20. Miguel nie strzelę ci gola.

W Sevilli byliśmy już dwa tygodnie. Pedro miał oficjalną konferencję, gdzie został przedstawiony. A ja zajęłam się wypakowywaniem naszych rzeczy. W końcu wszystko stało na swoim miejscu, i nie powiem ale mieszkanie było bardzo ładne. Duże, jak na dwie osoby, ale nie narzekałam. A wręcz przeciwnie, bo było dużo słońca. Jak na razie dobrze się czuję, owszem mam mdłości, ale jakoś daję sobie z tym wszystkim radę. Zajęłam się za to rozkręcaniem swojej firmy i razem z Pedro zwiedzaliśmy wieczorem okolicę i miasto. Bo Sevilla była naprawdę ślicznym miastem i zastanawiało mnie tylko, dlaczego ani razu jej nie odwiedziliśmy. Już dwa razy byliśmy na Ibizie, owszem jego rodzinne strony no i Francja. Ale właśnie siedziałam w domu, w salonie i szukałam nowego przepisu na obiad. Od kilku dni miałam ochotę na gotowanie, czasem nie wychodziło mi to dobrze, ale Pedro nawet nie marudził tylko grzecznie jadł. Dlatego szukałam dzisiaj czegoś łatwego, tak aby nie zepsuć. Tyle tylko, że zobaczyłam wtedy zdjęcie przepysznego deseru, ale wiedziałam, że nie jestem w stanie tego zrobić, no i nie miałam składników. A nie mieliśmy żadnej cukierni w okolicy, a nie chciało mi się iść daleko. Dlatego jedyną osobą, która mogła mi kupić coś dobrego był Pedro. Dlatego wyciągnęłam się po telefon i od razu napisałam do niego wiadomość, bo wiedziałam, że nadal jest na treningu. Przebywał na nich w innych godzinach niż w Madrycie, i siedział też dłużej niż inni zawodnicy, ale to rozumiałam. Musiał nadrobić ich system i zgrać się z chłopakami, i pokazać z dobrej strony.

- Tak, tak. Miguel nie strzelę ci gola. – usłyszałam na co się zdziwiłam, że Pedro jest już w domu – T, tak. – westchnął a ja mu pomachałam i powiedziałam, aby ich pozdrowił – No i Isabelle was pozdrawia. No przekażę, pa. – wyłączył się i wręcz rzucił się na kanapę
- Ciężki dzień? – spojrzałam na niego bo nadal siedziałam na podłodze, bo było mi tak łatwiej pracować przy małym stoliku do kawy
- Tak. Trenowałem jak durny przez dwa tygodnie i co? Dowiaduję się, że kluby dogadały się za moimi plecami i nie zagram w meczu przeciwko Getafe. W dodatku, nie mogę powiedzieć mojemu przyjacielowi, że mnie nie zobaczy na boisku.
- Rozumiem. – pogłaskałam go po kolanie – W dodatku w poprzednim meczu nie grałeś i nie byłeś w ogóle powołany.
- Ok, ale nie chce czuć się jak ten gorszy. Że zmienił klub tylko po to, aby siedzieć na trybunach. Chcę grać.
- I będziesz, kto wie może w następnym meczu?
- Mam nadzieję… kibice na mnie liczą, rodzina no i Blanca.
- Jeszcze wszyscy będą się cieszyć z zdobytych goli. No, ale teraz powinnam chyba wstać i przygotować obiad. Nie powiem, ale to, że przyjechałeś wcześniej zmieniło trochę moje plany.
- Nie musisz jeszcze gotować, no chyba, że jesteś głodna.
- Zjadłam coś. Ale dalej mnie mdli. Zawsze miałam rano mdłości, ale dzisiaj jest chyba jakiś dziwny dzień. Dlatego jem same lekkie rzeczy. I pewnie nie przeczytałeś mojej wiadomości o czymś dobrym?
- Dostałem go w drodze, kiedy rozmawiałem z Miguelem. I byłem już pod domem, więc też nie miałem gdzie kupić.
- Ahh no nic. Coś wymyślę. – rzuciłam wstając z podłogi – A i przyszedł do ciebie list z banku. Położyłam na szafce w przedpokoju.

Pedro tylko pokiwał głową, a ja poszłam do kuchni aby znaleźć coś na deser. Przeszukałam już wszystkie możliwe schowki, i po woli traciłam nadzieję, kiedy zobaczyłam ciastka, były schowane w takim miejscu o którym bym nie pomyślała i zobaczyłam, że to są ulubione ciastka Pedro, więc skubany je schował przede mną. Ale przyszedł do kuchni gdzie wyrzucał list z banku i spojrzał na mnie i na opakowanie. Uśmiechnęłam się jedynie do niego słodko, na co westchnął.

- Dam ci… jedno?
- Nie no zjedź. I tak trzeba będzie pojechać na zakupy, to się trzeba obkupić w słodkości bo jak widzę, zaczynają ci się zachcianki.
- Wiem o tym, zawsze jak zaczynam pracować to bym coś przekąsiła. A nie chce przytyć jak moja kuzynka, była jak wielka chodząca bombka. – zauważyłam odsuwając od siebie ciastka
- Masz ochotę to jedz. – wzruszył ramionami a ja się mu przyjrzałam – Idę się przespać.
- Pedro. – a ona na mnie spojrzał – Nie przejmuj się tak bardzo, bo wszystko się ułoży.

Pokiwał jedynie głową i poszedł do sypialni na co westchnęłam. Rozumiałam go i to bardzo, ale nie wiedziałam jak mu pomóc. Bo to nie ode mnie zależały decyzje czy zagra czy nie. Chociaż wiedziałam, że trener w końcu na niego postawi. Bo na pewno nie ściągnął go z klubu gdzie siedział na trybunach, aby i u niego posiedział. Ale z ciastkami i czekoladą do picia usiadłam na kanapie i zajęłam się oglądaniem filmu, który znalazłam w telewizji. Nie powiem, ale był nawet bardzo ciekawy. Po trzech godzinach zobaczyłam jak z sypialni wychodzi rozczochrany Pedro, na co się do niego uśmiechnęłam.

- Masz ochotę pojechać dzisiaj na te zakupy? Czy jednak spacer?
- Możemy pojechać na zakupy. Kilka rzeczy by mi się przydało.
- To tylko zjem kanapkę i możemy jechać. – a ja pokiwałam głową, że się zgadzam i od razu poszłam się przebrać

Kiedy wróciłam, Pedro był już gotowy i pojechaliśmy do supermarketu. Tyle tylko, że kiedy byłam w środku to miałam pustkę w głowie. Najchętniej bym wzięła wszystko, bo naprawdę miałam ochotę na połowę z tych rzeczy, ale jednak się skupiłam na tych produktach, które lubię i dlatego nie było tego aż tak dużo w wózku. W dodatku mój mąż był bardzo cichy. Dlatego korzystając z okazji, że poszedł po picie sama poszłam w stronę słodyczy i znalazłam to, czego szukałam. Wyciągnęłam z torby kartkę i napisałam na niej kilka słów i podeszłam do Pedro i się lekko uśmiechnęłam.

- Nie musisz mnie przepraszać, za to, że zjadłaś moje ciastka. – zaśmiał się, a ja przewróciłam kartkę na drugą stronę – Mówisz, że mi się polepszy humor jak je zjem?
- Albo to, albo spacer ze mną. – uśmiechnęłam się do niego
- Przepraszam. – westchnął i mnie do siebie przytulił – Po prostu to mnie wszystko denerwuje, przerasta i staram się, ale czasem po prostu nie wytrzymuje i dlatego to się odbija na tobie.
- Masz plusa bo nie krzyczysz i rozumiem, że to nie twój najlepszy okres. Jakoś sobie z tym poradzimy. – dałam mu buziaka w policzek – No… bo seks to chyba nie wchodzi w grę, chociaż…
- Nie musisz. – dał mi buziaka w czoło – Ale wracamy do domu?
- Tak, bo zgłodniałam.


Pedro się tylko do mnie uśmiechnął i poszliśmy w stronę kas. Oczywiście ja pakowałam zakupy, a Pedro je kasował, aż w końcu wszystko było w wózku i poszliśmy do auta. Tyle tylko, że kiedy siedziałam w samochodzie to dostałam wiadomość od mojej siostrzyczki, która napisała do mnie, że żałuje trochę tego, że nie ma nas już w Madrycie, bo musi mieszkać w hotelu, a nie w wygodnym łóżeczku u nas w mieszkaniu. Tylko się zaśmiałam i powiedziałam o tym Pedro, na co sam się uśmiechnął. Bo teraz wiedzieliśmy, dlaczego za każdym razem jak była w stolicy to u nas mieszkała. Chociaż nie powiem, ale stęskniłam się za swoją siostrzyczką i w sumie mogłaby wpaść kiedyś do Sevilli. 

&&&
Ahh do końca zostało tylko 6 rozdziałów, więc do maja się wyrobię :D i się zastanowię w końcu co robić... czy publikować dalej, czy jednak wrócić do pisania do szuflady ;) 

1 komentarz:

  1. Jak ja bym zamieszkała w Sevilli to też bym nie narzekała, a wprost przeciwnie ;3 Gdyby nie słabszy okres w klubie, można by było powiedzieć że sielanka :) Isabelle o dziwo (na razie) jest spokojna podczas ciąży ^^ No nic, trzeba zacisnąć zęby i walczyć, a nie marudzić pod nosem drogi panie Mosquera :)

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga