Miesiąc… jeszcze miesiąc i będę mogła wyjść z domu, i robić
to na co miałam ochotę. Pedro już mi zapowiedział, że po porodzie weźmie mnie
na długi spacer, a raczej na tyle ile będzie możliwe, kiedy Fabien będzie spać. Więc nie mogłam się doczekać. W
dodatku, mieliśmy już wszystko. Pedro postanowił zostać w Sevilli i tutaj grać.
Więc od nowa zaczęłyśmy z mamą urządzać pokój. A raczej, Pedro bo sam się
włączył w to. Zwłaszcza kiedy musiał iść do sklepu i sprawdzić czy to co
wybrałyśmy się nadaje. Leżałam właśnie na kanapie gdzie wraz z mamą oglądałyśmy
jakąś ckliwa komedię romantyczną, kiedy usłyszeliśmy jak do mieszkania wchodzi
Pedro.
- Nie uwierzycie kogo spotkałem i kto mi pomógł wnieść tutaj
kołyskę. – krzyknął Pedro i wszedł do salonu z jego bratem
- Syneczku! – zawołała teściowa i do niego od razu podbiegła
mocno przytulając
- Mamuś spokojnie. – zaśmiał się sam ją przytulając – Tato
był mniej wylewny.
- Byłeś w domu? – zdziwiona na niego spojrzała
- Tak. Od razu tam pojechałem, ale mnie poinformował, że
moja mama mieszka teraz z braciszkiem w Sevilli. Dużo mnie ominęło. – zaśmiał
się
- No tak, ale już wróciłeś? I gdzie zamieszkasz?
- Spokojnie mamuś. Daj mi się przywitać. – zauważył ze
śmiechem i podszedł do mnie – No, no. Ale ten mój bratanek duży. – zaśmiał się
i mnie przytulił – Jak zawsze śliczna.
- Ah dziękuje bardzo. – uśmiechnęłam się do niego
- I oczywiście gratuluję. Pedro już to powiedziałem na dole
kiedy biedny nie wiedział jak wyciągnąć kołyskę z auta. Pewnie nie będzie
wiedzieć jak złożyć. – puścił mi oczko na co się zaśmiałam
- Oj już nie bądź tak złośliwy. Pedro praktycznie sam złożył
wszystko w pokoju. – broniłam swojego męża, który tylko się szeroko uśmiechnął
- No tak. Ale nie powiem, informacja o tym, że mój młodszy
braciszek ma już dwójkę to był szok. I to jeszcze z kim, z dwiema
najseksowniejszymi kobietami. – rzucił a ja od razu spuściłam głowę
- Synku. – od razu rzuciła moja teściowa – Pewnie jesteś
głodny, zjesz coś? Albo lepiej chodź, zjesz kanapki w kuchni.
- Dalej jesteś zazdrosna? – zaśmiał się Pedro kiedy
zostaliśmy sami i usiadł obok mnie a ja zaprzeczyłam – Kłamczuszka. – dał mi
całusa – Dla mnie jest tylko jedna seksowna, i mały kopie? – dotknął mojego
brzucha i od razu Fabien się ożywił – Jeszcze miesiąc. I będziemy mieć wakacje.
- Żałujesz, że nigdzie nie pojedziesz? – spojrzałam na niego
a on od razu pokiwał głową, że nie – Nawet, że nie pojedziesz z córką?
- Właśnie… co do tego. – podrapał się po głowie – Pomyślałem
sobie, ze może przyjedzie do nas na dłużej? Oswoi się też z wiadomością, że ma
braciszka.
- Tylko zdajesz sobie sprawę z tego, że może być bardzo
zazdrosna? Pamiętam jak ja przeżywałam pojawienie się mojej siostrzyczki na
świecie, nawet Fernando może ci to powiedzieć. Bo na pewno nie był szczęśliwy,
że jego mamusia nagle skupiła się na tobie. A tutaj nie będzie mamusia, ale
tatuś. No chyba, że zamierzasz skupić swoją uwagę tylko na Blance.
- Owszem pomogę ci, ale nie w takim stopniu jak ty będziesz
zajmować się małym. W końcu go nie nakarmię. I nie będziesz musiała opiekować
się Blancą, to wezmę na swoją głowę.
- Pedro to nie tak, że najchętniej bym ją trzymała od siebie
z dala. W końcu nie mogę winić dziecka za czyny rodziców. Chociaż wiem, że dalej
coś czujesz do jej mamy, tak samo jak ona czuje coś do ciebie. Ale to akurat
zrozumiałe, wielkiej miłości nie da się wymazać. I nie przerywaj mi – bo
widziałam, że chce coś powiedzieć – Ale jesteś tutaj, w Sevilli. Kiedy miałeś
szansę być z nią, to jednak wybrałeś mnie. Nie wiem czy żałujesz, będziesz
żałować albo żałowałeś. Ale jesteś tutaj, w Sevilli ze mną i naszym maleństwem,
które nie oszukujmy się, pojawiło się znienacka i w sumie to cud, że nam się
udało.
- Moje plemniki by sobie nie poradziły? – zaśmiał się tak
samo jak ja i pogłaskał mnie po brzuchu, a ja poczułam dziwne uczucie – No, ale
chyba pójdę składać łóżeczko.
- Jakie łóżeczko? Kołyskę chyba.
- Eee… ale ta się nie kołysze. – rzucił a ja ścisnęłam mu
mocno dłoń – Ała! Nie musisz tak reagować na moją pomyłkę.
- Pedro… ja chyba rodzę. – i poczułam mocniejszy skurcz
- Że co?! Mama!
- Co tak krzyczysz synku? – zaśmiała się i za nią z kanapką
przyszedł Fernando – O matko, ty rodzisz! – zawołała i szybko znalazła się przy
mnie
W sumie jedyne co pamiętam, to widok brata Pedro, któremu
kanapka upadła na podłogę i tylko kolej rzeczy. Jak pojawiłam się w szpitalu i
znalazłam na Sali operacyjnej. Nic więcej już nie pamiętam. Ale obudziłam się
sama w pokoju, i trochę wpadłam w panikę. Ale zaraz pojawiła się pielęgniarka, która
mi oznajmiła, że wszyscy czekają aż będą mogli wejść i zaraz przyniesie też
mojego synka, który mimo wszystko urodził się zdrowy. Pomogła mi usiąść i
czekałam na moje maleństwo. I zaraz pojawił się z Pedro, do którego się szeroko
uśmiechnęłam. Pielęgniarka podała mi synka, którego jak tylko zobaczyłam to od
razu poczułam łzy w oczach. Zostałam sama z Pedro, który stał przy łóżku z
uśmiechem.
- Usiądź tutaj. – poklepałam miejsce obok mnie, na co usiadł
na łóżku i się do niego przytuliłam z małym – Widzisz skarbie, to twoi szaleni
rodzice. – szepnęłam głaszcząc małego po główce
- Nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy. – szepnął Pedro i
połaskotał go po brzuszku i usłyszałam dźwięk robionego zdjęcia
- Tacy słodcy. – uśmiechnęła się mama – Ale chciałam tylko
zdjęcie i zostawiam was samych. – puściła nam oczko na co się zaśmiałam
- Już wiem dlaczego wybrałem ciebie. Przypominasz mi mamę. –
wystawił mi język na co się serdecznie zaśmiałam i wpatrywałam w małego
- Moja perełka. – dałam mu buziaka w czoło – Nawet nie
zdajesz sobie sprawy jak bardzo mnie uszczęśliwiłeś.
- Ja już nie? – zaśmiał się Pedro na co dałam mu buziaka –
Ale jesteście zdrowi i nie było żadnych komplikacji przy porodzie. I wypiszą
cię w terminie. A tam dalej jest niezłożone łóżeczko, które pomyliłem z
kołyską.
- Może być łóżeczko. – zaśmiałam się – Widocznie tak musiało
być. Mimo porodu miesiąc przed terminem.
- I mimo tego, mały jest zdrowy i lekarz powiedział, że
chyba pomylił się z terminem. Że widocznie musiałaś być w dziewiątym miesiącu
już.
- Teraz ważne jest to, że już jest mały z nami. I za
niedługo będziemy mogli wyjść na spacer, nawet nie wiesz jak się z tego cieszę
i nie mogę się już doczekać aż wyjdę.
- Wyjdziemy. I w sumie nie zdążyłem ci powiedzieć tego w
domu… ale kocham cię Isabelle. Bardzo, bardzo, bardzo cię kocham. – szepnął i dał
mi całusa którego odwzajemniłam
&&&&
I mamy koniec opowiadania o Pedro i Isabel. Czyli o moim ulubionym bohaterze. Za każdym razem historie z nim w roli głównej pisze mi się bardzo szybko i lekko. Jednak to chyba byłoby na tyle... :D
Na całe szczęście wszystko skończyło się dobrze i na świecie pojawił się zdrowy Fabien :) Mimo, że zaskoczył wszystkich wokół ^^ To już koniec? ;o Oczami wyobraźni widziałam więcej scen tatuś-mamusia-synek, a tu już trzeba się z nimi żegnać. Cieszy mnie, że mimo początkowych problemów, zdołali dojść do porozumienia :) Chociaż nie raz jedno albo drugie podniosło mi ciśnienie! Na całe szczęście nauczyli się czym jest kompromis :)
OdpowiedzUsuń