17. Czasem podsłuchując możemy dowiedzieć się o wiele więcej.

Kolejny dzień spędzony na plaży, ale tym razem nikt się nie spalił na co byłam zadowolona. W dodatku Blanca jakoś się uspokoiła. Owszem dalej była humorzasta, ale na szczęście mama Pedro była w stanie ją jakoś rozweselić. Nie powiem, ale kiedy widziałam jak dziadkowie zajmują się wnuczką to poczułam się naprawdę egoistycznie, że przez cały czas oddalałam decyzję o macierzyństwie. Ale był wieczór i właśnie myłam naczynia, kiedy poczułam dłonie Pedro na swoim brzuchu.

- Skończyłaś już? – a ja pokiwałam głową, że tak, bo w sumie został mi tylko jeden talerz – Może przejdziemy się na spacer?
- Spacer? Jest już dziesiąta, chyba pora spać. – zauważyłam
- Isabelle, jesteśmy dorośli. – zaśmiał się – Uwielbiasz plażę w nocy.
- A Blanca?
- Śpi, a jak się obudzi to przecież są w domu rodzice. No chodź, nie daj się prosić.
- No dobrze. – zaśmiałam się i odłożyłam wszystko na swoje miejsce – Tylko pójdę po sweter.
- Nie musisz, już przyniosłem. – i wskazał mi na sweter który wisiał mu na ramieniu
- A gdybym odmówiła? – zdziwiona na niego spojrzałam a on się tylko uśmiechnął – Byłeś i na to przygotowany.
- Dokładnie, wtedy powiedziałbym, że na pewno ci chłodno. No, ale idziemy. – podał mi dłoń za którą złapałam i wyszliśmy z domu

Pedro już wcześniej powiedział rodzicom, ze wychodzimy więc nie było problemu. W sumie szliśmy spacerkiem w ciszy. Ale akurat to mi nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie. Czułam się doskonale. Na dodatek wcale nie było chłodno, chociaż jak doszliśmy na plaże to zatrzepało mnie zimno pod wypływem wiatru. Pedro od razu to zauważył i założył mi na ramiona swoją bluzę. Uśmiechnęłam się do niego tylko i w sumie zapatrzyłam na wodę. Miał rację, uwielbiałam plażę późnym wieczorem. Bardziej niż rano, ale z dzieckiem to jednak problem pójść o tej porze. Poczułam jak obejmuje mnie w pasie więc sama wtuliłam się w jego ramiona.

- Wiedziałem, ze ci się spodoba.
- No cóż trochę mnie znasz. – zaśmiałam się a on pokiwał głową, że  mam rację
- Chciałaś spędzić wakacje sam na sam.
- No cóż la Coruna nie całkiem przypomina mi Bali. – westchnęłam – Ale lepiej cieszyć się z tego co się ma, a nie żałować tego czego się nie ma.
- Zabiorę cię i tam. – dał mi buziaka w policzek – Innym razem.
- Nie rozmawiajmy o wakacjach, kiedy jesteśmy już na jednych.
- Właściwie to chciałbym porozmawiać z tobą na inny temat. – a ja zdziwiona na niego spojrzałam – Nie spałem podczas waszej rozmowy. Twojej z Estefanią.
- Rozumiem. – westchnęłam
- W sumie chciałem się wtrącić, ale… czasem podsłuchując możemy dowiedzieć się o wiele więcej. – na co spuściłam głowę – Nie przypuszczałem, że masz aż tyle obaw.
- Może jednak mnie nie znasz.
- Czego tak naprawdę się obawiasz? Oprócz tego, że możesz być jak matka, która was zostawiła bo sobie nie radziła z dwójką dzieci. To co ci jeszcze siedzi w głowie?
- A co jeśli nie będę dobra matką? – jęknęłam siadając na piasku – Owszem zawsze myślałam kiedyś. W końcu kiedyś na pewno jest się gotowym. Ale teraz nie ma słowa kiedyś… jest termin. – schowałam twarz w dłoniach – Kurwa, jak mam w przyszłości powiedzieć własnemu dziecku, że urodziłam je bo musiałam.
- Nie musisz. – westchnął siadając obok mnie – Nikt cię nie zmusza do tego, abyś urodziła.
- Tyle tylko, że kiedy zdaje sobie sprawę, że to może być ostatni gwizdek, tym bardziej zauważam, jaka byłam egoistyczna. Jak patrzyłam na siebie, i zwlekałam nie wiadomo z czym.
- Byliśmy młodzi, i nie jesteśmy aż tak długo po ślubie. Myślisz, że ja myślałem o dzieciach przed poznaniem Blanci? Oczywiście, że nie. Owszem, kiedyś… ale było mi dobrze tylko z tobą.
- Naprawdę? – spojrzałam na niego a on pokiwał głową – Jesteś świetnym ojcem.
- Czasem potrzebny jest czas i chwila z jakimś dzieckiem, aby zdać sobie sprawę czego nam tak naprawdę brakowało. Blanca wprowadziła dużo zmian w moim życiu.
- Tyle tylko, ze ty już masz dziecko. Wiesz jak to jest. – zauważyłam
- Mylisz się. – pogłaskał mnie po plecach – Owszem mam dziecko, ale takie które już mówi i biega. Nie wiem jak to jest kiedy rośnie w twoim ciele, kiedy się rodzi, po raz pierwszy uśmiecha. Nie wiem jak to jest zajmować się nim, kiedy ty jako matka potrzebujesz odpoczynku. Nie wiem nic o wychowywaniu dzieci od momentu przyjścia ich na świat.
- Skąd wiesz, że akurat to będę ja? – szepnęłam i oparłam się o jego ramię, na co mnie przytulił
- Bo w to wierzę. Nie można poddawać się bez walki, tego nauczyła mnie piłka. Jeśli będziemy musieli starać się długo to niech tak będzie, ale się nie poddamy.
- A co jeśli…
- Nie ma jeśli. Przestań myśleć, po powrocie pójdziemy do lekarza i dowiemy się czy już możemy.
- Nie robiliśmy tego już od tak dawna. – szepnęłam
- Wiem i brakuje mi tego. Każdej szalonej chwili z tobą. Pamiętasz nasz pierwszy raz tutaj? Nasz pierwszy spacer w nocy.
- Było trochę cieplej. – zaśmiałam się na co mnie mocniej do siebie przytulił – Ale teraz też jest dobrze, już zapomniałam jak to jest spędzić choć chwilkę z twoimi rodzicami.
- Pomyślałem sobie… że skrócimy wakacje z Blancą o tydzień.
- Co? Ale dlaczego? – zdziwiona na niego spojrzałam bo myślałam, że dobrze się bawi
- Podobają mi się te wakacje, naprawdę. Ale… chciałbym spędzić również kilka dni z tobą, sam na sam.

- Pedro nie musisz, powinieneś spędzić ten czas z córką. W końcu i tak będziemy sami, po powrocie z wakacji do Madrytu. 

1 komentarz:

  1. Jak to mówią "kto podsłuchuje, ten na siebie wysłuchuje" ^^ Chociaż w tym przypadku niedosłownie, ale dzięki temu Pedro dowiedział się kilku dość istotnych rzeczy. Isabelle nie powinna tyle rozmyślać i zadawać sobie w kółko te same pytania. To wcale jej nie pomaga, a wręcz przeciwnie. macierzyństwa każdy się uczy, i Pedro zdecydowanie miał prościej, ponieważ gdy poznał Blance, była ona samodzielna w wielu kwestiach. Razem dadzą sobie radę ^^

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga