26. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo mnie uszczęśliwiłeś.

Miesiąc… jeszcze miesiąc i będę mogła wyjść z domu, i robić to na co miałam ochotę. Pedro już mi zapowiedział, że po porodzie weźmie mnie na długi spacer, a raczej na tyle ile będzie możliwe, kiedy Fabien  będzie spać. Więc nie mogłam się doczekać. W dodatku, mieliśmy już wszystko. Pedro postanowił zostać w Sevilli i tutaj grać. Więc od nowa zaczęłyśmy z mamą urządzać pokój. A raczej, Pedro bo sam się włączył w to. Zwłaszcza kiedy musiał iść do sklepu i sprawdzić czy to co wybrałyśmy się nadaje. Leżałam właśnie na kanapie gdzie wraz z mamą oglądałyśmy jakąś ckliwa komedię romantyczną, kiedy usłyszeliśmy jak do mieszkania wchodzi Pedro.

- Nie uwierzycie kogo spotkałem i kto mi pomógł wnieść tutaj kołyskę. – krzyknął Pedro i wszedł do salonu z jego bratem
- Syneczku! – zawołała teściowa i do niego od razu podbiegła mocno przytulając
- Mamuś spokojnie. – zaśmiał się sam ją przytulając – Tato był mniej wylewny.
- Byłeś w domu? – zdziwiona na niego spojrzała
- Tak. Od razu tam pojechałem, ale mnie poinformował, że moja mama mieszka teraz z braciszkiem w Sevilli. Dużo mnie ominęło. – zaśmiał się
- No tak, ale już wróciłeś? I gdzie zamieszkasz?
- Spokojnie mamuś. Daj mi się przywitać. – zauważył ze śmiechem i podszedł do mnie – No, no. Ale ten mój bratanek duży. – zaśmiał się i mnie przytulił – Jak zawsze śliczna.
- Ah dziękuje bardzo. – uśmiechnęłam się do niego
- I oczywiście gratuluję. Pedro już to powiedziałem na dole kiedy biedny nie wiedział jak wyciągnąć kołyskę z auta. Pewnie nie będzie wiedzieć jak złożyć. – puścił mi oczko na co się zaśmiałam
- Oj już nie bądź tak złośliwy. Pedro praktycznie sam złożył wszystko w pokoju. – broniłam swojego męża, który tylko się szeroko uśmiechnął
- No tak. Ale nie powiem, informacja o tym, że mój młodszy braciszek ma już dwójkę to był szok. I to jeszcze z kim, z dwiema najseksowniejszymi kobietami. – rzucił a ja od razu spuściłam głowę
- Synku. – od razu rzuciła moja teściowa – Pewnie jesteś głodny, zjesz coś? Albo lepiej chodź, zjesz kanapki w kuchni.
- Dalej jesteś zazdrosna? – zaśmiał się Pedro kiedy zostaliśmy sami i usiadł obok mnie a ja zaprzeczyłam – Kłamczuszka. – dał mi całusa – Dla mnie jest tylko jedna seksowna, i mały kopie? – dotknął mojego brzucha i od razu Fabien się ożywił – Jeszcze miesiąc. I będziemy mieć wakacje.
- Żałujesz, że nigdzie nie pojedziesz? – spojrzałam na niego a on od razu pokiwał głową, że nie – Nawet, że nie pojedziesz z córką?
- Właśnie… co do tego. – podrapał się po głowie – Pomyślałem sobie, ze może przyjedzie do nas na dłużej? Oswoi się też z wiadomością, że ma braciszka.
- Tylko zdajesz sobie sprawę z tego, że może być bardzo zazdrosna? Pamiętam jak ja przeżywałam pojawienie się mojej siostrzyczki na świecie, nawet Fernando może ci to powiedzieć. Bo na pewno nie był szczęśliwy, że jego mamusia nagle skupiła się na tobie. A tutaj nie będzie mamusia, ale tatuś. No chyba, że zamierzasz skupić swoją uwagę tylko na Blance.
- Owszem pomogę ci, ale nie w takim stopniu jak ty będziesz zajmować się małym. W końcu go nie nakarmię. I nie będziesz musiała opiekować się Blancą, to wezmę na swoją głowę.
- Pedro to nie tak, że najchętniej bym ją trzymała od siebie z dala. W końcu nie mogę winić dziecka za czyny rodziców. Chociaż wiem, że dalej coś czujesz do jej mamy, tak samo jak ona czuje coś do ciebie. Ale to akurat zrozumiałe, wielkiej miłości nie da się wymazać. I nie przerywaj mi – bo widziałam, że chce coś powiedzieć – Ale jesteś tutaj, w Sevilli. Kiedy miałeś szansę być z nią, to jednak wybrałeś mnie. Nie wiem czy żałujesz, będziesz żałować albo żałowałeś. Ale jesteś tutaj, w Sevilli ze mną i naszym maleństwem, które nie oszukujmy się, pojawiło się znienacka i w sumie to cud, że nam się udało.
- Moje plemniki by sobie nie poradziły? – zaśmiał się tak samo jak ja i pogłaskał mnie po brzuchu, a ja poczułam dziwne uczucie – No, ale chyba pójdę składać łóżeczko.
- Jakie łóżeczko? Kołyskę chyba.
- Eee… ale ta się nie kołysze. – rzucił a ja ścisnęłam mu mocno dłoń – Ała! Nie musisz tak reagować na moją pomyłkę.
- Pedro… ja chyba rodzę. – i poczułam mocniejszy skurcz
- Że co?! Mama!
- Co tak krzyczysz synku? – zaśmiała się i za nią z kanapką przyszedł Fernando – O matko, ty rodzisz! – zawołała i szybko znalazła się przy mnie

W sumie jedyne co pamiętam, to widok brata Pedro, któremu kanapka upadła na podłogę i tylko kolej rzeczy. Jak pojawiłam się w szpitalu i znalazłam na Sali operacyjnej. Nic więcej już nie pamiętam. Ale obudziłam się sama w pokoju, i trochę wpadłam w panikę. Ale zaraz pojawiła się pielęgniarka, która mi oznajmiła, że wszyscy czekają aż będą mogli wejść i zaraz przyniesie też mojego synka, który mimo wszystko urodził się zdrowy. Pomogła mi usiąść i czekałam na moje maleństwo. I zaraz pojawił się z Pedro, do którego się szeroko uśmiechnęłam. Pielęgniarka podała mi synka, którego jak tylko zobaczyłam to od razu poczułam łzy w oczach. Zostałam sama z Pedro, który stał przy łóżku z uśmiechem.

- Usiądź tutaj. – poklepałam miejsce obok mnie, na co usiadł na łóżku i się do niego przytuliłam z małym – Widzisz skarbie, to twoi szaleni rodzice. – szepnęłam głaszcząc małego po główce
- Nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy. – szepnął Pedro i połaskotał go po brzuszku i usłyszałam dźwięk robionego zdjęcia
- Tacy słodcy. – uśmiechnęła się mama – Ale chciałam tylko zdjęcie i zostawiam was samych. – puściła nam oczko na co się zaśmiałam
- Już wiem dlaczego wybrałem ciebie. Przypominasz mi mamę. – wystawił mi język na co się serdecznie zaśmiałam i wpatrywałam w małego
- Moja perełka. – dałam mu buziaka w czoło – Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo mnie uszczęśliwiłeś.
- Ja już nie? – zaśmiał się Pedro na co dałam mu buziaka – Ale jesteście zdrowi i nie było żadnych komplikacji przy porodzie. I wypiszą cię w terminie. A tam dalej jest niezłożone łóżeczko, które pomyliłem z kołyską.
- Może być łóżeczko. – zaśmiałam się – Widocznie tak musiało być. Mimo porodu miesiąc przed terminem.
- I mimo tego, mały jest zdrowy i lekarz powiedział, że chyba pomylił się z terminem. Że widocznie musiałaś być w dziewiątym miesiącu już.
- Teraz ważne jest to, że już jest mały z nami. I za niedługo będziemy mogli wyjść na spacer, nawet nie wiesz jak się z tego cieszę i nie mogę się już doczekać aż wyjdę.

- Wyjdziemy. I w sumie nie zdążyłem ci powiedzieć tego w domu… ale kocham cię Isabelle. Bardzo, bardzo, bardzo cię kocham. – szepnął i dał mi całusa którego odwzajemniłam 

&&&&

I mamy koniec opowiadania o Pedro i Isabel. Czyli o moim ulubionym bohaterze. Za każdym razem historie z nim w roli głównej pisze mi się bardzo szybko i lekko. Jednak to chyba byłoby na tyle... :D 

25. Fabien Alvaro.

Jak się okazało mama Pedro musiała pojechać na dwa dni do La Coruny, aby coś załatwić. Więc Pedro podrzucił ją rano na pociąg i tym razem zostałam sama w mieszkaniu. Ale przynajmniej odpoczywałam psychicznie od nich, bo nawet mój mąż pojechał na mecz. A nie powiem, ich troska trochę na mnie działała w drugą stronę. Ale spałam sobie w najlepsze kiedy poczułam głaskanie po ramieniu. Zamruczałam jedynie i odwróciłam się na plecy gdzie widziałam Pedro.

- Dzień dobry. – uśmiechnął się do mnie – Jak się macie?
- Całkiem dobrze. Umówiłam się wczoraj na wizytę. Za tydzień w czwartek.
- W takim razie pojadę z tobą. Mam nadzieje, że umówiłaś się na późne popołudnie? – a ja pokiwałam głową, że tak – To dobrze. Ale mama wróci dopiero jutro.
- Odpocznie od opieki nade mną.
- Wiem, że się męczysz. – westchnął głaszcząc mnie po policzku – Ale to dla twojego zdrowia i naszego maleństwa.
- Wiem o tym. Ale czasem… po prostu mam ochotę wyjść i nie wrócić. Nie jestem dzieckiem, mogę robić niektóre rzeczy sama. A w dodatku, zawsze uważałam, że ciąża to nie choroba. A tutaj co? Jestem przykuta do łóżka. Ja po prostu chciałabym poczuć się jak dawniej.
- Pojedziemy do lekarza i może cię porwę na godzinkę na spacer? Chyba jak raz przejdziesz się po parku to nie zaszkodzi?
- Nie wiem. Ale nie mam w czym wyjść. – poczułam pierwszą łzę – Jestem nieatrakcyjna, w nic się nie mieszczę i muszę chodzić w twoich spodenkach i koszulce. – wskazałam na swój strój  
- Wiesz… to mi się akurat podoba. Chociaż jak dla mnie, mogłabyś chodzić tylko w mojej koszuli. Zawsze uwielbiałem cię w takim wydaniu.
- Wolisz mnie w ubraniu niż nagą? – wypłakałam a on westchnął jedynie
- Nie chciałem tego mówić, bo wystarczy tylko to słowo, a już mam wszystko dokładnie przed oczami. – pogłaskał mnie po brzuchu – Każdy pieprzyk na twoim ciele. Zwłaszcza ten malutki na wewnętrznej części lewego uda.
- Pedro… - jęknęłam i myślałam, że się rozpłaczę bardziej – Chcę się kochać!
- Ale nie możemy.
- Wiem o tym i to jest kolejny powód dlaczego ta ciąża mnie wkurwia. Nie mogę nawet kochać się z moim mężem. Nic nie mogę… i jak na złość myślą o mnie, że nie doceniam troski jaką mi wszyscy ofiarują. Ale jak mam to robić, kiedy zostałam wykluczona z mojego własnego życia.
- Kto tak mówi?
- Nie ważne… w dodatku na górze pieprzą się jak króliki. Trzy razy doszła, a ja nie mogę. Te hormony mnie dobiją.
- Kochanie. – zaśmiał się Pedro i od razu mnie pocałował

Jednym pocałunkiem rozbudził już moje zmysły. Leżeliśmy na łóżku i się tylko całowaliśmy jak para nastolatków, gdzie za drzwiami znajdowali się rodzice. Moje ciało reagowało na każdy dotyk i szybko pozbyliśmy się naszych ubrań. Mimo tego, ze nie mogliśmy pozwolić sobie na jakikolwiek kontakt fizyczny w którym Pedro musiał znajdować się we mnie to jednak daliśmy sobie radę. Spełniona i zrelaksowana leżałam na łóżku z szerokim uśmiechem, a obok mnie równie zrelaksowany Pedro.

- Dostałem propozycję przedłużenia umowy. – odezwał się a ja zdziwiona na niego spojrzałam – Chcą mnie w Sevilli na kolejny sezon.
- A ty? Czego chcesz?
- Podoba mi się tutaj. – od razu zauważył – Drużyna jest fajna, klub mile mnie przyjął. W dodatku miasto mi się też podoba, to co tu mamy też.
- Ale w Madrycie masz córkę. – rzuciłam
- I jeśli wrócę, będę siedzieć na ławce. Albo znowu mnie gdzieś wypożyczą.
- W takim razie musisz podjąć decyzję. – pogłaskałam go po klatce piersiowej – Ja wyjadę z tobą gdzie tylko będzie trzeba. I dobrze wiesz, że dobrze się czuję i tutaj, i w Madrycie. Chociaż tutaj jak na razie jestem sama, ale tylko muszę urodzić i to się zmieni. – uśmiechnęłam się do niego
- Masz moją mamę.
- To wiem. Dużo mi pomaga, i już wiem co i jak. Aż taka przerażona nie jestem.
- W końcu wychowała dwóch synów. – wystawił mi język – Ale jakie potrzebujesz ubrania?
- Wygodne. Leginsy i jakieś koszulki. W sumie to mogę nosić twoje, jeśli się nie zaczniesz skarżyć. Bo niestety trzydzieści sześć to nie mój rozmiar.
- Poszukaj czegoś w necie i mi tylko daj znać. A ci kupię to co chcesz. Bo nie chce znowu wyjść na tego głupka, co nie tak dawno. Do tej pory pamiętam, jak nie byłaś zadowolona z mojego prezentu.
- Byłam wtedy wredna, liczy się gest. A ja tak to potraktowałam. – westchnęłam
- Tylko trochę. Powiedziałaś, ze nie będziesz ubierać się jak tania cizia, nawet dla własnego męża.
- Przepraszam. – zaśmiałam się – Ale ta sukienka zdecydowanie nie należała do mojego gustu. Ale kolejna była śliczna.
- Bo sama sobie ją wybrałaś. – westchnął, ale się uśmiechał – Od tamtej pory przyrzekłem sobie, ze już nigdy więcej nie kupię ci ciucha.
- Ale za to inne prezenty są jak najbardziej udane. Dodatki potrafisz dobierać do mnie idealnie. Zacząłeś od pierścionka zaręczynowego. Bieliznę też. – szepnęłam na co się zaśmiał – Ale musisz się porządnie zastanowić, i daj mi znać. Bo…
- Wiem, że w naszej garderobie chowasz ciuszki dla małego. Widziałem te skarpetki. – zaśmiał się a ja poczułam ciepło na policzkach. – Słodkie.
- Wiem, kiedy oglądam je na necie to nie mogę się opanować. Wiem, wiem. Mówiłam ci, że poczekam na twoje decyzję i dopiero wtedy zacznę urządzać pokoik dla małego i wydawać twoje pieniądze.
- Skarbie, ale ja to doskonale rozumiem. W sumie to sam dorzuciłem ci do kolekcji parę rzeczy.
- No a jak ja się ciebie pytałam to milczałeś, ty niedobry. – zaśmiałam się i w niego wtuliłam – Ale dalej nie mamy imienia.
- Ale nie śmiej się… zawsze chciałem, aby moje dziecko nazywało się Alvaro. Oczywiście rozumiem, że ty pewnie masz swoje typy i pewnie francuskie.
- Właściwie to mam jedno Fabien. Ale… może być na drugie. Niech ma Alvaro Fabien.
- Nie. – od razu rzucił, więc na niego spojrzałam – Fabien Alvaro. I tak będzie miał moje nazwisko pierwsze.
- W takim razie mamy najważniejsze. – uśmiechnęłam się szeroko – I teraz spokojnie będziemy mogły poczekać na resztę.
- Mogły? – zdziwiony na mnie spojrzał
- Noo z mamą. Naprawdę ją uszczęśliwiliśmy. Dużo z nią rozmawiam i wiem jak bardzo tęskni za synkami. Chociaż sam mówiłeś, że twój brat chce wrócić, ale nie wiadomo jeszcze nic. Nie odzywał się do ciebie od dwóch miesięcy.
- Wiem o tym, w sumie pewnie tylko tak o rzucił, że wraca. Wiesz jaki on jest, non stop ma milion pomysłów na minutę.
- Starszy brat. – wystawiłam mu język – Ja coś o tym wiem.


Pedro jedynie się zaśmiał i mnie mocno do siebie przytulił. Zadowolona leżałam słuchając jego bicia serca i po woli zasypiałam. 

24. W ogóle nie przybierasz na wadze.

Dni mijały i jak dla mnie ciągle były takie same. Nic się nie zmieniało, albo leżałam na łóżku, albo na kanapie, albo też siedziałam na tarasie z mamą. Dużo rozmawiałyśmy, a także ja pracowałam, a ona zajmowała się sobą. Ale nadszedł weekend gdzie miała przyjechać para z Madrytu. Oczywiście moja teściowa wszystko przygotowała, tak samo jak Pedro. Rozplanował już każdą chwilę, a mi naprawdę było przykro, że nie mogę w tym wszystkim uczestniczyć. Dlatego postanowiłam się po prostu przygotować i zawaliłam pracą. Dzisiaj Pedro wstał dosyć wcześnie, aby pojechać po dziewczyny na dworzec. Tyle tylko, że i mnie obudził więc z pomrukiem odwróciłam się na plecy i otworzyłam zaspane oczy.

- Aj przepraszam. – westchnął zakładając bluzę – Nie chciałem cię obudzić.
- Ostatnio mam słaby sen. No, ale gotowy?
- Tak. – uśmiechnął się – Ale idź spać, jest dopiero siódma, przede mną długa droga na dworzec.
- Więc uciekaj, bo na pewno nie chcesz się spóźnić.
- No tak, więc dobranoc. – dał mi całusa, którego odwzajemniłam

Pedro wyszedł, więc tylko westchnęłam i przyłożyłam głowę do poduszki o dziwo znowu poszłam spać. Kiedy jednak przebudziłam się ponownie to słyszałam śmiechy, więc tylko westchnęłam bo zaspałam. Ale wstałam powoli z łóżka i założyłam na siebie leginsy i bluzkę. A na to sweter. To były jedyne rzeczy w których dobrze czułam się w domu i w sumie, nie musiałam się stroić. Tyle tylko, że leginsy robiły się coraz mniejsze i wiedziałam, że muszę poprosić Pedro, albo jego mamę aby zrobili dla mnie zakupy. W dodatku jakieś większe bluzki też by mi się przydały. Ale gotowa wyszłam z sypialni i poszłam do salonu, gdzie wszyscy siedzieli i widziałam uroczyste śniadanie. Nie powiem, ale trochę mnie to zabolało, że nikt mnie nie obudził nawet do świętowania.

- Witaj kochanie. – odezwała się do mnie mama Pedro, która mnie zauważyła – Siadaj, już ci zaparzę herbaty. – poleciała do kuchni szybciej niż cokolwiek powiedziałam, ale usiadłam w fotelu, które zwolnił mi Pedro i sam usiadł na pufie
- Hej, jak się czujesz? – odezwała się Estefania na co westchnęłam
- Dzisiaj dotarło do mnie, że moje ciuchy zaczynają być coraz mniejsze. – pogłaskałam się po brzuchu – A to dla mnie nowość, zwłaszcza że sama nie mogę iść nawet wybrać sobie nowej bluzki. Ale wracając do twojego pytania, to dzisiaj czuję się całkiem dobrze.
- To dobrze, ale pamiętam jak ja miałam problem z doborem odpowiedniej garderoby, we wszystkim czułam się grubo. – zaśmiała się a ja od razu złapałam za pyszności na stole
- Herbatka już jest. – uśmiechnęła się do mnie teściowa co odwzajemniłam – Ale od czego dzisiaj zaczynacie?
- Chcę dziewczynom pokazać miasto, i kilka atrakcji zaplanowałem. Mam dzisiaj wolne, a jutro tylko trening i znowu wolne. Bo mecz w poniedziałek dopiero.
- W takim razie przygotuje wam przekąski.
- Nie trzeba mamuś. – zaśmiał się Pedro – Kupimy po drodze. Ale może pójdziesz z nami?
- Nie, nie. Posiedzę sobie z Isabelle.
- Ale mamuś nie trzeba. – od razu się odezwałam – W końcu sama nie widziałaś miasta, a jest naprawdę śliczne. A ja dam sobie radę sama.
- Właśnie! Babciu… - Blanca zrobiła maślane oczka, na co się zgodziła, ale widziałam, że nie jest przekonana do tego pomysłu
- Obiecuję, że będę siedzieć w pokoju, na łóżeczku i robiła swoje.

O dziwo dała się przekonać i tylko ich pożegnałam, a sama zakopałam się pod koc z wszystkimi rzeczami i po prostu skupiłam na pracy, ale jednak zgłodniałam i miałam ochotę na coś innego niż miałam przygotowane na stoliku, i w sumie był to już wieczór, więc poszłam do łazienki i do kuchni gdzie przeszukiwałam szafki w poszukiwaniu czegoś dobrego. Tyle tylko, że chciałam napić się czekolady, a jak na złość ktoś odstawił słoik na górną półkę, więc westchnęłam tylko i wspięłam się na palcach po nią, ale nie miałam metra osiemdziesięciu coś jak Pedro, a nie pomyślałam o tym, aby podstawić sobie krzesło. I kiedy zadowolona ściągnęłam czekoladę to spadł mi słoik z kawą. I roztrzaskał się na drobne kawałki, jęknęłam tylko, ale od razu kucnęłam i zaczęłam sprzątać. Tyle tylko, że się przecięłam i od razu jak na złość zaczęła lecieć mi krew. I na moje nieszczęście, w drzwiach pojawiła się teściowa.

- O matko! – szybko znalazła się obok mnie, a ja tylko westchnęłam i moczyłam dłoń w wodzie – Lepiej jechać do szpitala.
- To tylko mała ranka. Nic mi nie jest. – od razu zauważyłam i w kuchni pojawiła się Estefania
- Ja opatrzę, mam w tym akurat wprawę. – rzuciła, i poszłyśmy do łazienki, ale widziałam wzrok Pedro – Wystarczy tylko wytrzeć i zakleić plastrem.
- Mówiłam o tym. – westchnęłam – Ale czasem traktują mnie jak jajko.
- Powinnaś być wdzięczna za to, ze tak o ciebie dbają. Niektórzy nie mają tego szczęścia.
- I jestem. – od razu zauważyłam, ale nie powiem jej tekst mnie poruszył – I dzięki, ale sama już sobie poradzę. – zostałam sama w łazience i sobie opatrzyłam ranę, przyklejając plaster i kiedy wyszłam to widziałam porządek w kuchni i resztę siedzącą w salonie
- Kochanie dlaczego się wspinałaś? – usłyszałam Pedro
- Chciałam tylko czekoladę i przypadkiem strąciłam kawę. Nic wielkiego, nic mi nie jest.

Oczywiście zostałam już wycofana, bo reszta wspominała dzisiejszy dzień. Chociaż widziałam, że moja teściowa jest wycofana. Ja sama wróciłam do sypialni i położyłam się na łóżku. Wzięłam do ręki książkę, ale jednak zasnęłam. Poczułam tylko jak ktoś mi wyciąga z dłoni książkę, więc zamruczałam i otworzyłam zaspane oczy.

- Przepraszam, znowu cię obudziłem. – westchnął Pedro na co przetarłam oczy – Ale zasnęłaś z książką i czas spać. Więc lepiej przebierz się w piżamkę.
- No tak. – westchnęłam wstając, gdzie poszłam do łazienki i kiedy wróciłam to przebrałam się w piżamę
- Wcale nie wyglądasz na kogoś w ciąży. W ogóle nie przybierasz na wadze.
- To nie było miłe. – jęknęłam kładąc się do łóżka – Muszę wysłać kogoś na zakupy dla mnie. Chyba, że będę mogła zamówić coś przez internet.
- Załatwię to. – puścił mi oczko – Ale jak ręka?
- Dobrze, to tylko małe skaleczenie. – westchnęłam – Nie umieram od tego. – mruknęłam odwracając się do niego tyłem


Pedro jedynie westchnął, a ja zamknęłam oczy bo poczułam jedną łzę. Ale jednak zasnęłam wykończona. W sumie na drugi dzień również zostałam sama w mieszkaniu. Ale już nie miałam problemu z niczym bo jakimś cudem rzeczy, na które mogłabym mieć ochotę były na niższych pólkach. Więc pewnie mama zanim wszyscy wstali, przygotowała się na każdy możliwy wariant. 

Archiwum bloga