Naprawdę myślałeś, że będę na
ciebie czekać pod drzwiami? – zaśmiała się – Miałam szczęście, że twoja żona
była w domu i mnie wpuściła.
- Przepraszam, ale Miguel mnie zatrzymał.
- W takim razie nie będę wam przeszkadzać, - zauważyłam i
złapałam za swoją torebkę – Pójdę na zakupy, bo i tak potrzebuje kilka rzeczy.
– rzuciłam i wyminęłam Pedro
- Zaraz wracam. – usłyszałam ale już byłam na korytarzu
czekając na windę – Isabelle, nie uciekaj. Proszę cię, zostań i…
- Zgłodniałam i pomyślałam, że pójdę do sklepu po swoje
ulubione frytki? – wzruszyłam ramionami – Jakbyś nie zauważył, to została w
mieszkaniu moja torba podróżna.
- Przestraszyłem się. – szepnął i mnie do siebie przytulił –
Szybko załatwię sprawę z Estefanią i do ciebie dołączę na obiedzie co?
- Jeśli masz ochotę. Mogę również zamówić i przynieść
wszystko do domu. Bo mówiąc szczerze nie mam ochoty jeść na mieście, chciałabym
usiąść na spokojnie i porozmawiać. Z dala od wszystkich.
- W takim razie będę na ciebie czekać, chociaż jak dla mnie
nie powinnaś uciekać. Ona naprawdę chcę cię poznać.
- Innym razem, ale wracaj do niej. Wrócę za jakiś czas.
Dałam mu buziaka w policzek i wsiadłam do windy. Mówiła, że
Pedro o mnie mówił, z jednej strony było to miłe a z drugiej zastanawiało mnie,
dlaczego nie mówił o niej. Poszłam do jednej ze swoich ulubionych knajpek, w
której zawsze jadałam. Od razu właściciel się do mnie uśmiechnął co
odwzajemniłam. Doskonale wiedział co zamówię, więc przystanęłam sobie przy
kasie i z nim rozmawiałam. Wypytywał o wszystko, ale nie ma się co dziwić w
końcu nie widział mnie przez jakiś czas. Obładowana jedzeniem, i do tego winem
wróciłam do mieszkania. Panowała cisza, więc pewnie już był sam, wyszedł z
sypialni z uśmiechem i wziął ode mnie rzeczy. Sama zostawiłam swoje rzeczy w
przedpokoju i poszłam mu pomóc wszystko przygotować. Nie powiem, ale było miło
kiedy Pedro otwierał wino, a ja zajęłam się jedzeniem. Jak za dawnych czasów
poszliśmy do salonu i oczywiście z przyzwyczajenia chciałam usiąść gdzie
indziej.
- Jeśli ci się nie podoba to możemy przestawić to tak jak
było. – od razu zauważył
- Moglibyśmy? Bo nie bardzo pasuje mi tu kanapa. Tak od razu
wchodzisz w nią z przedpokoju.
- A kolory mogą być? – spytał niepewnie na co westchnęłam,
ale pokiwałam głową, że tak – Bo wiesz, sam malowałem.
- Sam? Całkiem sam przemalowałeś całe mieszkanie? –
zdziwiona na niego spojrzałam – Nieźle. Myślałam, że jesteś typem faceta, który
zleca to innym.
- Nieh, owszem mogłem, ale chciałem zrobić to sam. Kurczę,
wiesz jak dawno tego nie jadłem? Ale widzę, że ty wyglądasz lepiej niż się
rozstaliśmy. Ładna opalenizna i nie obraź się, ale nabrałaś trochę ciała, w
dobrym tego słowa znaczeniu.
- Byłam nad wodą. Spacery, dobre jedzenie. Zero stresu.
- To akurat wychodzi na zdrowie. – zaśmiał się na co się
uśmiechnęłam – Doszła do ciebie moja wiadomość?
- Tak, Clemence przekazała mi. W sumie dlatego przyjechałam.
– złapałam za kieliszek wina – Myślę, że za długo zwlekałam z jakąkolwiek
decyzją. Przyznam szczerze, że nie bardzo wiem co dalej.
Nie wiem czy już wiesz, ale rzuciłam pracę. – westchnęłam siadając po turecku –
Owszem lubiłam ją, mimo wszystko. Mimo stresu, ciągłych podróży. Teraz jestem
na bezrobociu, i nie wiem co chce robić. Nawet nie wiem co bym mogła robić. Wiesz
chciałabym wstać rano i wiedzieć, jak moja siostra. Od dzisiaj będę modelką.
Ale nie potrafię tak wstać i wymyślić sobie zawód. Po raz pierwszy w życiu nie
wiem co chce robić.
- Zostań tutaj, w Madrycie ze mną. – szepnął
- I co będę robić?
- Na razie nic nie musisz robić. Mamy pieniądze. Tylko
zamieszkaj ze mną, bądźmy razem każdego dnia, o każdej porze. – zauważył i
podszedł do komody z której coś wyciągnął – To chyba należy do ciebie. –
klęknął przede mną – Ja swoją mam, ale ty… - złapał za moją dłoń i wsunął na
palec obrączkę – Teraz jest na swoim miejscu.
- Przepraszam. – poczułam pierwszą łzę – Że…
- Chcę, abyś poznała Blancę. Poznała Estefanię. Chcę, a
raczej proszę cię o to, abyś towarzyszyła mi w moim życiu, w moich problemach.
Lubiłem nasze rozmowy przez skype albo przez telefon, ale to nie to samo co
mieć cię przed sobą. Widzieć jak robią ci się dołeczki, kiedy się uśmiechasz.
Kiedy popełniasz gafę językową, to zawsze tak śmiesznie marszczysz oko. Jeśli
tak można. Nie wiem jak to określić. – zaśmiał się – Chcę słyszeć ten pomruk,
kiedy się budzisz i przeciągasz. Ten jęk zawodu, kiedy za oknem pada a ty
musisz wyjść.
- Muszę kupić nowe gumowce. – zaśmiałam się tak samo jak on
- Kocham cię, i wiem jakie masz wady, wiem również jakie
masz zalety. Ale to wszystko łączy się w tą inteligentną, miłą i tak trochę
wredną kobietką.
- Naprawdę chcesz, abym je poznała? – szepnęłam patrząc mu
prosto w oczy, a on pokiwał głową, że tak – A co jeśli mnie nie polubią?
- Estefania nic do ciebie nie ma, w sumie to było jej
naprawdę przykro, że nam przeszkodziła. Może nie powinienem jej mówić o naszych
problemach, ale czasem łatwo było mi się jej wyżalić, niż pójść do Miguela bo
wiem jaka byłaby jego odpowiedź. On jest chyba w tobie zakochany.
- Miguel wie po prostu jak bardzo cierpiałeś po stracie
kobiety, która była dla ciebie idealna. Nie jest łatwo stracić kogoś takiego,
ból jest ogromny. I on, jako twój najlepszy przyjaciel to wszystko widział. Aż
w końcu pojawiłam się ja, dumna managerka z Paryża.
- Która sprawiła, że od nowa uwierzyłem w jakiekolwiek
uczucie. Zresztą… to ty nosisz te dwa pierścionki, nie ona.
- To akurat nie jest żadne pocieszenie. – westchnęłam – Ale
jeśli chcesz, abym została to zostanę.
- Chciałbym, abyś i ty tego chciała. Nie mogę cię w końcu do
niczego zmuszać. Nie chce, abyś się tu dusiła. – dał mi buziaka w dłonie, na co
jedną dłoń wyswobodziłam i pogłaskałam go po policzku, dając od razu mu całusa
w czoło – Chcesz odejść…
- Nie. Może to cię dziwi, ale tutaj czuję się inaczej. Mogę
przebywać w każdym możliwym miejscu na świecie… ale tutaj, przy tobie wiem, że
to moje miejsce. Jak wiesz, nigdy nie byłam zakochana przed Tobą. Owszem
przelotne romanse, ale nie przeżyłam nigdy takiej miłości o której mówią w
filmach, książkach. Nie takiej miłości o jakiej mówiła mi babcia na dobranoc. Nawet
tego co ty miałeś z nią.
- Dlatego rozumiem… oboje wiemy, ze to była moja pierwsza,
prawdziwa miłość. Której nie przeżyłaś… i tak naprawdę bałaś się, że zostaniesz
sama.
- Czasem też chce poczuć się jak ta bohaterka książki, która
przeżywa swoje najcudowniejsze chwile u boku mężczyzny. Chcę poznać co to
prawdziwa miłość. – wypłakałam, na co Pedro od razu mnie mocno przytulił
- Tego nie da się przeżyć… to po prostu musisz poczuć tutaj…
w sercu. Prawdziwa miłość to taka, kiedy czujesz po prostu się szczęśliwa przy
drugiej osobie, kiedy wiesz że tylko jej uśmiech pozwoli ci się podnieść.
Potrzebujesz tej drugiej osoby jak jakiegoś narkotyku… i owszem, to wszystko
mija z czasem, ale wtedy nasze uczucie staje się dojrzalsze. Staje się
prawdziwą miłością, na dobre i na złe.
- Zawsze uważałam, że powinieneś uczyć. Potrafisz dotrzeć do
każdego, nawet krótką wypowiedzią. Chcę, żeby było między nami dobrze. chcę wrócić
do Pedro i Isabelle, do tej pary która poznała się w samolocie i od tamtej pory
była dla wszystkich idealna.
- Nieh, nie pragnę niczego więcej od ideału jak tego, żebyś
w końcu tutaj zamieszkała na stałe.
Szepnął na co się do niego uśmiechnęłam i zaraz wytarł mi
łzy w policzków. Musimy odbudować to co straciliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz