Jak się okazało mama Pedro musiała pojechać na dwa dni do La
Coruny, aby coś załatwić. Więc Pedro podrzucił ją rano na pociąg i tym razem
zostałam sama w mieszkaniu. Ale przynajmniej odpoczywałam psychicznie od nich,
bo nawet mój mąż pojechał na mecz. A nie powiem, ich troska trochę na mnie
działała w drugą stronę. Ale spałam sobie w najlepsze kiedy poczułam głaskanie
po ramieniu. Zamruczałam jedynie i odwróciłam się na plecy gdzie widziałam
Pedro.
- Dzień dobry. – uśmiechnął się do mnie – Jak się macie?
- Całkiem dobrze. Umówiłam się wczoraj na wizytę. Za tydzień
w czwartek.
- W takim razie pojadę z tobą. Mam nadzieje, że umówiłaś się
na późne popołudnie? – a ja pokiwałam głową, że tak – To dobrze. Ale mama wróci
dopiero jutro.
- Odpocznie od opieki nade mną.
- Wiem, że się męczysz. – westchnął głaszcząc mnie po
policzku – Ale to dla twojego zdrowia i naszego maleństwa.
- Wiem o tym. Ale czasem… po prostu mam ochotę wyjść i nie
wrócić. Nie jestem dzieckiem, mogę robić niektóre rzeczy sama. A w dodatku,
zawsze uważałam, że ciąża to nie choroba. A tutaj co? Jestem przykuta do łóżka.
Ja po prostu chciałabym poczuć się jak dawniej.
- Pojedziemy do lekarza i może cię porwę na godzinkę na
spacer? Chyba jak raz przejdziesz się po parku to nie zaszkodzi?
- Nie wiem. Ale nie mam w czym wyjść. – poczułam pierwszą
łzę – Jestem nieatrakcyjna, w nic się nie mieszczę i muszę chodzić w twoich
spodenkach i koszulce. – wskazałam na swój strój
- Wiesz… to mi się akurat podoba. Chociaż jak dla mnie,
mogłabyś chodzić tylko w mojej koszuli. Zawsze uwielbiałem cię w takim wydaniu.
- Wolisz mnie w ubraniu niż nagą? – wypłakałam a on
westchnął jedynie
- Nie chciałem tego mówić, bo wystarczy tylko to słowo, a
już mam wszystko dokładnie przed oczami. – pogłaskał mnie po brzuchu – Każdy
pieprzyk na twoim ciele. Zwłaszcza ten malutki na wewnętrznej części lewego
uda.
- Pedro… - jęknęłam i myślałam, że się rozpłaczę bardziej –
Chcę się kochać!
- Ale nie możemy.
- Wiem o tym i to jest kolejny powód dlaczego ta ciąża mnie
wkurwia. Nie mogę nawet kochać się z moim mężem. Nic nie mogę… i jak na złość
myślą o mnie, że nie doceniam troski jaką mi wszyscy ofiarują. Ale jak mam to
robić, kiedy zostałam wykluczona z mojego własnego życia.
- Kto tak mówi?
- Nie ważne… w dodatku na górze pieprzą się jak króliki.
Trzy razy doszła, a ja nie mogę. Te hormony mnie dobiją.
- Kochanie. – zaśmiał się Pedro i od razu mnie pocałował
Jednym pocałunkiem rozbudził już moje zmysły. Leżeliśmy na
łóżku i się tylko całowaliśmy jak para nastolatków, gdzie za drzwiami
znajdowali się rodzice. Moje ciało reagowało na każdy dotyk i szybko pozbyliśmy
się naszych ubrań. Mimo tego, ze nie mogliśmy pozwolić sobie na jakikolwiek
kontakt fizyczny w którym Pedro musiał znajdować się we mnie to jednak daliśmy
sobie radę. Spełniona i zrelaksowana leżałam na łóżku z szerokim uśmiechem, a
obok mnie równie zrelaksowany Pedro.
- Dostałem propozycję przedłużenia umowy. – odezwał się a ja
zdziwiona na niego spojrzałam – Chcą mnie w Sevilli na kolejny sezon.
- A ty? Czego chcesz?
- Podoba mi się tutaj. – od razu zauważył – Drużyna jest
fajna, klub mile mnie przyjął. W dodatku miasto mi się też podoba, to co tu
mamy też.
- Ale w Madrycie masz córkę. – rzuciłam
- I jeśli wrócę, będę siedzieć na ławce. Albo znowu mnie
gdzieś wypożyczą.
- W takim razie musisz podjąć decyzję. – pogłaskałam go po
klatce piersiowej – Ja wyjadę z tobą gdzie tylko będzie trzeba. I dobrze wiesz,
że dobrze się czuję i tutaj, i w Madrycie. Chociaż tutaj jak na razie jestem
sama, ale tylko muszę urodzić i to się zmieni. – uśmiechnęłam się do niego
- Masz moją mamę.
- To wiem. Dużo mi pomaga, i już wiem co i jak. Aż taka
przerażona nie jestem.
- W końcu wychowała dwóch synów. – wystawił mi język – Ale
jakie potrzebujesz ubrania?
- Wygodne. Leginsy i jakieś koszulki. W sumie to mogę nosić
twoje, jeśli się nie zaczniesz skarżyć. Bo niestety trzydzieści sześć to nie
mój rozmiar.
- Poszukaj czegoś w necie i mi tylko daj znać. A ci kupię to
co chcesz. Bo nie chce znowu wyjść na tego głupka, co nie tak dawno. Do tej
pory pamiętam, jak nie byłaś zadowolona z mojego prezentu.
- Byłam wtedy wredna, liczy się gest. A ja tak to potraktowałam.
– westchnęłam
- Tylko trochę. Powiedziałaś, ze nie będziesz ubierać się
jak tania cizia, nawet dla własnego męża.
- Przepraszam. – zaśmiałam się – Ale ta sukienka
zdecydowanie nie należała do mojego gustu. Ale kolejna była śliczna.
- Bo sama sobie ją wybrałaś. – westchnął, ale się uśmiechał
– Od tamtej pory przyrzekłem sobie, ze już nigdy więcej nie kupię ci ciucha.
- Ale za to inne prezenty są jak najbardziej udane. Dodatki
potrafisz dobierać do mnie idealnie. Zacząłeś od pierścionka zaręczynowego. Bieliznę
też. – szepnęłam na co się zaśmiał – Ale musisz się porządnie zastanowić, i daj
mi znać. Bo…
- Wiem, że w naszej garderobie chowasz ciuszki dla małego.
Widziałem te skarpetki. – zaśmiał się a ja poczułam ciepło na policzkach. –
Słodkie.
- Wiem, kiedy oglądam je na necie to nie mogę się opanować.
Wiem, wiem. Mówiłam ci, że poczekam na twoje decyzję i dopiero wtedy zacznę
urządzać pokoik dla małego i wydawać twoje pieniądze.
- Skarbie, ale ja to doskonale rozumiem. W sumie to sam
dorzuciłem ci do kolekcji parę rzeczy.
- No a jak ja się ciebie pytałam to milczałeś, ty niedobry.
– zaśmiałam się i w niego wtuliłam – Ale dalej nie mamy imienia.
- Ale nie śmiej się… zawsze chciałem, aby moje dziecko
nazywało się Alvaro. Oczywiście rozumiem, że ty pewnie masz swoje typy i pewnie
francuskie.
- Właściwie to mam jedno Fabien. Ale… może być na drugie.
Niech ma Alvaro Fabien.
- Nie. – od razu rzucił, więc na niego spojrzałam – Fabien
Alvaro. I tak będzie miał moje nazwisko pierwsze.
- W takim razie mamy najważniejsze. – uśmiechnęłam się
szeroko – I teraz spokojnie będziemy mogły poczekać na resztę.
- Mogły? – zdziwiony na mnie spojrzał
- Noo z mamą. Naprawdę ją uszczęśliwiliśmy. Dużo z nią
rozmawiam i wiem jak bardzo tęskni za synkami. Chociaż sam mówiłeś, że twój
brat chce wrócić, ale nie wiadomo jeszcze nic. Nie odzywał się do ciebie od
dwóch miesięcy.
- Wiem o tym, w sumie pewnie tylko tak o rzucił, że wraca.
Wiesz jaki on jest, non stop ma milion pomysłów na minutę.
- Starszy brat. – wystawiłam mu język – Ja coś o tym wiem.
Ha! Doczekałam się ciążowych humorków Isabelle :D Chociaż i tak nie było Armagedonu i Pedro poradził sobie z "uspokojeniem" jej ^^ Myślę że gdy będzie trzymała synka w ramionach to zrozumie, że ten cały trud się opłacił i poczuje wdzięczność za pomoc :)
OdpowiedzUsuń